Do tej pory wydawało się, że sędziowie w PGE Ekstralidze mają idealne warunki do pracy. Przecież w każdej chwili mogą poprosić o powtórkę i oglądać ją do znudzenia, zanim wydadzą werdykt. W niedzielę technologia nie uchroniła jednak arbitra Ryszarda Bryły od poważnej wpadki, którą szef polskich sędziów Leszek Demski nazwał "wielbłądem".
W drugim podejściu do ostatniego wyścigu spotkania pomiędzy Fogo Unią Leszno a Betardem Spartą Wrocław Vaclav Milik poszerzył tor jazdy Piotra Pawlickiego, przez co doszło do upadku zawodnika leszczyńskiej drużyny. Sędzia zarządził powtórkę w pełnym składzie, mimo że powinien był wykluczyć Czecha. Ten w powtórce wygrał i mecz zakończył się wygraną Unii 49:41, a powinno być 51:38.
Od razu ruszyła lawina krytyki i pojawiły się pytania, co będzie, jeśli drużynie z Leszna w rewanżu do mistrzostwa Polski zabraknie punktów, które straciła z powodu wpadki arbitra. Dyskusje na ten temat będą trwać całą zimę, a nie o to przecież chodziło.
Niektórzy twierdzą, że do takich pomyłek na tak ważnym etapie rozgrywek nie ma prawa dochodzić. Może dałoby się ich uniknąć, gdyby był drugi sędzia siedzący z nosem w telewizorze, który podpowiadałby temu pierwszemu, co zrobić. Słowem, odpowiednik piłkarskiego systemu VAR, który od pewnego czasu sprawdza się całkiem nieźle w piłce nożnej. Droga do jego wprowadzenia nie byłaby wcale długa.
- W pewnym sensie w żużlu VAR mamy od dłuższego czasu - zauważa Sławomir Kryjom, były menedżer Unibaksu Toruń i ekspert WP SportoweFakty. - Transmisje, które przeprowadza platforma nc+, to naprawdę całe mnóstwo kamer i dzięki temu wszystko widać jak na dłoni - dodaje.
Tak naprawdę chodziłoby zatem tylko o wyznaczenie dodatkowego arbitra, który będzie mógł sugerować głównemu błędy. Obaj mogliby również konsultować się w spornych sytuacjach. - Mówię takiemu rozwiązaniu tak, ale pod jednym warunkiem: muszą być trzy osoby, które będą się ze sobą konsultować. Co będzie, jak sędzia główny nie dogada się z tym drugim? Jeśli przy różnicy zdań i tak ma decydować ten pierwszy, to po co rozwinięcie funkcjonującego już systemu? - tłumaczy Kryjom.
Inni mają już jednak znacznie więcej wątpliwości. - Dla mnie technologia, którą mamy w tej chwili w żużlu, jest wystarczająca - przekonuje menedżer Get Well Toruń Jacek Frątczak. - Zastanowiłbym się tylko nad tym, żeby w sytuacji maksymalnie krytycznej sędzia miał możliwość odwołania się do Jury Zawodów. To byłaby najbardziej bezpieczna forma, ale trzeba się zastanowić, w jakich ramach regulaminowych mogło się to odbyć - dodaje Frątczak.
- A ja jestem przeciwna jakimkolwiek konsultacjom. Z tego będzie jeden wielki bałagan - zauważa z kolei Marta Półtorak. Była prezes Stal Rzeszów uważa, że w żużlu nie należy nic zmieniać. - Podpowiadanie sędziemu głównemu sprawi, że kompletnie rozmyje się nam odpowiedzialność. Ten drugi arbiter może widzieć coś zupełnie inaczej, czasami nawet interpretować wydarzenia w niewłaściwy sposób. I co będzie, jeśli przekona do tego głównego? Będzie jedno wielkie zamieszanie. Później będziemy słuchać dziwacznych tłumaczeń, że chciałem dobrze, ale ten drugi namieszał mi w głowie. Poza tym, drugi sędzia to zdecydowanie większe koszty.
Marta Półtorak twierdzi, że problem sędziów nie polega na tym, że brakuje im kogoś, z kim mogą się skonsultować. - Powtórki, które mają możliwość obejrzeć, w stu procentach rozwiązują sprawę. Rzecz w tym, że nie zawsze chcą je oglądać. Sama byłam świadkiem wielu takich sytuacji. Powinniśmy tego w większym stopniu wymagać od arbitrów - podsumowuje.
Warto przypomnieć, że dyskusje na temat na temat wprowadzenia drugiego sędziego trwały już wcześniej. Władze polskiego żużla miały pomysł, żeby taka osoba zasiadała na prostej przeciwległej do startu i była w stałym kontakcie z głównym arbitrem. Pomysł jednak nie przeszedł, bo kluby protestowały przeciwko zwiększaniu kosztów.
Na razie pozostaje mieć nadzieję, że pomyłek sędziowskich nie będzie w rewanżowym spotkaniu finałowym, które odbędzie się w najbliższą niedzielę na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Początek o 19:00.
ZOBACZ WIDEO Zobacz na czym polega praca kierownika startu