Dowodem na zadyszkę Fredrika Lindgrena są dwa ostatnie mecze ligowe w Polsce. W spotkaniu z Fogo Unią Leszno Szwed wywalczył zaledwie pięć punktów. Dwa "oczka" mniej zapisał na swoim koncie w rywalizacji z Cash Broker Stalą Gorzów. W obu spotkaniach wyszedł mu zaledwie jeden wyścig.
- W pierwszym spotkaniu miał defekt, a w drugim dwa. Najpierw złapał kapcia, a później przez świecę zepsuł się jego najlepszy silnik. Nie przestałem jednak w niego wierzyć. To bardzo dobry zawodnik, który wszystkim jeszcze pokaże, na co go stać - przekonuje w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Krzysztof Mrozek.
Z kolei Marian Maślanka uważa, że problem Lindgrena jest nieco bardziej złożony. - Moim zdaniem wszystko zaczęło się od kontuzji nogi. Uważam, że ciut za wcześnie wrócił na tor. Był w gazie, wszystko mu chodziło, więc nie chciał wypaść z obiegu - przekonuje były prezes częstochowskiego Włókniarza.
Nasz ekspert twierdzi, że Lindgren za wszelką cenę nie chciał stracić właściwego rytmu. Z czasem okazało się, że pojawił się inny problem. - On ma teraz bardzo dużo imprez. Wszystko się nawarstwia. Nie ma czasu ani na odpoczynek, ani na doleczenie nogi. Uważam, że on w tej chwili jeździ bez świeżości, która w żużlu jest niezwykle istotna - przekonuje Maślanka. - Proszę zauważyć, jak on punkuje. Od pewnego czasu początek zawodów w jego wykonaniu jest dobry. Nie chodzi tylko o ligę. W Grand Prix było to samo. Moim zdaniem to efekt przemęczenia - dodaje.
Zarówno Krzysztof Mrozek jak i Marian Maślanka nie mają jednak wątpliwości, że Szwed wróci do wysokiej formy i nie będzie na to potrzebować dużo czasu. Tak naprawdę tydzień lub dwa mogą załatwić sprawę.
ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc (WIDEO)