Adrian Miedziński: Nie czuję się winny wypadku z Doylem

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Adrian Miedziński
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Adrian Miedziński

Nie milkną echa zeszłotygodniowej kraksy z udziałem Adriana Miedzińskiego i Jasona Doyle'a. Torunianin nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności za tamto zdarzenie. - To była walka na torze - argumentuje Miedziński.

Skutki kolizji z 14. wyścigu meczu pomiędzy Get Well Toruń a Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra (44:46) są dość opłakane. Po karambolu z udziałem Adriana Miedzińskiego i Jasona Doyle'a (zdaniem sędziego sprawcą wypadku był Miedziński), obaj zawodnicy nie przystąpili do kolejnych ligowych spotkań swoich drużyn.

- Z Jasonem spotkaliśmy się jeszcze w szpitalu. Nie było żadnych pretensji. To była walka na torze. Jechaliśmy o punkty. Jasona pociągnęło na zbronowanej części toru na polach startowych, a ja się tego nie spodziewałem. Nie czuję się winny. Jechałem z prawej strony i nie spodziewałem się, że on nagle poszerzy tor jazdy. Nic nie mogłem zrobić - tłumaczył Miedziński, który w niedzielny wieczór był gościem magazynu PGE Ekstraligi na antenie nSport+.

Pojawiły się głosy, że Miedziński jeździ na wskroś agresywnie. Potwierdzają to zresztą statystyki, które mówią wprost, że 31-letni torunianin to najbrutalniej jeżdżący zawodnik na polskich torach. Miedziński niemal rokrocznie wygrywa niechlubną klasyfikację pod względem liczby wykluczeń. Zawodnik Get Well nie podziela jednak tej tezy.

- Moje wykluczenia nie są jednoznaczne. Oczywiście, jeżdżę bardziej ofensywnie i to prokuruje błędy - stwierdził Miedziński. - Jeżdżę dla Torunia od zawsze i zostawiam serce na torze. Może czasami, jak człowiek za bardzo chce, to tak wychodzi - dodał zawodnik Get Well Toruń, który barw swojej macierzystej drużyny broni nieprzerwanie od 2001 roku.

ZOBACZ WIDEO Nie wszyscy są jak Darcy Ward czy Bartosz Zmarzlik

Póki co nie wiemy, kiedy Miedziński wróci na tor. Get Well z pewnością go jednak potrzebuje, bo drużyna znajduje się obecnie w strefie spadkowej tabeli. W niedzielę podopieczni Jacek Gajewski znowu przegrali. Tym razem punkty z Motoareny wywieźli wrocławianie (41:49).

- Sport jest nieprzewidywalny i to jest piękne. To jest sinusoida. Czasem trzeba upaść niżej, na dno, żeby potem się od tego dna odbić. Nie będzie zawsze świecić słońce. Teraz musimy zebrać wszystkie siły, by uratować wynik dla Torunia. Mam nadzieję, że nam się to uda - zakończył gość magazynu.

Źródło artykułu: