Trener Cash Broker Stali Gorzów znalazł się w tarapatach. W czasie niedzielnego meczu PGE Ekstraligi w Gorzowie nazwał sędziego Tomasza Proszowskiego "drukarzem". Cała sprawa jest głośna, bo wypowiedź Stanisława Chomskiego usłyszeli wszyscy, którzy oglądali ten mecz w telewizji. Co prawda trener przeprosił już arbitra zawodów, ale nie oznacza to, że ominą go konsekwencje. Naruszył bowiem Przepisy Dyscyplinarne Sportu Żużlowego.
- Nie dołączę do grona osób, które Staszka teraz oskarżają. Sam przez lata prowadziłem drużyny i potrafię go zrozumieć - przekonuje Jan Krzystyniak. - Musimy pamiętać, że mecz w Toruniu był na styku i wszystko rozstrzygało się w ostatnim biegu. Adrenalina podskoczyła i Staszek się zagotował. Nie znam jednak trenera, który czasem nie znalazłby się w takiej sytuacji. Zdarza się, że przeklinamy pod nosem na arbitrów. W tym przypadku źle się stało, że słowa Chomskiego słyszeli wszyscy przed telewizorami - dodaje.
Były szkoleniowiec Unii Leszno wspomina, że sam przed laty bulwersował się decyzjami niektórych arbitrów. - Działo się tak głownie przy okazji wyjazdów. Mam nieodparte wrażenie, że gdy dochodzi do spornych sytuacji, to sędziowie zwykle przyznają decyzję na korzyść gospodarzy. Słowa drukarz raczej nigdy nie użyłem, ale krytyczne słowa z mojej strony padały. Kłopotu nie miałem, bo nigdy nie działo się to na oczach kamer - przyznaje.
Czy Chomski zostanie ukarany? Jeszcze nie wiadomo. Za znieważenie osoby urzędowej grozi mu w każdym razie kara pieniężna od 5 do 10 tysięcy złotych, kara zawieszenia od 6 miesięcy do 2 lat, a nawet dyskwalifikacja. - Bądźmy poważni. Zawieszanie Staszka byłoby głupotą i niebezpiecznym precedensem na przyszłość. Myślę, że on już teraz ma nauczkę i na przyszłość ugryzie się w język - kwituje Krzystyniak.
ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka i Artur Boruc w MMA? Łukasz "Juras" Jurkowski zabrał głos