Tak się wyginał, że mówili na niego Moran. Uraz głowy i kręgów szyjnych wyhamował jego karierę

WP SportoweFakty / Wojciech Szubartowski / Hans Nielsen i Jerzy Głogowski
WP SportoweFakty / Wojciech Szubartowski / Hans Nielsen i Jerzy Głogowski

Jerzy Głogowski startował na żużlu przez blisko dwadzieścia sezonów. Sympatię wśród kibiców zdobył w macierzystym Lublinie oraz w Krośnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Szkolenie zawodników powinno zaczynać się jak najwcześniej. Panuje opinia, że im szybciej wsiądzie się na motocykl, tym lepiej. Nie każdemu jednak było dane szkolić się już w wieku dziecięcym czy młodzieńczym. Byli zawodnicy, którzy późno zdecydowali się związać się ze sportem żużlowym. Jednym z nich jest Jerzy Głogowski, znany lubelski żużlowiec, który swoje regularne starty rozpoczął po skończeniu osiemnastu lat.

- Do szkółki zapisałem się gdy miałem siedemnaście lat, a trenować zacząłem od osiemnastu. Licencję uzyskałem mając dwadzieścia jeden. Tak naprawdę, nie wiedziałem co to jest żużel. Dopiero z gazety dowiedziałem się jaki to jest sport. W tamtym czasie w Lublinie prowadzili nabór do szkółki żużlowej. Poszedłem na trening z trójką chłopaków, ale od trenera usłyszeliśmy, że jesteśmy za starzy. Poprosiliśmy trenera Ryszarda Bieleckiego, aby chociaż spróbować. I tak wyszło, że ja zostałem, a pozostałych odrzucił. Mnie bardziej pasjonowały motocykle szosowe, ale trafiłem do żużla.

W rozwoju kariery Głogowskiego mocno pomogła sytuacja jaka miała miejsce w Lublinie w 1983 roku. Startujący w tamtym czasie w pierwszej lidze lubelski Motor wystawił rezerwową drużynę. Dzięki temu początkujący wówczas zawodnik nie musiał przebijać się do składu głównego zespołu, a mógł szlifować swoje umiejętności w rezerwach. - Z pewnością nie byłbym zawodnikiem przez tyle lat, gdyby Motor nie wystawił drugiego zespołu. Wszystko to było związane z tym, że w zespole było dużo chłopaków mających licencję. Ten sezon był ważny, ponieważ zdobyłem możliwość regularnej jazdy w meczach ligowych i nabywania umiejętności - stwierdza.

Przez lata kariery do czołowego lubelskiego żużlowca przylgnął pseudonim ''Moran''. - Gdy nabierałem już pewności jako zawodnik, to wypracowałem sobie pewien styl. Nie miałem wtedy dobrych motocykli, ale chciałem pokazać się jako początkujący chłopak, tym starszym, że potrafię. Intensywnie pracowałem na motocyklu i wyginałem się, aby być jeszcze szybszym. Pamiętam, że ktoś po skończonym treningu, powiedział, że ''Jurek jeździ jak Moran'', a w tamtym czasie bracia Kelly i Shawn Moranowie byli na topie. Tak też zostało.

ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"

Z czasem Głogowski stał się ważnym ogniwem w lubelskim Motorze. W latach 1987-89 przywoził średnio po dwa punkty na bieg. Następnie zasmakował startów w najwyższej klasie rozgrywkowej, podpatrując kolegę z zespołu, mistrza świata Hansa Nielsena. W 1991 roku był częścią drużyny, która wywalczyła srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Rok później przeniósł się do KKŻ-u Krosno, gdzie swoimi dobrymi występami zyskał sympatię kibiców. - Pamiętam, że w Krośnie czułem się bardzo dobrze. Nie miałem problemu z adaptacją tego toru, choć do łatwych nie należał. Udało mi poprawić w tamtym czasie rekord toru. Miałem swój sposób na jazdę na nim i wygrywanie. Kibice dobrze mnie pamiętają, a był nawet moment, że chciano abym poprowadził zespół w lidze - wspomina żużlowiec.

Głogowski największy sukces święcił z drużyną. Jednak indywidualnie też pokazał się z dobrej strony. W 1989 roku niewiele brakło, a byłby jedną z niespodzianek finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Czempionem w tamtym czasie został zawodnik z drugiej ligi Wojciech Załuski. Jak wspomina były żużlowiec Motoru, mógł się nawet zmieścić na podium. - Dostanie się do finału IMP 1989 nie było dla mnie niespodzianką, ponieważ miałem najlepszy sezon w swojej karierze. Pojechałem zmierzyć się z najlepszymi zawodnikami w kraju. Rozstawiono mnie z numerem 13 i pierwszy wyścig zaczynałem z czwartego pola, co było niekorzystne na początku zawodów. Oczywiście przy równym starcie wypchnięto mnie na zewnętrzną i przyjechałem ostatni. Później miałem już wewnętrzne pola startowe i wygrałem trzy kolejne wyścigi. Ostatni mój bieg w zawodach i przegrany start, dała znać już zużyta opona, pozbawił mnie szansy na sprawienie niespodzianki - opowiada. Ostatecznie z 9 "oczkami" w leszczyńskim finale zajął siódmą pozycję.

Jerzy Głogowski dostarczał ważnych punktów dla Motoru czy też KKŻ-u Krosno. W 1994 roku przyszło jednak załamanie. Wszystko przez wypadek, który pozostawił po sobie piętno. Mimo że po tym wydarzeniu startował jeszcze cztery sezony, to zabrakło mu pewności siebie, którą miał w do momentu kraksy. Na żużlową emeryturę odszedł po sezonie 1998. - Bardzo ciężkiej kontuzji doznałem podczas meczu ligowego KKŻ-u Krosno w Ostrowie Wielkopolskim 10 września 1994 roku. W dziewiątym biegu podczas wyprzedzania Przemysława Bruchaisera zaczepiłem o jego motocykl i doszło do upadku. Doznałem urazu głowy i kręgów szyjnych kręgosłupa, leczenie trwało długo, pozostawiło trwały ślad i nie wróciła już dotychczasowa radość z jazdy na żużlu - wyjaśnia Głogowski. W sumie na żużlu jeździł do 1998 roku. Zaliczył też roczny epizod w Wandzie Kraków.

Źródło artykułu: