Wysyp urazów w SPAR Falubazie. Frątczak: Limit nieszczęść już powinniśmy dawno temu wyczerpać

Urazy nie oszczędzają zawodników SPAR Falubazu Zielona Góra. W poniedziałek kontuzji doznał Grzegorz Walasek, a w środę w wyniku upadków poobijali się Piotr Protasiewicz i Krystian Pieszczek.

Urazy są w bieżącym sezonie zmorą żużlowców z Winnego Grodu. Gdy wydawało się, że kontuzje mają już za sobą wszyscy zawodnicy SPAR Falubazu, pech po raz kolejny dał o sobie znak. - Ten raport medyczny jest u nas niczym raport pogodowy w jednej z komercyjnych stacji. Mam nadzieję, że w końcu to się skończy, bo myślę, że limit nieszczęść już powinniśmy dawno temu wyczerpać. Niestety w tym sezonie tak się dla nas układa, że w zasadzie co zawody są obserwacje przez portale internetowe i od razu telefony z szybką akcją "co robimy?" i czekamy na komunikaty. Nie jest to komfortowa sytuacja, ale tak to już jest. Praktycznie na każdej konferencji prasowej mówiliśmy, że prognozując pewne rzeczy, nigdy nie można mieć gwarancji, w jakim składzie ostatecznie wystąpi się w meczu. Niestety dotyczy to w najwyższym stopniu naszej drużyny - przyznał Jacek Frątczak.

[ad=rectangle]

Podczas poniedziałkowej Rundy Kwalifikacyjnej Indywidualnych Mistrzostw Świata 2016 w Abensbergu na tor upadł Grzegorz Walasek. 38-latek jest już po licznych diagnozach i jego stan zdrowia jest lepszy, niż przypuszczano w pierwszych godzinach po wypadku. - W poniedziałek to był dla nas duży szok. Po upadku Grzegorz pojechał do szpitala, a pierwsze informacje mówiły o dwóch złamanych nadgarstkach - takie doniesienia spływały bezpośrednio od zawodnika. Dzień po dniu, szczególnie po przyjeździe do Zielonej Góry, żużlowiec jest poddawany licznym diagnozom. W środę miała miejsce kontrekspertyza w Poznaniu, która potwierdziła to, co mówili nasi lekarze. Wersja ostateczna jest taka, że Walasek ma złamaną kość łódeczkowatą w lewym nadgarstku, ale bez przemieszczenia, rozszczelnienie jest niewielkie. Wydaje się, że uraz jest do opanowania w przeciągu kilku tygodni. Do tego jest złamany lewy palec po raz drugi w tym sezonie, ale jest takie szczęście w nieszczęściu, że to złamanie nie wymaga żadnego dodatkowego leczenia, wymagany jest jedynie sposób zachowawczy. Operowany miesiąc temu kciuk nie ucierpiał, a prawy nadgarstek jest tylko stłuczony. Po przejściu kilku cykli rehabilitacji widać, że wszystko dochodzi do normalności - wyjaśnił dyrektor sportowy zielonogórskiego klubu.

Nie jest jasne, kiedy Walasek wróci do ścigania na żużlowym torze. Przewiduje się, że rehabilitacja doświadczonego żużlowca potrwa kilka tygodni. - Na ten moment skupiamy się nad tym, by Grzegorz przechodził rehabilitację w sposób zachowawczy i myślę, że to da dobry skutek. Lekarze mówią, że w ciągu kilku tygodni zawodnik powinien wsiąść na motocykl i spróbować jazdy. Nikt nie potrafi na ten moment powiedzieć, czy to będą dwa czy trzy tygodnie. Grzegorz się pali do jazdy, bo psychicznie czuje się dużo lepiej. Ze Sławkiem Dudkiem wielokrotnie spotykaliśmy się z lekarzami i pierwsze diagnozy były fatalne, bo mówiło się nawet o zakończeniu sezonu przez Grześka, gdyby te pierwsze informacje się potwierdziły. Dzięki Bogu nie jest aż tak źle, nie ma przemieszczenia kości. Złamanie jest w takim miejscu, które jest w miarę ukrwione. Grzegorz myśli, kiedy wsiądzie na motocykl, ale powiedzmy sobie szczerze, że na ten moment trzeba to traktować w kategoriach fantazji aniżeli faktów medycznych - dodał.

O ile Walaska czeka kilkutygodniowa przerwa, to o większym szczęściu może mówić Piotr Protasiewicz, który zanotował upadek podczas środowego półfinału IMP w Ostrowie. "PePe" nie doznał złamań i weźmie udział w sobotnim Challenge IME w Lendavie. - Szczęście w nieszczęściu, że nie doszło do żadnych złamań. Piotr w zasadzie od pasa w górę jest praktycznie całkowicie poobijany, wyjątkiem są ręce. Skończyło się na zabiegach rehabilitacyjnych, maściach i lekach przeciwbólowych. O 9:30 Protasiewicz pojechał w kierunku Lendavy. Został zaopatrzony przez doktora Roberta Zapotocznego w przychodni Olimp, miał cykl zabiegów. Trzymajmy kciuki, by w Lendavie się nic nie wydarzyło - skomentował Frątczak.

Protasiewicz nie był jedynym reprezentantem SPAR Falubazu, który zapoznał się w środę z nawierzchnią ostrowskiego toru. Wypadek podczas półfinału IMP zanotował także Krystian Pieszczek. - Wypadek miał miejsce w bardzo podobnych okolicznościach, jak w przypadku Piotra. Wszyscy zjechali się na wejściu w pierwszy łuk, Pieszczek sczepił się motocyklem z Krzyśkiem Buczkowskim i wylądował w płocie. Krystian stłukł lewe kolano - jest stłuczona kość i stłuczone ścięgno. Na niedzielę będzie na pewno gotowy. Przechodzi trzy cykle zabiegów dziennie, w czwartek miał już jeden, zostały jeszcze dwa i tak do niedzieli włącznie. Z tego, co mówi doktor, w niedzielę powinien spokojnie sobie poradzić - powiedział dyrektor sportowy SPAR Falubazu.

Skuteczna rehabilitacja zielonogórskich żużlowców jest możliwa dzięki udanej współpracy z doktorem Robertem Zapotocznym. - Mamy bardzo fajne zaopatrzenie medyczne, za co chciałbym podziękować Robertowi Zapotocznemu, bo on w zasadzie funkcjonuje teraz 24 godziny na dobę, bo telefony są praktycznie o każdej porze dnia i nocy. No niestety jest taka sytuacja, w której wymagane jest jego wsparcie merytoryczne i w zakresie zaplecza rehabilitacyjnego. Jest telefon, ustalenie godziny i w ciągu 15 minut mamy wszystko załatwione - zakończył Jacek Frątczak.

Źródło artykułu: