FIM zabrania zawodnikom kamer na kaskach. Czy potrzeba testów?

Ze względów bezpieczeństwa Międzynarodowa Federacja Motocyklowa zabroniła zawodnikom od sezonu 2015 stosowania kamer na kaskach. Zakaz dotyczy wszystkich sportów motocyklowych. Czy jest uzasadniony?

Większość reakcji na pomysł o zakazie stosowania kamer onboard była podobna - to kolejny absurd ze strony światowej federacji. - Na gorąco rzeczywiście brzmi to absurdalnie. Wypowiedzieć powinni się przede wszystkim zawodnicy. Nie mam wątpliwości, że te kamery były dodatkową atrakcją. Zwłaszcza dla tych, którzy oglądali zawody w mediach. Teraz zostaną tego pozbawieni. Nigdy nie spotkałem się z opiniami, że to zagraża czyjemuś bezpieczeństwu - mówi ekspert portalu SportoweFakty.pl Marian Maślanka.
[ad=rectangle]
W podobnym tonie wypowiada się wiele osób. Sławomir Kryjom zwraca uwagę nie tylko na fakt, że kamery na kaskach były nową jakością w przekazie medialnym z zawodów żużlowych. W jego ocenie, bezpieczeństwu zawodników zdecydowanie bardziej zagrażają inne akcesoria, z których korzystają podczas wyścigu żużlowcy. - W czasie zawodów motocyklowych mamy do czynienia z wieloma cięższymi częściami, które mogą odpaść i zrobić komuś krzywdę. Tak jest między innymi w przypadku deflektora. Nie zgadzam się z tym i uważam, że będzie to mieć złe skutki. Zwłaszcza jeśli chodzi o medialny wymiar dyscypliny, bo umieszczanie kamer na kaskach było innowacyjnym zabiegiem, który pozytywnie odbierali kibice. Dyscypliny motorowe powinny się rozwijać - twierdzi Kryjom.

Zakaz stosowania kamer uderzy przede wszystkim w kibiców, którzy obserwują zawody żużlowe w mediach. Szczęśliwi z jego wprowadzenia nie są także organizatorzy największych imprez. Wystarczy wspominać, że ten innowacyjny zabieg był stosowany między innymi podczas zawodów SBPC czy SEC. - U nas to odbywało się na szeroką skalę i powiem szczerze, że pod tym względem współpraca z zawodnikami była zawsze bezproblemowa - wyjaśnia Jan Konikiewicz z firmy One Sport. - Żużlowcy chętnie zakładali kamery i nie robili tego pod przymusem. Nigdy im tego nie narzucaliśmy. To była zawsze nasza prośba i oferta. Z zawodów na zawody widzieliśmy, że opór jest mniejszy, a chętnych przybywa - dodaje Konikiewicz.

Przedstawiciel firmy One Sport wyjaśnił nam również, że zawodnicy w niektórych sytuacjach odmawiali założenia kamery. Jak jednak podkreśla, nigdy nie argumentowali tego obawą o swoje bezpieczeństwo. - Ten argument nigdy nie został podniesiony. Jeśli już spotkaliśmy się z odmową, to powodem były względy reklamowe. Kamera czasami zasłaniała logo sponsora. Innym razem żużlowiec chciał mieć też spokój i prosił, by akurat w danym momencie nikt nie pojawiał się w jego boksie. Wtedy od razu odpuszczaliśmy. Kibiców te kamery naprawdę "kręciły", bo przekonali się, jak niestabilny obraz mają przed oczami zawodnicy i jak umyka im tor pod kołami - zauważa Konikiewicz, któremu wtóruje Sławomir Kryjom. - To interesuje kibiców. Dziś nie wystarczy mieć na stadionie 10 czy 12 stacjonarnych kamer. Żyjemy w XXI wieku. Technologia jest bardzo mocno rozwinięta. Te ujęcia z kamer na kaskach były naprawdę wartościowe - dodaje były menedżer toruńskiego Unibaksu.

Warto także podkreślić, że kamery zostały już "przetestowane" w ekstremalnych warunkach. Tak było między innymi podczas pierwszej rundy SEC, która odbyła się na torze w Gdańsku. - Owszem, były też sytuacje groźne. Przykładem jest SEC w Gdańsku, kiedy Grisza Łaguta miał kamerę na kasku - wspomina Konikiewicz. Poniżej prezentujemy zresztą nagranie, o którym mówi przedstawiciel firmy One Sport.

W tej chwili trudno powiedzieć, jakie będą ostatecznie konsekwencje zakazu FIM. Dla organizatorów imprez może się bowiem otworzyć pewna "furtka". - Słyszałem, że jeśli organizator wyda zgodę i przeniesiona zostanie tym samym na niego odpowiedzialność, to kamera może być zamontowana na kasku. Fajnie, gdyby można było to nadal stosować - wyjaśnia Konikiewicz. Jak jednak dodaje, nie wie, jak w tej sytuacji zachowa się jego firma. - Nie wiem, czy wzięlibyśmy na siebie odpowiedzialność. Ubezpieczamy nasze zawody i one są objęte polisą. Bierzemy w jakiś sposób odpowiedzialność za to, co się dzieje. Temat musielibyśmy skonsultować jednak z osobami, które się na tym lepiej znają. W tej chwili nie potrafię zadeklarować czegokolwiek w naszym imieniu - podkreśla.

Sprawa wydaje się więc na pozór oczywista - FIM wprowadza kolejny przepis, który w zdecydowany sposób ogranicza wolność zawodników, utrudnia życie organizatorom największych światowych imprez, a kibiców pozbawia dodatkowej radości z żużla. Wszystko dzieje się pod przykrywką dbania o bezpieczeństwo żużlowców. Warto jednak wsłuchać się także w inny głos, który płynie w tej sprawie. Szerzej na tę kwestię spogląda bowiem aktualny menedżer KS Toruń, były komisarz techniczny FIM i ekspert portalu SportoweFakty.pl Jacek Gajewski. - Wiem, że z punktu widzenia realizacji telewizyjnej to fajne ujęcia. Sam się pod tym podpisuję, ale opinie są różne. Cała sprawa jest łączona z wypadkiem Schumachera. On miał zamontowaną kamerę i od tego czasu rozpoczęła się dyskusja - rozpoczyna swoją argumentację Gajewski. - Uważam, że tak naprawdę nie wiemy, czy te kamery były zagrożeniem - dodaje.

Należy bowiem zauważyć, że do tej pory nikt nie przeprowadzał w tej sprawie żadnych testów ani badań. Trudno zatem powiedzieć, czy kamery rzeczywiście zwiększają ryzyko urazów. - Jeśli chodzi o kaski i ochronę głowy zawodników, to ten temat jest bardzo poważny i przestrzegam przed jego lekceważeniem. Siedzę w temacie i wiem, jak skomplikowane są w tym przypadku przepisy homologacyjne. To jest naprawdę długa droga i poważna procedura. Czy kamera w przypadku upadku i uderzenia kaskiem o tor jest w stanie spowodować większe konsekwencje i doprowadzić do większego zniszczenia skorupy kasku? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie. Producent, który występuje o homologację, przechodzi testy. Odbywają się one jednak na kasku bez kamery. Nie możemy zatem odpowiedzieć, jak ona wpływa na bezpieczeństwo. Obudowy kamer GoPro są raczej twarde i nie ulegają łatwo zniekształceniom czy deformacjom. To może zatem zwiększać ryzyko, że wydarzy się coś nieoczekiwanego - podkreśla menedżer KS Toruń. - To nie jest decyzja, którą należy od razu jednoznacznie krytykować. Ja przed wydawaniem takich opinii polecam przeprowadzenie badań - dodaje.

Jacek Gajewski przypomina zresztą podobną sytuację dotyczącą kasków, która już wcześniej wzbudziła spore zamieszanie w środowisku żużlowym. A warto podkreślić, że temat wydawał się dużo bardziej błahy niż obecnie dyskutowana kwestia kamer onboard. Dotyczył bowiem malowania kasków. - Kiedyś pojawiła się na to moda. Część zawodników zaczęła to robić, a ludzie z komisji technicznej FIM zaczęli wtedy pewne rzeczy kwestionować. Jeśli ktoś miał oryginalny kask, to często nakładał kolejną warstwę lakieru czy próbował go zmatować, by dokonać malowania. Powstało pytanie, czy taka ingerencja w całą skorupę powinna skutkować utratą homologacji. Były przepychanki i dyskusja. Później okazało się, że to jednak nie powoduje zmian w konstrukcji kasku. Większość zawodników z czołówki, którą na to stać, maluje kaski i umieszcza logotypy swoich sponsorów. Mają też często kilka kompletów kasków w różnych kolorach i stosują je zamiast pokrowców. Problem i opory były jednak widoczne i w tej kwestii - przypomina Gajewski. - W regulaminach funkcjonuje zapis dotyczący konstrukcji niebezpiecznych. W przypadku kamer ta kwestia wymaga sprawdzenia - dodaje na zakończenie.

Czy zatem kwestia zakazu używania kamer na kaskach zawodników ze względów bezpieczeństwa jest jednoznaczna do oceny? A może rzeczywiście należy przeprowadzić szczegółowe badania, jak te urządzenia wpływają na bezpieczeństwo żużlowców? Zachęcamy do dyskusji w komentarzach.

Źródło artykułu: