- Byłem pewny, że w Rzeszowie przegramy, ale liczyłem, że podejmiemy walkę. Miałem nadzieję, że różnica będzie mniejsza. Tymczasem pojechaliśmy podobnie jak w rundzie zasadniczej. Zawiedli Polacy. Oni zapomnieli jak się jeździ. Zagraniczni żużlowcy pojechali na swoim poziomie. Junior też się spisał. Trzej nasi seniorzy powinni jednak grać w cymbergaja, a nie jeździć na żużlu - powiedział po meczu w Rzeszowie Witold Skrzydlewski.
[ad=rectangle]
Na rzeszowskim torze mijanek było niewiele. Niektórzy zawodnicy mieli problem z płynną jazdą. - Tor był przygotowany w stylu pana Ślączki. Dziur było od zatrzęsienia. Zawodnicy zastanawiali się nawet, czy wyjechać. Ja jednak zawsze mówię, że tor jest jednakowy dla wszystkich. Skoro Doyle, Korneliussen i Mazur potrafili jechać, a tego owalu jakoś świetnie nie znali, to inni też mogli - wyjaśnił Skrzydlewski.
Prezes łódzkiego klubu nie zmienia zdania i podtrzymuje, że jego drużyna nie pojedzie w meczach barażowych, jeśli nie otrzyma wsparcia z zewnątrz. Chodzi o kwotę 250 tysięcy złotych. - Nie pojedziemy, jeśli takiego wsparcia nie będzie. I tak nie mamy szans na jazdę w Ekstralidze ze względu na stadion. Poza tym, nie jesteśmy spółką, nie będziemy mieć odpowiedniego budżetu. Iść tam i się zadłużać? To bez sensu. Naszym celem Ekstraliga jest, ale chcemy tam być w 2017 roku. Myślę, że tak się stanie - podkreślił Skrzydlewski.
W Łodzi powoli myślą już o przyszłym sezonie. Drużyna po raz kolejny będzie w nim walczyć o miejsce w pierwszej czwórce. - Zobaczymy, kto z nami będzie chciał zostać. Najpierw trzeba wyleczyć rany i zapłacić to, co było ponad stan. Nasz budżet zakładał piątą, szóstą lokatę. Doszły nam cztery spotkania, więc rachunek jest prosty. Musimy to teraz wyłożyć. Skład będziemy budować pewnie nie jako pierwsi, ale jedni z ostatnich. A cel? Taki sam jak w tym roku. Chcemy się utrzymać, a jeśli pan Bóg i umiejętności pozwolą, to spróbujemy się dostać do pierwszej czwórki - zakończył Skrzydlewski.