Start Gniezno dość niespodziewanie rozgromił łodzian, co, jak podkreśla Jabłoński, mogło "zaboleć" działaczy z Miasta Włókniarzy: - Na pewno teraz panu Skrzydlewskiemu będzie się to czkało trochę. Ja nic do nikogo nie mam, jednak zachowanie łodzian budzi, lekko mówiąc, niesmak. Miejmy jednak nadzieję, że sport zwycięży i tego się trzymajmy, bo polskie kluby nie powinny sobie robić "pod górkę" w tak "międzynarodowej" drugiej lidze.
W spotkaniu rundy finałowej, które zostało rozegrane w Łodzi, "Jabol" zanotował groźny upadek, który zostawił duży ślad na jego zdrowiu. Okazuje się, że kontuzja cały czas doskwiera sympatycznemu żużlowcowi: - W Czechach "odnowiła" mi się rana. Muszę znów stosować opatrunki na miejsca, gdzie miałem szwy, jednakże najbardziej mi dokucza "tyłek" i kręgosłup. Kiedy "wyskakuję" na motorze to czuję ból niestety. Jest to bardzo dokuczliwe, miejmy nadzieję, że po sezonie zagoi się to w 100 proc. - mówi wychowanek Startu.
- Nie myślę jeszcze o następnym sezonie. Nie chcę o nim myśleć, ponieważ najważniejsze jest to,żeby awansować do I ligi i po meczu w Miszkolcu będę mógł powiedzieć, że zaczynam myśleć o kolejnym sezonie. Teraz mamy jeden cel; awans. nie po to podpisywałem kontrakt w Gnieźnie, żeby pod koniec rozgrywek myśleć o następnych. Dla mnie najważniejszy jest awans - w ten sposób 23-latek odpowiada na pytanie, czy myśli już o sezonie 2009.
Czy Jabłoński zostanie w macierzystym klubie? - Pożyjemy zobaczymy. Na pewno mam tu wielu sponsorów i kibiców, którym bardzo serdecznie dziękuję, bo bez ich pomocy nie dało by się nic osiągnąć.- kończy żużlowiec.