Marcin Malinowski: Na początek chciałbym zapytać o pogodę. Warunki atmosferyczne mocno dały nam się w tym roku we znaki. Wydłużona zima spowodowała odwołanie dwóch pierwszych kolejek ENEA Ekstraligi. Również w innych krajach odwoływano mecze. Czy było to dla ciebie zaskakujące?
Niels Kristian Iversen: Każdy był zaskoczony taką sytuacją. Tak było jednak wszędzie: w Polsce, Danii czy Anglii. Teraz jednak udało się wystartować i mamy nadzieję na bardzo dobrą pogodę.
My również mamy nadzieję, że zima to już przeszłość. Sezon ostatecznie rozpocząłeś w Wielkiej Brytanii startami w sparingach i Elite League. Jak ocenisz te występy?
- Jestem zadowolony z moich występów w Anglii. Miałem jeden gorszy mecz, gdzie zaliczyliłem kraksę i defekt motocykla, ale ogólnie wszystko wyglądało w porządku. Dobrze poszło mi również w niedzielnym meczu w Gorzowie. Muszę to utrzymać.
Jak prezentuja się twoja baza sprzętowa? W warsztacie pojawiły się jakieś nowe silniki czy też przerabiane byly te z poprzedniego roku?
- Mam sporo nowych maszyn w tym roku. Próbowaliśmy różnych rzeczy, nowych regulacji i cały czas szukamy, by było jeszcze lepiej. Wciąż cieszę się zeszłorocznymi wynikami, ale teraz trzeba udowodnić, że to nie był przypadek. Nie ma znaczenia, ile dokładnie mam tych silników. Z pewnością wystarczy bym robił swoje.
Kupno niektórych silników z pewnością było podyktowane startami w Grand Prix. Masz już za sobą występ w nowozelandzkim Auckland. Jednak nie były to chyba wymarzone zawody. Jak ocenisz swoją jazdę w Nowej Zelandii?
- Oczywiście mogło być lepiej. Jestem trochę rozczarowany. Myślałem, że zdobędę trochę więcej punktów. Byłem trochę zdenerwowany przed startem, ale myślę, że nie byłem jedyny. To był pierwszy turniej, a wielu zawodników w ogóle wcześniej nie jeździło. Do tego ta odległość. Zrobiłem kilka błędów, których przeważnie nie popełniam. Czasem gubiłem punkty tylko z mojej własnej winy. Grand Prix to bardzo trudne zawody. Nie była to jednak katastrofa. Wszystko było inne.
W najbliższą sobotę druga runda w Bydgoszczy. Lubisz ten tor?
- Byłem tam w przeszłości i dobrze sobie radziłem w spotkaniach ligowych. Muszę się skupić nad tym, co mam tam zrobić, a nie to, co już zrobiłem. Będzie ekscytująco. Mam nadzieję, że będzie lepiej.
Wróćmy do Polski. Niedzielna inauguracja dla ciebie wypadła dobrze. 16 punktów z bonusem to znakomity wynik. To było jednak za mało na PGE Marmę Rzeszów i Stal Gorzów przegrała 42:48.
- To rozczarowujące, że przegraliśmy. Byli lepsi. My mieliśmy słabe starty, a potem trudno odrabia się to na trasie. Musimy walczyć i wrócić silniejsi w kolejnym spotkaniu. Trzeba poprawić starty i wszystko, co wymaga poprawienia.
To było twarde zderzenie z rzeczywistością czy wypadek przy pracy? Chcę przez to zapytać, czy ekipę Piotra Palucha stać na dobry wynik w tym sezonie?
- W niedzielę nie zdobywaliśmy zbyt wielu punktów. Krzysztofa (Kasprzaka - dop. red) stać na wiele więcej. Każdego zresztą stać na lepszy wynik. Nermark dobrze się spisywał w tamtym roku. Trzeba mu dać kilka spotkań, a zobaczymy, że też będzie zdobywał dużo punktów. Wciąż wierzę w dobry wynik zespołu.
Rywalizacja w zespole będzie w tym roku znacząca i moim zdaniem kluczowa. Mam na myśli walkę o skład Pawła Hliba, Adriana Gomólskiego i Łukasza Jankowskiego. Do tego nie zapominajmy o Linusie Sundstroemie, który będzie z kolei próbował swoich sił przeciw Tomaszowi Gapińskiemu. Myślisz, że to wszystko pozytywnie wpłynie na drużynę i sprawi, że wiele sceptycznie nastawionych osób zostanie zaskoczonych?
- Szczerze mówiąc to nie moja decyzja. Wszystko zależy od trenera. On zadecyduje, kto jest odpowiednio silny, by jechać w danym meczu. Nie wiem, co jest dobre dla drużyny. Byłem w takiej sytuacji w Falubazie, że musiałem walczyć o skład. Nie wyszło mi to na dobre, ale tutaj są inni ludzie i sytuacja też jest inna. Być może zda to egzamin. Czasem może to być dobra motywacja dla zawodnika, ale gdy nie idzie ci najlepiej pojawia się presja, co może się źle na tobie odbić. Bywa, że trzeba po prostu czuć wsparcie menedżera, a nie to, że jest przeciw tobie.
Co ze składami innych drużyn? Na papierze najmocniejsze wydają się być Stelmet Falubaz Zielona Góra i Unibax Toruń. Kto, twoim zdaniem, będzie walczył o najwyższe laury, a kto znajdzie się wśród trzech spadkowiczów i dlaczego?
- Toruń i Falubaz wyglądają na bardzo silne. Jeśli chodzi o pozostałych to myślę, że sprawa jest otwarta. Każdy ma swoje mocne i słabe strony. Tak samo jest w przypadku Gorzowa. Możemy być lepsi niż w meczu z Rzeszowem. Wciąż czeka nas wiele spotkań. Musimy walczyć. Trudno określić, jak będzie wyglądała tabela na koniec sezonu. Wiele spraw ma na to wpływ, w tym szczęście i forma dnia danego zawodnika. Nie wszystko musi być jak na papierze.