Wszystko już dawno winno być zapięte na ostatni guzik. Stadiony przygotowane, tory odebrane, nowe kevlary uszyte, magazyny wypełnione częściami zamiennymi, motocykle "zatankowane". Nic tylko podbijać balon zainteresowania ruszającymi w Wielki Poniedziałek rozgrywkami. Tymczasem stoimy u ich progu i nie wiemy nawet na ilu stadionach ekstraligi i kiedy będzie można jeździć, co więcej nie wiemy nawet ile ostatecznie zespołów pojedzie w sumie w naszych ligach, ile drużyn liczyć będzie II liga. Cyrk na kółkach nie jest tutaj chyba najlepszym określeniem, ponieważ zdaje się obrażać tą poczciwą instytucje od lat dostarczającą ludziskom rozrywki.
Rozumiem, że póki co nie ma gdzie jeździć Rzeszów, bo modernizują stadion, który faktycznie wyglądał jakby biegały po nim jeszcze dinozaury przed wyginięciem. I chwała rzeszowianom za to, że podkasali rękawy i w niełatwych czasach wzięli się do roboty.. Natomiast zupełnie niewytłumaczalne jest dla mnie to co się dzieje ze stadionem w Zielonej Górze. Dawniej mawiano "szlachectwo zobowiązuje". Mistrzostwo też. Falubaz to mistrz, klub postrzegany przez wielu jako wręcz modelowo zorganizowany, sprawnie zarządzany i budowany, bez tego o sukcesach ostatnich lat mogliby zapomnieć. Często można słyszeć, że speedway w Zielonej Górze jest niemal jak religia. Nie wiem co na to tamtejsi duchowni, ale ilekroć odwiedzam stadion przy Wrocławskiej, tylekroć przekonuje się, że coś w tym jest. A tymczasem… Tymczasem ludzie, którzy potrafią znaleźć duże środki finansowe na klub, zapewnić bardzo dobry skład i sprawić, że stolica jednego z najpopularniejszych między Odrą, a Bugiem sportów jest na Ziemi Lubuskiej, nie potrafią się porozumieć w sprawie jakichś opłat za użytkowanie obiektu. Ki diabeł wodę mąci? Dlaczego dotąd jakoś to wszystko się kręciło i nagle zrobił się problem? Dlaczego sprawa "wybuchła" teraz, u progu nowego sezonu, mało było czasu zimą, aby dopiąć wszystkie sporne kwestie? Trochę dziwnie i kabaretowo brzmią doniesienia, że Falubaz swoje mecze rozgrywał będzie w Lesznie lub w Toruniu. To może od razu w Gorzowie lub w… Pile? Ten zasłużony ośrodek i potężny jeszcze nie tak dawno, którego symbolem stał się sam profesor Hans Nielsen, kuźnia takich talentów jak Jarosław Hampel, Rafał Okoniewski, czy Rafał Dobrucki, desperacko walczy, aby speedway przetrwał. Już wydawało się, że jest ok., Polonia w minionym sezonie awansowała z II do I ligi, ale jak się okazało osiągnięcie to przykryła kupa długów (a propos, czy Czytelnicy pamiętają jeszcze kto był autorem słynnych słów "ja nie mam żadnych długów, to są zobowiązania"?) I ta kupa ostatecznie udusiła Polonię.
Pojawili się jednak ludzie chcący pchać ten niełatwy wózek dalej, chyba na przekór kłopotom nadali nowemu tworowi nazwę Victoria, czyli zwycięstwo i proszą niczym żebrak, aby władza oraz inne kluby zechciały ich dopuścić do rozgrywek o mistrzostwo II ligi, deklarując spłacenie zaległości poprzedników. Nawet w piersi się biją, że będą robić wszystko… aby nie awansować! Tymczasem z innych miast dochodzą syknięcia niezadowolenia i odgłosy piłowania. A to, żeby ich zaorać, skoro poprzednik zbankrutował, a to wrzucić do I ligi, co jest nierealne a to niech jadą, ale z punktami karnymi. Proszę jak to panowie prezesi i zarządy różnych klubów dbają teraz o profesjonalizm w polskim speedwayu. Pyszne! Ja jednak proponuje tym wszystkim zbulwersowanym i zatroskanym aby przypomnieli sobie jak to u nich bywało dawniej i całkiem niedawno. Ile "wisieli" zawodnikom, ile dotąd nie spłacili, ile powstało nowych klubów tylko po to, aby uciec przed długami. Co panowie, powspominamy? A potem "Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem". Czas mamy wielkopostny, pasuje jak ulał.
Robert Noga