Udane otwarcie
Przed sezonem Start wzmocnili m.in. Scott Nicholls, Lewis Bridger i Simon Gustafsson. Ostatecznie w składzie Orłów "zadomowił" się jedynie ten pierwszy. Dwaj pozostali w trakcie sezonu stracili zaufanie sztabu szkoleniowego. W zespole pozostali czołowi seniorzy krajowi oraz młodzieżowcy. Tak skonstruowany zespół "na dzień dobry" pokonał na wyjeździe Lotos Wybrzeże Gdańsk, a następnie Orła Łódź, udowadniając tym samym swoje ekstraligowe ambicje.
Czarny maj
"Sielanka" nie trwała jednak długo. Po przegranych na własnym torze z Polonią Bydgoszcz oraz GTŻ-em Grudziądz w szeregi osób związanych z gnieźnieńskim żużlem wkradło się zwątpienie. Fatalne wyniki notował Bidger, oczekiwania zawodził również Gustafsson, wpadki notował Krzysztof Jabłoński. Formy z sezonu 2010 nie mógł odnaleźć Michał Szczepaniak. Pozytywnym akcentem była dyspozycja Mirosława Jabłońskiego, który pełnił rolę lidera zespołu.
Zwycięstwa z Lechmą Poznań i RKM-em ROW Rybnik, w obliczu tegorocznego systemu rozgrywek, niewiele poprawiły sytuację gnieźnian. Kierownictwo Startu zdecydowało się więc na wzmocnienie zespołu - z Włókniarza Częstochowa wypożyczony został Tai Woffinden, który z miejsca stał się pierwszoplanową postacią w drużynie. - Zakontraktowanie tego zawodnika ma jednoznacznie pokazać, że nie składamy broni w walce o awans - mówiono wówczas w Gnieźnie. Do końca rundy zasadniczej czerwono-czarni ponieśli zaledwie jedną porażkę (w Bydgoszczy), dzięki czemu do ostatecznej batalii podchodzili w roli wicelidera.
Do ostatniej kropli...
Wskutek przełożenia meczu 1. kolejki rundy finałowej gnieźnianie rozpoczęli ją od potyczki (zwycięskiej) z Polonią Bydgoszcz. Następnie przyszły wyjazdowe przegrane z Lotosem Wybrzeże i GTŻ-em Grudziądz. Kluczowym dla układu tabeli okazało się spotkanie w Gnieźnie, w którym Orły uległy zespołowi znad Bałtyku. Ostatecznie Start w barażach zmierzył się z częstochowianami. W pierwszym spotkaniu (na torze I-ligowca) Lwy zwyciężyły w stosunku 47:43. Cały żużlowy światek przecierał oczy ze zdumienia, kiedy po czternastym biegu rewanżu gnieźnianie prowadzili 6-punktami. Ostatecznie jednak Grigorij Łaguta i Daniel Nermark dosadnie przekreślili marzenia czerwono-czarnych
Czas rozliczeń
Dla Startu Gniezno sezon 2011 był najlepszym od ponad dekady, jednak to zbyt mało, aby zaspokoić rozbudzone nadzieje kibiców i działaczy. Trudno znaleźć zawodnika, który w przeciągu całego sezonu punktował na równym, dobrym poziomie. Do roli takiej aspirował Nicholls, jednak Brytyjczyk, choć był "pewniakiem", rzadko zdobywał 12 punktów i więcej. Po fenomenalnym początku kryzys dopadł Woffindena, który rundy finałowej nie mógł zapisać do udanych. Podobnie było z M. Jabłońskim, który formę z początku rozgrywek zademonstrował jedynie w Częstochowie. W porównaniu z sezonem 2010 blado wypadł Michał Szczepaniak, który bardzo długo nie mógł "dogadać się" z nowymi tłumikami. - Trochę pogubiłem się ze sprzętem. Miało to automatycznie wpływ na psychikę. Potrzeba kilku dobrych spotkań, żeby w końcu zaskoczyć - tłumaczył wychowanek Iskry Ostrów.
"Szczepan" nie może być w pełni zadowolony ze swoich rezultatów
Najwięcej pretensji kibice kierowali jednak w stronę K. Jabłońskiego. "Jabłko" po fatalnym występie na domowym torze w meczu z Lotosem Wybrzeże został odsunięty od składu. Powrócił do niego dopiero na ostatni mecz sezonu. Co ciekawe, nieomal został wówczas bohaterem Gniezna. Analizując występy wychowanka czerwono-czarnych należy zwrócić uwagę, że w wielu meczach był praktycznie niepokonany. Zdarzały mu się jednak też słabe występy, najczęściej kluczowe dla końcowego wyniku. Wszystko wskazuje na to, że doświadczony żużlowiec w sezonie 2012 bronić będzie barw innego zespołu. Podobnie wygląda sytuacja jego brata. - Na razie jest mi dalej niż bliżej do Gniezna. Będę rozważał każdą ofertę. Nie ukrywam, że pieniądze będą odgrywały znaczną rolę, bo przy nowych tłumikach sprzęt zużywa się niemiłosiernie więcej. Dlatego też jestem otwarty na wszelkiego rodzaju propozycje - mówił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl "Miras".
Co dalej?
Mimo tegorocznej porażki w Gnieźnie ani myślą poddawać się w boju o awans do elity. Jak zapewniają działacze prowadzone są już rozmowy z zawodnikami mającymi poważnie wzmocnić "siłę ognia" zespołu. Zespół poprowadzi najpewniej Lech Kędziora, którego łączy z klubem ważny kontrakt (kilka dni temu został uniewinniony w procesie związanym z tzw. "aferą korupcyjną"). W ekstralidze swój talent ma rozwijać Kacper Gomólski, którego naturalnym następcą jest Oskar Fajfer. Wszystko wskazuje na to, że kibiców w Grodzie Lecha czeka kolejny emocjonujący sezon, w którym Orły znów będą latać wysoko.
Czy Gniezno doczeka się ekstraligi?