Łukasz Czechowski: Byłeś na spotkaniu z kibicami, na którym padły nieprzychylne słowa o Mirosławie Kowaliku. Jak tobie współpracuje się z trenerem?
Norbert Kościuch: Bardzo dobrze. Znam go już kilka lat, był trenerem jak przychodziłem do Poznania i od tego czasu nie mamy żadnych problemów. Zarzuty wobec trenera Kowalika nie były fair. Nie można robić komuś uwag tylko dlatego, że jest młody. Wiadomo, że ciągle się uczy, że czasami popełnia błędy, ale kto ich nie robi? Mirek wprowadza świetną atmosferę w drużynie, umie nas zmobilizować. Niektóre słowa, które padły na tym spotkaniu, czy które padają na forum, są za ostre i mogą tylko zaszkodzić naszej sytuacji. Kibice, z którymi ja się spotykam, odbierają Mirka sympatycznie. Zresztą zawsze znajdą się tacy, którym się trener nie będzie podobał niezależnie od tego, kto nim będzie. Ale tak naprawdę to trener ma odpowiadać nam, zawodnikom, a nie kibicom. A my mamy z nim wspólny język i to nam pomaga.
Norbert Kościuch w rozmowie z Mirosławem Kowalikiem
Do przygotowania toru też nie macie zastrzeżeń? W trakcie meczów Kowalik jest pomocny? Potrafi doradzić, jak zmienić przełożenie czy jak pojechać na danym torze?
- Tor… Wiecznie o tym torze. W tym roku w Poznaniu tor był naprawdę bardzo dobrze przygotowany. Ale z drugiej strony nie da się zawsze takiego samego toru przygotować za każdym razem, bo pogoda na to nie pozwala. Za trenera Jądera tor też był bardzo dobrze przygotowany. Co do pomocy - jeśli zawodnik popełnia błędy, to trener jest właśnie od tego, żeby pomóc, wyjaśnić, bo on widzi to z boku, innym okiem. I Mirek w tym sprawdza się bardzo dobrze.
Na razie w składzie Skorpionów jesteś ty i Rafał Dąbrowski. Kogo chciałbyś widzieć w zespole na sezon 2011?
- Ja nie bardzo mogę się na ten temat wypowiadać, bo to nie jest moja działka i nie jestem do tego uprawniony. Na pewno jednak trzeba poszukać juniorów, bo żeby wygrywać mecze to dwóch juniorów musi zdobyć przynajmniej 8 punktów.
Za tobą piąty rok startów w Ornarnie Mariestad. Jak go oceniasz?
- Wydaje mi się, że był bardzo dobry, co zresztą widać po wynikach. Teraz mój menadżer będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, bo już nie bardzo chcę startować w Allsvenskan. Przyszedł czas, by spróbować Elitserien, czuję się na siłach, by jeździć w tej lidze. Miałem w tym sezonie średnią około 2,6 i byłem w czołówce ligi, więc chyba stać mnie, by dobrze punktować klasę wyżej. Niestety w Szwecji jest KSM i z tym będzie problem, bo mój będzie bardzo wysoki. Ale menadżer szuka. On jest od tego, żebym ja się tym nie musiał zajmować, żebym jeden problem mniej miał na głowie.
W tym sezonie Ornarna jeździła bardzo dobrze, dotarła do finału, w którym dwa mecze miała na własnym torze. A mimo tego nie wygrała z Hammarby, bo w meczach tych nie pojawiłeś się ani ty, ani Dennis Andersson. Dlaczego?
- Jeden z meczów finałowych pokrywał mi się ze spotkaniem półfinałowym KnockOut Cup na Wyspach. Od Anglików dostałem wolną rękę - powiedzieli, że chcieliby mnie w składzie, ale zdawali sobie sprawę, że w Ornarnie jestem od początku sezonu. Zachowali się fair. Ja wybrałem Anglię, bo wiążę swoją przyszłość z angielskim speedwayem, a dodatkowo Szwedzi nie wiedzieli, czy zwycięzca ligi w ogóle awansuje do Elitserien - SVEMO przed półfinałami poinformowało, że nikt nie awansuje i to po finale potwierdziło (ostatecznie SVEMO kilka dni temu przyznało Hammarby miejsce w Elitserien - dop. red.). Dlatego też ja miałem dylemat, czy wybrać dwa mecze w Szwecji, być może o nic, czy półfinał w Anglii. Wybrałem to drugie, bo też na początku mojej przygody nie chciałem sobie brudzić w papierach.
Norbi przed startem biegu w Grudziądzu
Angielski żużel bardzo przypadł ci do gustu.
- Naprawdę mi się tam spodobało. Żałuję, że dopiero teraz się zdecydowałem na tę ligę, ale lepiej późno niż wcale. To świetna szkoła żużla, a z drugiej strony - nie taki diabeł straszny jak go malują. Jeśli uda mi się podpisać umowę na przyszły rok, to zrobię wszystko, by moje wyniki znacznie się poprawiły. Teraz jechałem pierwszy sezon, poznawałem wszystkie obiekty. Jeszcze dużo nauki przede mną, ale na kilku torach radziłem sobie nieźle.
Pierwsze mecze były jednak trudne - zera, upadki. Nie zniechęciło cię to?
- Nie jechałem do Anglii z nastawieniem na robienie jakichś oszałamiających punktów i zarabianiu dużych pieniędzy. Miałem stworzone warunki, by się ścigać i uczyć. I starałem się to robić bez patrzenia na wyniki. Fakt, na początku nie było wesoło, ale z czasem zaczęło wychodzić. Im więcej biegów, tym było lepiej.
W Polsce po kilku słabych meczach zostałbyś odsunięty od składu.
- Ja nie miałem tego problemu. Klub bardzo pomógł mi, bym w ogóle zaczął jeździć na Wyspach. Miałem powiedziane, że nie mam się martwić o wyniki, bo mam zagwarantowane, iż do końca sezonu będę jeździł. I chyba pod koniec mogli być ze mnie zadowoleni, bo przywoziłem dwucyfrowe wyniki.
Po nieszczęsnym meczu z Lokomotivem trener Zbigniew Jąder powiedział, że zdecydowałeś się na Anglię tylko dlatego, że w Poznaniu nie dostajesz pieniędzy. Jak to skomentujesz?
- Przecież w moim przypadku, gdy na początku robiłem 2-3 punkty, to wielkich pieniędzy nie zarabiałem. Miałem się uczyć i może w jakiejś perspektywie zacząć zarabiać. Jak w życiu, gdy idziemy do nowej pracy też najpierw się jej musimy nauczyć. Wystartowałem w Anglii, żeby moja jazda wyglądała lepiej. Ale warunki zaproponowano mi takie, że głupio by było nie skorzystać. Dostałem wszystko wyłożone na talerzu, ja miałem tylko konsumować.
Trudno było łączyć starty w trzech ligach?
- Nie miałem z tym większych problemów. Może na początku była to jakaś uciążliwość, ale potem, gdy wszystko zostało dograne, mój menadżer wszystko logistycznie poukładał, nie przeszkadzało mi to zupełnie. Moim zadaniem było tylko wsiąść w samolot, tam odjechać dobre zawody i wrócić do Polski, gdzie też kibice i działacze liczyli na dobry występ.
Chciabyś zostać w Peterborough?
- Bardzo. Zacząłem poznawać już tamtejsze środowisko, dali mi świetne warunki. Na razie jednak musimy poczekać, bo nie jest znany pułap KSM, a bez tego trudno budować zespół.
Kościuch w walce z Oliverem Allenem
Gdy rozmawiam z tobą przed rozpoczęciem każdego sezonu zapowiadasz, że celem jest bycie coraz lepszym żużlowcem. Czujesz się lepszy niż rok temu?
- Z roku na rok uczę się czegoś nowego, każdy sezon coś przynosi. W tym roku moje wyniki w Polsce, chociaż może średnia tego nie odzwierciedla, były chyba najbardziej równe w karierze, chociaż wpadek się nie ustrzegłem. Zobaczymy, jaki będzie kolejny rok - wygląda na to, że przed poznańskim zespołem rysuje się niezła przyszłość. Gdyby chociaż połowę planów udało się zrealizować, będzie dobrze. Przed działaczami dużo pracy, ale ja jestem do ich dyspozycji i oni wiedzą, że mogą mnie wykorzystać.
Nie odpowiedziałeś na pytanie - czujesz się lepszym żużlowcem?
- Na pewno bardziej doświadczonym, równiejszym. Ale czy lepszym? Gdy zrobię w Polsce średnią taką jak w Szwecji, to wtedy będę mógł powiedzieć "czuję się zaje… dobrym zawodnikiem".