Bez hamulców - AA, czyli Aktualny Alfabet Czekańskiego (1)

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski

A jak alfabet. Raz na jakiś czas na SportoweFakty.pl wspólnie się pobawimy w takie aktualne (na czasie) skojarzenia. Może wam się spodoba?

Alkohol. Wódko (piwo, wino, nie mówię już o narkotykach) pozwól żyć! Gorzałka, browar, imprezowy styl życia zniszczyły już wiele karier żużlowych, utopiły masę talentów. I zawsze były obecne w speedwayu. Wśród zawodników, działaczy, trenerów... Czyż balangi w toruńskiej dyskotece ”Moskwa” nie przyhamowały karier Warda, Holdera? A ponoć, jak mi donoszą, czasem i Andersen tam się załapuje. Jeden z toruńskich kibiców napisał mi, że ”Bajkopisarz” jak już jest w tym w lokalu, to nigdy nie szaleje, bo... szybko zasypia. To oczywiście może być wierutna bzdura z tym Andersenem (gdyż może akurat on nie imprezuje), lecz pokazuje, jakie zdanie o tej zagranicznej trójce "Aniołów” mają fani Unibaksu.

A zabawy Woffindena w częstochowskich knajpkach? A kibicowskie oskarżenia na różnych forach pod adresem byłego trenera Bydzi Zenka Plecha (że różową miał twarz), czy coacha Falubazu Piotrka Żyty? Że niby też za kołnierz nie wylewa. Ja tam ich barmanem nie byłem, więc nie wiem, czy pili (piją), jak chcą internauci, czy nie. Może to tylko podłe insynuacje. Wiem tylko, że alkoholowa piramida w polskim (i nie tyko w polskim) żużlu jest wysoka. Głupio to pisać, ale dotąd byłem w czubie tej klasyfikacji. Teraz trzeźwieję i poprawiam się. Mi Vida Loca. May crazy life. Moje szalone życie.

Na szczęście, ani Gollob, ani Hampel nie kirzą. I dlatego tak zasuwają w GP.

My to jeszcze nic. U Ruskich to dopiero grzeją! Czyli ten Sajfutdinow to chyba żaden Ruski, nie?! Bo on raczej z tych abstynentów?

Dla rozluźnienia przeczytajcie poniższą opowiastkę-śmiesznostkę o porwaniu samolotu u naszych braci Moskali. Zabawne, ale i oddające tamte klimaty:

Poniedziałek.

Porwaliśmy samolot na lotnisku w Moskwie, pasażerowie jako zakładnicy. Żądamy miliona dolarów i lotu do Meksyku.

Wtorek.

Czekamy na reakcję władz. Napiliśmy się z pilotami. Pasażerowie wyciągnęli zapasy. Napiliśmy się z pasażerami. Piloci napili się z pasażerami.

Środa.

Przyjechał mediator. Przywiózł wódkę. Napiliśmy się z mediatorem, pilotami i pasażerami. Mediator prosił, żebyśmy wypuścili połowę pasażerów. Wypuściliśmy, a co tam.

Czwartek.

Pasażerowie wrócili z zapasami wódki. Balanga do rana. Wypuściliśmy drugą połowę pasażerów i pilotów.

Piątek.

Druga połowa pasażerów i piloci wrócili z gorzałą. Przyprowadzili masę znajomych. Impreza do rana.

Sobota.

Do samolotu wpadł SPECNAZ. Z wódką. Balanga do poniedziałku.

Poniedziałek.

Do samolotu pakują się coraz to nowi ludzie z gorzałą. Jest milicja, są desantowcy, strażacy, nawet jacyś marynarze.

Wtorek.

Nie mamy sił. Chcemy się poddać i uwolnić samolot. SPECNAZ się nie zgadza. Do pilotów przyleciała na imprezę rodzina z Władywostoku. Z wódką.

Środa.

Pertraktujemy. Pasażerowie zgadzają się nas wypuścić, jeśli załatwimy wódkę.

Anoreksja. Mówią, że rewelacyjny Janusz Kołodziej odchudził się do 55 czy nawet 53 kg, bo chce być lekki niczym koński dżokej. I - jak słyszę- odchudza się nadal. W zasadzie już go spod czapki nie widać. Publicznie skrytykował go za to Tomasz Gollob, który martwi się, że "Koldi” w końcu bardzo osłabnie, popadnie w anoreksję, a potem w depresję psychiczną, jak kiedyś niemiecki skoczek narciarski Hannawald. Tyle że Tomek też jakby nie przy kości. No cóż, "Gruby Tomek” skrytykował "Grubego Janka”. Ja się tylko dziwię, ze zaraz po starcie wiatr nie zdmuchuje ich z motocykli.

"Koldi” w domu na kanapie przed telewizorem: - Gdzie mnie ciągniesz pająku?

Atmosfera. Gdy się wygrywa, to w drużynie i w całym klubie zawsze jest dobra atmosfera. Jak teraz wśród leszczyńskich "Byków”. Magia Unii zdmuchnęła "Magię Falubazu”. Nawet Karolak "Przerwa w zębach” wraz z Lisem "Zarabiam 300 tysięcy miesięcznie” nie pomogły "Myszce Miki”. Ani różowa koszula zielonogórskiego prezesa Dowhana.

A propos magii: prestidigitator zrobił sztuczkę - zjadł świeczkę i potem musiał siedzieć po ciemku.

I na pocieszenie Bachusom: w kibicowaniu wciąż jesteście mistrzami, ale leszczyniacy, czy gorzowiacy depczą Wam po piętach.

Baliński Damian. Mój ulubiony żużlowiec. Obok Holty, Walaska i Świderskiego to największy walczak Ekstraligi. Może nawet największy. W ubiegłym sezonie lżony przez kiboli leszczyńskich za słabą jazdę, w tym się odrodził i obok Kołodzieja oraz Adamsa ma największy wkład w DMP '2010 dla Unii. I nawet za bardzo już nie fauluje. Tak, to był czarny koń mistrzowskiej drużyny. W tej konkurencji wyróżniłbym też Batchelora. Również na "B”.

Bartolo. Tak do mnie mówi tylko rodzina i przyjaciele. Np. Tomek Lorek.

Bębasów familia. Moi wspaniali żużlowi pomocnicy.

Buczkowski Krzysztof. Ksywa: Bonecrusher (zajrzyjcie do słownika angielsko-polskiego ze specjalną dedykacją od Tomasza Gapińskiego).

Cegielski Krzysztof. Człowiek kryształ, niemal do rany przyłóż. A szkoda, bo jako szef stowarzyszenia żużlowców "Metanol” powinien czasem przyłożyć komuś pistolet do głowy. Nawet z walki o pozostawienie starych tłumików jakby się wycofuje proponując z nowych wyrzucić tylko wkładkę. A tu trzeba na śmieci wywalić całe te nieudane urządzenia! Gdyby nie nieszczęśliwy wypadek, to dziś "Cegła” walczyłby o podium w cyklu GP IMŚ! Taka była skala jego żużlowego talentu.

Cieślak Marek. Żużlowy geniusz, "Wielki Mag”, najlepszy speedwayowy coach na świecie i w okolicy. Coach stulecia. Motywator. Człowiek sukcesu. Ma niesamowitą kichawę do czarnego sportu, ale czasem ma też więcej szczęścia niż rozumu. Ksywki: "Polewaczkowy”, "Shrek” (z bagna, bo kiedyś taki przygotowywał tor), "Narodowy”. Po śmierci Ryśka Nieścieruka i zanim Piotrek Żyto urósł i zhardział, to właśnie "Polewaczkowy” grał w naszym ligowym żużlu rolę czarnego charakteru, największego cwaniaczka z miodem w uszach i bąblem w nosie. Wszystkie numery świata były jego. Bronowanie, polewanie. Na przygotowanym przez niego torze widać było tylko kaski zawodników. Kiedy został "Narodowym”, to mu już tak nie wypadało. Jakby się uspokoił. Zresztą, z wrocławskiego toru, nawet po przebudowie, trudno zrobić kopę. Ostatnio chyba jest zmęczony finansowym i organizacyjnym bałaganem panującym w WTS-ie. I z tego rozdrażnienia zaczął się gubić w zeznaniach. Np. gdy Maciek Janowski w półfinałowym meczu z Falubazem nic nie jechał, to Cieślak uparcie wypuszczał go do boju zamiast skorzystać z Anderssona. Kiedy zaś Maciek złapał formę w pierwszym spotkaniu o brąz z Toruniem, to "Narodowy” dał mu tylko cztery biegi zamiast pięciu. Do tego przygotował twardziznę pod Unibax. Hm, hm, czy to taki gest pod adresem ewentualnego nowego pracodawcy? Tak tylko pytam, bo podobną sytuację przeżywałem w 1997 roku. Byłem wtedy menago Atlasa, mieliśmy porozbijaną drużynę, a mój trener - i przyjaciel po dzień dzisiejszy - Jaśku Ząbik niespodziewanie przygotował u nas na Olimpijskim na mecz z Apatorem fale i doły, akurat takie jakie wtedy były w Toruniu. Chciałem to ubić polewaczką, lecz okazało się nagle, że została wysłana po wodę i wyjechała ze stadionu. Przegraliśmy. W następnym sezonie Jaśku był już szkoleniowcem Apatora. Teraz jest rok 2010. Deja vu? Z drugiej strony, znam Cieślaka i wiem, że jest nadambitny. Na pewno chciał skończyć ten sezon z medalem. Tylko do szkółki jakoś nie ma serca. I nie chce zdradzić tajemnicy, co tak naprawdę trzymało go w ostatnich latach w WTS-ie? Znakomity długodystansowy kolarz, hodowca psich championów, świetny kompan do kufelka i kieliszka.

Crump Jason. Indywidualny wicemistrz świata anno Domini 2010. Zobaczcie z jaką pasją on rzuca motocyklem w ślizg i jak dynamicznie wjeżdża w wiraże! Do wrocławskich kibiców (tych kilku co przychodzą na mecze) powiedział, że jeszcze się spotkamy. Cokolwiek miałoby to oznaczać. Na tego "Rudego Rydza” smaczek mają też inne kluby. Leszno musi podmienić Adamsa (np. na Sajfutdinowa?) i już z Jasonem wstępnie rozmawiało, Toruń, Rzeszów? Słyszałem jak Crump wyrażał kiedyś tęsknotę za Gorzowem, ale u Gallacticos ciasno w składzie, są tam przecież Gollob i Pedersen. Na razie, to tylko wróżenie z fusów.

Cyran Czarek. Nietuzinkowa postać. Mechanik i mentor młodego szwedzkiego żużlowca Christiana Ago. Za sprawą "Cyrana” w Mariestad czeka na mnie żużlowy motor. Tylko moi "przyjaciele” w Polsce nie potrafią mi złożyć jakiegoś grata, co bym się na nim widowiskowo zabił, żebyście i mielibyście ze mną spokój. Obiecanki macanki, a głupiemu...

Czekański Bartłomiej. Z repertuaru zespołu "Zły”, przepraszam, "Łzy”:

Narcyz się nazywam

Przepraszam i dziękuję - ja tych słów nie używam

Jestem piękny i uroczy - popatrzycie w moje oczy

Jestem przecież najpiękniejszy, a na pewno... najskromniejszy.

Czernicki Czesław. Ksywa "CzeCze” lub "Mówcie mi Mourinho”. Bardzo inteligentny. Doświadczony, choć nigdy nie siedział na żużlowej maszynie. Charyzmatyczny, a czasem charyzmatyczny inaczej. Saper myli się tylko raz, natomiast "CzeCze” nie namówił Pedersena, by mimo kontuzji pojechał w meczach z Falubazem w play off, bo wolał skorzystać z zetzetki. Mając w składzie tylko dwóch sensownych zawodników: Golloba i młodego Pawlickiego! Na rewanż w Gorzowie przygotował przyczepny tor pod drużynę Falubazu, za co zresztą dostał podziękowania od tego zgrywusa (a jednocześnie obecnie drugiego po Cieślaku szkoleniowca w żużlowej Polandii) Piotrka Żyty - coacha uradowanej takim obrotem sprawy Zielonki. Po dwóch takich pomyłkach saper Czernicki powinien był zostać wysadzony w powietrze przez - ostatnio zaprzyjaźnionego ze mną - prezesa gorzowskiej Staleczki pana Władysława Komarnickiego. Ale nie, ów prezes zamierza honorowo wypełnić do końca kontrakt ze swoim trenerem. W przyszłym sezonie więc razem honorowo wylecą w powietrze? Znów forsa pójdzie w błoto, a ambitny Gorzów któryś raz z kolei upadnie na szóstą pozycję w tabeli? Szanowny Panie Prezesie Władysławie! Saper nie myli się dwa, czy trzy razy!

Darżynkiewicz Rafał. Najlepszy polski telewizyjny komentator żużlowy, ale w Polsacie (Feddek, Lorek) i w Canal+ (Olkowicz) ma naprawdę znamienitą konkurencję. Posiadacz najładniejszej żony w telewizyjnym biznesie (m.in. przeprowadzała wywiady z parku maszyn). Pozdrowienia Sylwuś! Rafał potrafi zrobić na tiwi ekscytujące widowisko nawet z wielogodzinnego osuszania tarnowskiego toru. Taki magik.

Dobruccy Rafał i Zdzisław. Przyjaciele. "Rafi” to magyster i inetelektualysta, a patrzcie jaki twardziel! Od lat jeździ w zasadzie ze złamanym kręgosłupem. I to jak jeździ! Bez niego Falubazowi trudno byłoby o medale. A Zdzichu to były champion Polski, świetny trener i mechanik. Wash and go.

Do d... z taką sprawiedliwością. Gdyby była sprawiedliwość na tym padole łez (a ona ponoć musi być po naszej stronie!) to ekstraligowa tabela sezonu '2010 winna wyglądać następująco:

1. Unia Leszno (Królowo Ty nasza!),

2. Stal Gorzów (kontuzja Pedersena i ćwierćfinałowe błędy coacha Mourinho),

3. Falubaz (podnieśli się po dramatycznie słabym początku, spowodowanym brakiem możliwości trenowania na swoim stadionie),

4. Unibax Toruń (nawet brąz jest dla nich porażką, za to wygrali nasze serca organizując na swojej pięknej Motoarenie fenomenalny turniej GP),

5. Betard-Sparta Wrocław (miejsce w pierwszej czwórce tej biduli to tylko błysk geniuszu Marka Cieślaka),

6. Unia Tarnów (dobrze, że na koniec sezonu obudził się Krzysiek Kasprzak i uratował "Jaskółkom” tyłek),

7. Polonia Bydgoszcz (gdyby nie kontuzje Emila, to ten zespół nie spadłby z ligi, a może byłby nawet w pierwszej szóstce i szkoda że do tej degradacji tak walnie przyczynił się mieszkaniec Bydgoszczy Tomasz G.)

8. Włókniarz Częstochowa (to najsłabszy skład w Ekstralidze, mimo że Szombierski ma sezon czarnego konia, i dlatego im kibicowałem najbardziej – mam nadzieję, że się utrzymają w barażach z pierwszoligowcem).

Niestety, na świecie nijak sprawiedliwości nie ma. I nawet granat od babci Pawlakowej z "Samych Swoich” tu nie pomoże Dobry Boże.

Dowhan Robert. Ksywa "Różowy koszul”. Pod nieobecność Andrzeja Ruski i Wiesława Wilczyńskiego, Dowhan wydaje się być najnowocześniejszym, prezentującym największą klasę i ogładę, prezesem klubowym w Ekstralidze. Celebryta, pijarowiec, lubi obracać się w gronie znanych twarzy (Karolak, Lis, Minge i te rejony). Jest jednak diabelnie skutecznym menedżerem. Nie dał się kolejny raz zaszantażować Gregowi Walaskowi i wymienił go na innego Grega. Hancocka. Falubaz złota nie obroni (no chyba, że Unię Leszno dotknie jakiś kataklizm, albo Żyto coś wywęszy w parku maszyn i cała drużyna "Byków” zostanie zdyskwalifikowana), ale i srebro jest cool. No i ten "zielony stoliczek” po półfinałowym meczu z Betardem. Sympatii w żużlowej Polsce z pewnością to szefowi "Myszki Miki” nie przysporzyło. Po trupach do celu. U Dowhana drogie są bilety na zawody żużlowe. Mówią też, że Roberto D. ponoć śni na jawie o posadce prezydenta Zielonej Góry. Co wtedy z Falubazem?

Dworakowski Józef. Ksywa Jozin, co to Unię Leszno z bazin, czyli z bagna wyciągnął. Jowialny, charyzmatyczny, zwyczajnie ludzki. Najsympatyczniejszy spośród wszystkich ligowych prezesów, acz czasem niepotrzebnie pokazuje Adamsowi czy Hampelowi jak się trzyma gaz (oczywiście pokazuje to na "sucho”, nie na motorze). Śmiesznie to wygląda. Obecnie, jak słyszę, Jozin Dworakowski jest zniechęcony i rozczarowany tym, jak podczas negocjacji o kasę (dotację) traktowały go władze Leszna (głównie radni-bezradni) oraz eskalacją finansowych żądań ze strony zawodników. Myślę, że Jozin jeszcze nigdy nie był taki bliski decyzji, żeby rzucić cały ten żużel w cholerę, jak właśnie teraz, czy zupełnie niedawno. Nawet wstępnie zapowiedział swoją dymisję. A jak rzuci w diabły Unię, to niebawem... witaj Leszno w II lidze! Może jednak drużynowe mistrzostwo jego”Byków” ostatecznie natchnie go optymizmem, wolą dalszego działania w speedwayu i nową falą miłości do tego sportu.

Ekstraliga. Ksywa Ekstralipa. Co roku nowe przepisy, co roku mniejsza frekwencja na trybunach. Upadek. Kowalski Ryszardzie, Prezesie: to nie dyskoteka, tu trzeba ratować sytuację, główkować i działać, a nie wymyślać czarne gacie dla grabkowych, czy stolik do losowania zestawów meczowych.

Gapiński Damian. Nadnaczelny redaktor sportowych faktów. Najbardziej pracowity pismak jakiego znam. I dusza człowiek. Da się z nim dogadać, acz jego rzecznikowania (prasowego) dla Głównej Komedii Sportu Żużlowego nigdy nie pochwalałem. No i fanatyczny (to już niemal jak szowinizm) piewca wielkości portalu sportowe fakty. Ale chyba rzeczywiście ma prawo być dumny ze swej roboty.

Gapiński Tomasz. "Gapciu” wracaj nam szybko do zdrowia i do żużla! Ale już raczej do pierwszej ligi. W Ekstralidze jest za duże ciśnienie. A Ty tego nie trzymasz. Szkoda, bo kawał zawodnika z Ciebie.

Gollob Tomasz. Indywidualny mistrz świata w jeździe na żużlu anno Domini 2010. Człowiek cudownie przemieniony. Z egoisty, gbura i faularza stał się przyjaznym dla otoczenia facetem. Przesympatycznym, uśmiechniętym. Pomaga w potrzebie innym ludziom. Jest prawdziwym kapitanem polskiej reprezentacji. Dojrzał. Ale nie mogę mu wybaczyć, że niedawno olał finał IMP-u (paluszek, brzuszek i główka to była jego wymówka) w Zielonce. Zdaję sobie sprawę, że inne, mniej pochlebne, zdanie na temat Tomka mogą mieć pani Brygida Gollob, Piotrek Protasiewicz czy Grzesiek Zengota.

Górzny Dariusz. Właściciel największego sportowego portalu internetowego w Polandii ze specjalnością żużel. Chodzi mi oczywiście o www. sportowefakty.pl. No cóż, jak się sami nie pochwalimy, to nikt nas nie pochwali. Górzny to także były prezes, a potem prokurent poznańskich "Skorpionów". O ile dobrze słyszałem, to z różnych względów, w tym rodzinnych, troszkę odsunął się od tego żużlowego klubu... a "Skorpiony" obsunęły się w pierwszoligowej tabeli. Poznań zasługuje na duży żużel. Górzny to łebski, rzutki biznesmen, lecz początkowo nasza współpraca, delikatnie mówiąc, nie była pozbawiona zgrzytów. Ileż to już razy miałem odchodzić ze "SF", ale jakoś z przyzwyczajenia zostawałem. Teraz wszystko już się dotarło i jest miodzio. No, może tylko kasa się nie za bardzo zgadza... Ale rozumiem prawa ekonomii. Przynajmniej staram się.

Hampel Jarosław. Początek sezonu jak marzenie (i bardziej walka na trasie niż szybie starty, odwrotnie jak było kiedyś) , a teraz kicha za kichą. Sprzęt padł, czy psyche? A może "Mały” przespał zimę i obecnie "chlastu, chlastu, nie mam rączek jedenastu”. Rączki puchną i otwierają się na kierownicy? I już nie pomagają masaże w wykonaniu wielkiego mistrza tajskiego boksu Mariusza Cieślińskiego oraz wspólne z nim przebieżki? Tak, czy siak, Hampel ma potencjał na mistrza świata, a ściskam kciuki za jego tegoroczny medal. Oby srebrny, choć "Rudy” pewnie nie odpuści. Wszystkie rude bowiem są zawzięte. A ta jucha zwłaszcza.

Holder Chris. Przyszły mistrz świata. O ile spoważnieje i wydorośleje. Ale sylwetkę na motocyklu i dynamikę akcji ma kosmiczną!

Holta Rune. Ksywa "Złotówa”, bo pazerniak na kasę. Wielki wojownik torów, rewelacyjny ścigant. Gdyby jednak nie udawał w GP Polaka, to Janusz Kołodziej na bank dostałby dziką kartę na sezon '2011. Rune! Nie wystarczy powiedzieć "moje motocykli są bardzo szybki”, żebyśmy Cię uznali za swego.

Jak mówią, Holta niebawem będzie obchodził "Barbórkę”, bo przecież ponoć jest... górnikiem przodowym. Jak mi donieśli znajomi z Czewy, Norweg rzekomo zainwestował w jakieś kopalnie kruszywa pod naszą Jasną Górą.

- A czy on w ogóle umie pić? - zapytałem.

- Oj umie, panie Bartku, umie - odrzekli fani Włókniarza.

Czyżby wiedzieli coś więcej?

Zadanie dla Holty: utrzymać "Medaliki w Ekstalidze!

Hymn motocyklistów. Ostatnio chodzi za mną patriotyczna pieśń Pawła Kukiza z zespołem "Piersi”. To nowatorski tekst do muzyki z utworu "Paranoid” legendarnej grupy "Black Sabbath” (pamiętacie, że śpiewał tam demoniczny Ozzy Osbourne, a na gitarze przygrywał Tony Iommi). Kawałek Kukiza opowiada o szalonym motocykliście (być może właśnie o żużlowcu), który np. z Gorzowa śmigał - pewnie na wuesce - do Zielonej Góry (albo odwrotnie), do swojej dzieuchy. Tytuł pieśni: "Rozje...łem się na drzewie”. Oto cały tekst, bo śmiszny i fajowy:

Jade, jade na motorze,

wiater mi owiewa twarz.

Mam na sobie czarne spodnie,

a na brzuchu czarny pas.

Biere każde auto z boku,

nikt dziś do mnie nie ma szans.

Błyszczy sie na słońcu motur,

a na ramie wisi kask.

Czy mnie słyszysz? Jade do ciebie

Uuu-jeee

Czarny kot mi przebiegł droge,

już żem go na kole mioł.

Ale uciekł mi na pole,

Ino z buta żem mu doł.

Ryk motoru mnie podjarał,

linke gazu w ręce mom.

Jeszcze tylko cztery wioski

i u ciebie bede stoł.

Czy mnie słyszysz? Jade do ciebie

Uuu-jeee

Hej dziewczyna rób zagryche,

flaszke ja w kieszeni mom.

Wypijemy, pojadymy,

wiater poprowadzi nos.

Mówią żem jest paranoik,

a ja nie przejmuje się.

Jade co fabryka dała,

jade jade do ciebie.

Czy mnie słyszysz? Jade do ciebie

Uuu-jeee

Rozje...łem sie na drzewie,

z ust mi cieknie gęsta krew.

Wiem, karetka nie przyjedzie,

flaszka pękła, a to pech.

O Jezuuu!

Skoro flaszka pękła (i przy czym będę świętował dziś ewentualne mistrzostwo Golloba?!), a ja na moturze przywaliłem w drzewo, to na razie kaniec mego "alfabeta aktualnego”. Zwłaszcza, że mi się literki skończyły. Ciąg dalszy już niebawem. Aż do "Ż”.

Przyjemnego Terenzano za chwilę życzę. I żeby to już w Italii, dzisiejszego wieczora, nasz Tomcio zawinął koronę IMŚ. Ściskam kciuki.

A jutro ligowa feta na Smoku! Gratki dla Unii Leszno (królowa jest jedna!) za złoto (no chyba, żeby jakieś trzęsienie ziemi, ale nie zanussi się) i uznanie dla pokonanych Falubazów. Dobre srebro nigdy nie jest złe. "Anioły” będą z brązu, lecz dla nich to chyba żaden sukces.

Łezka w oku się kręci. Ta ostatnia (ekstraligowa) niedziela...

Tylko Bydzi, tylko Bydzi, tylko Bydzi żal – jakby zaśpiewała Maryla Rodowicz.

Bartłomiej Czekański

Komentarze (0)