Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: ORMO czuwa i grzybki od Brygidki

Pawlik Morozow był radzieckim bohaterem narodowym, któremu władze komunistyczne stawiały pomniki i uznawały za wzór postępowania. Był on synem kułaka, czyli owego wroga władzy komunistycznej, uznawanego za złodzieja i marnotrawcę.

Pawlik, 14-letni chłopiec, podsłuchał rozmowę swego ojca. Dowiedział się o tym, iż ma zostać zorganizowany spisek kułaków, którzy nie chcą oddać całego zebranego zboża. Usłyszał także, iż część zboża już została ukryta przez jego ojca. Zgodnie z tym, czego nauczył się w szkole, Pawlik Morozow doniósł na ojca. Niedługo potem tata donosiciela został rozstrzelany... (Strefa Młodych).

I do tego jeszcze głupi dowcip felietonisty (ale bez urazy proszę):

- Co to jest ormowiec z milicjantem na jednym motorze?

- Gó....o przyczepione do gliny.

Dlaczego akurat o tym piszę? Sam nie wiem. Ot, tak sobie. Chyba bez związku (radzieckiego). Nawet bowiem nie wiadomo, czy ta opowiastka o "dzielnym" Morozowie jest prawdziwa.

Nie, nie, absolutnie, broń mnie Panie Boże, nie piszę o tym dlatego, że działacze miłego mi Falubazu Zielona Góra po pierwszym meczu półfinałowym play off Ekstraligi uprzejmie donieśli na Piotrka Świderskiego z Betardu, że za wcześnie wyprowadził swój motór z parku maszyn. Przez to sędzia Grodzki musiał odebrać "Świdrowi" jego sześć punktów. I prawidłowo. Durne prawo, lecz prawo. Ale ten donos mnie zasmucił w kontekście tego, że od lat kibice, zawodnicy czy całe kluby z Zielonej Góry i Wrocławia lubią się. Były niemal jak "derbowe". Tu zaś takie bezwzględne szpiegowanie, donoszenie, szukanie haków, że niby Wrocek może zasuwał akurat na sześćsetkach, a nie na pięćsetkach. Kto? "Świder", który nie może w lidze wygrać biegu (choć przyznaję, że walczy i bardzo się stara)? A może spadający pod koniec sezonu z motoru Madsen? Panowie działacze z Zielonki, a swego juniora Loktajewa też wy zakapowaliście? Tak, w Zielonce dmuchają na zimne. Przezorny bowiem ubezpieczony: śpij spokojnie, ORMO czuwa.

Niektórzy twierdzą, broniąc złej sprawy, że mecze na żużlu rozstrzyga się nie tylko na torze, ale i w parku maszyn. Pewnie, że tak, tylko np. jakąś mądrą taktyką, a nie przy zielonym stoliku, szukając na rywala haków.

Dobra, niech Falubazy już obronią te swoje drużynowe mistrzostwo Polski, bo jak nie obronią, to sam nie wiem, co będą w rozpaczy wyrabiać. Może powołają jakąś poważną komisję śledczą i zweryfikują rezultaty całej Ekstraligi. Kto ich tam wie?

"Myszko Miki" i po co to wszystko? Po co, już właściwie przed potyczką z Wrockiem u siebie, było rozstawiać i nakrywać zielony stoliczek, vide: zapowiedź u sędziego pomeczowego badania silników zawodników przyjezdnych? Żeby potem przy owym zielonym stoliczku ewentualnie szukać pocieszenia w razie słabszego wyniku? Przecież Betard to dużo słabsza drużyna od Falubazu, do tego rozbita problemami finansowymi, a jej miejsce w półfinałach to był tylko kolejny cud Marka Cieślaka (lub cwaniactwo wrocławsko-toruńskie). Zresztą, ostatni taki cud. Przynajmniej we Wrocku.

Wszystkie grzyby są jadalne. Ale niektóre tylko raz

Drugi najgorętszy temat, to: "start Golloba w IMP, a sprawa polska". Niektórzy silnie przestraszeni (nawet dziennikarze), jak mawiał Pawlak z "Samych Swoich", optowali za tym, by Tomek odpuścił sobie zielonogórską imprę. Bo się może rozbić jak na "Złotym Kasku" we Wrocku w 1999 roku (pamiętny lot trzmiela za bandę) i stracić szanse na niemal już pewne indywidualne mistrzostwo świata. Jak wtedy w pamiętnym 99 r. Tyle że nic nie zdarza się dwa razy. Gollob (tfu, tfu, odpukać, a kysz!) może się połamać na treningu lub w lidze szwedzkiej, gdzie nikt mu nie odpuszcza. A u nas rodzimi ściganci wiedzą, że jeśli któryś z nich posłałby "Gallopa" do gipsu podczas finału IMP, to będzie miał przechlapane u kibiców na wszystkich polskich stadionach żużlowych (no, może poza Zieloną Gorą). Nie twierdzę, że Tomek dziś podczas wyścigów na Wrocławskiej traktowany byłby przez rywali niczym święta krowa. Ale dzisiaj to już lubiany przez kolegów zawodnik, prawdziwy kapitan polskiej reprezentacji. To już nie te czasy, gdy polowano na jego kości, nie zostawiano mu miejsca pod płotem i w zasadzie spółdzielnia rywali brutalnie jechała przeciw niemu. Tak było, bo Tomek jako sobek, człowiek zrażający do siebie innych, był znienawidzony w środowisku żużlowym. Zresztą, sam jeździł wtedy bez pardonu, ponad miarę ostro. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Gollob dojrzał, stał się wspaniałym człowiekiem, daje się lubić i nie sądzę, by miał jakichś śmiertelnych wrogów na torze. A kiedyś miał. Jedynym zagrożeniem dla naszego championa mógłby być dziś o godz. 17 Piotruś "Bronowicki" (to od brony) Żyto, a raczej jego zamiłowanie do preparowania torów motocrossowych. Ponieważ jednak jadą także Kołodziej, Hampel i Baliński z Unii Leszno, więc raczej można się spodziewać twardzizny (dopiero jutro na lidze będzie się działo z tamtejszą nawierzchnią!).

IMP to dumna i najważniejsza impreza w skali naszego żużlowego podwórka. To championat krajowy. I dlatego Tomku, Ty jako najlepszy żużlowiec Polandii powinieneś bezwzględnie brać w tym udział. Z szacunku dla Mazurka Dąbrowskiego, historycznej czapki Kadyrowa (pani Brygidzie było w niej tak pięknie), dla kibiców i organizatorów, a zwłaszcza z szacunku do samego siebie. I co z tego, że tych tytułów masz na koncie już tysiąc pięćset sto dziewięćset? Przecież każdy jest inni i każdy jest ważny! Jeżeli się boisz kontuzji przez Terenzano i Bydgoszczą (myślisz, że we Włoszech kosa nie będzie czyhała?), to proszę nie wychodź już z domu, nie jeździj samochodem, a gdy będziesz wchodził do łazienki to za każdym razem przedtem wytrzyj podłogę, żebyś się nie poślizgnął na mokrym. Złamać nogę można i w wannie.

Gollob znalazł "dyplomatyczne" wyjście i wydał komunikat, że oczywiście bardzo chciał pojechać dziś w Zielonce, ale w ostatniej chwili... dopadło go zatrucie pokarmowe.

Kibole, jak to oni, od razu wypuścili w świat (nie)stosowny dowcipas:

Tomek G. podczas obiadu do Brygidki G.:

- Bardzo dobra ta zupa grzybowa. Skąd wzięłaś przepis?

- Z powieści kryminalnej.

Fani żartują też, że ze względu na wiadomy konflikt małżeński, pani Brygidka nazbierała dla naszego Tomusia najładniejszych grzybków w podbydgoskich lasach. Wszystkie czerwoniutkie w białe kropki.

Mam nadzieję, że państwo Gollobowie (bardzo lubię ich oboje) nie pogniewają się na mnie za przytoczenie owych kibicowskich żartów. Lepiej bowiem śmiać się niż płakać.

Obejrzę sobie dziś w nieocenionej TVP Sport ten kulawy i kadłubowy finał IMP w Zielonce. Kulawy i kadłubowy, bo bez Tomka Golloba. Zwycięzca przez cały rok będzie więc miał prawo tytułować się... wicemistrzem Polski. Faworytem jest Janusz "Loram" Kołodziej, który niedawno sięgnął w upadającej Czewie (wiatr hulał tam po trybunach) po wice Złoty Kask. Wice, gdyż obsada była raczej taka bardziej lekkopółśrednia.

"Gruby Janek" Kołodziej śmiga dynamicznie, atakuje i jedzie jak Loramski (sylwetka, gwałtowne kręcenie gazem), lecz czasem zachowuje się na torze niczym delikatna panienka na wydaniu. Przez to przegrał swą szansę w GP Challenge w Vojens. Nie tylko więc przez defekt. Prawdziwi championi nie jeżdżą jak panienka z okienka. Kibicuję też memu waflowi Jarkowi Hampelowi. Również Rafiemu Dobruckiemu, który jako rezerwowy zastąpi "Gallopa". Jednak moim ulubionym ścigantem na tę chwilę jest ów żużlowy chuligan Damian Baliński. Walczak! Może więc wdrapie się dziś na pudło. Byle tylko nie po kościach innych.

Bo srebro i złoto to nic, chodzi o to, by wiecznie młodym być

A już jutro pierwsze mecze o złoto i brąz w Ekstralipie. Wszystko wskazuje na to, że już za tydzień królowa Unia Leszno wróci na należny sobie tron DMP. To bez wątpienia najsilniejsza (i najsympatyczniejsza) ekipa w naszej żużlowej tzw. Ekstrakasie. Nawet jak Adams z rodziny Adamsów się starzeje, a "Jarek Hampel Jarek" ostatnio cieniuje. Bo co "Mały", rączki puchną? Tyle że na mecz na crossowisku w Zielonce leszczynianie powinni założyć amortyzatory także na tylne koła (co z tego, że Wy też u siebie zasuwacie po przyczepnym, ale przecież nie po lejach niczym po bombie atomowej?). No i np. "Balon" musi uważać, żeby przez przypadek omyłkowo nie założyć laczka na prawego buta. Ekipa gospodarzy może to bowiem zauważyć (a oni w parku maszyn mają swoich szpiegów z krainy deszczowców, karrrrramba!), uprzejmie doniesie sędziemu i punkty pójdą się j....

Leszno ma fajnych i chyba najliczniejszych fanów (choć i im się niestety zdarzają wulgaryzmy, zwłaszcza na meczach we Wrocku). Ale uwierzcie mi: na świecie lepszych kibiców od zielonogórskich nie znajdziecie! Pełne trybuny, te oprawy, te pomysły, ta gorąca atmosfera! I to jest prawdziwa Magia Falubazu. Nie zaś Lisy, Karolaki czy inne tam celebryty. Jeśli chodzi o zwariowanie miast na punkcie speedwaya, to bez zwątpienia Zielona Góra jest stolicą polskiego żużla. I jak sądzę, spora w tym zasługa prezesa Dowhana.

Niestety dla Was mili mi Winobrańcy, w tym sezonie królowa jest tylko jedna. I nazywa się Unia Leszno. "Byki" przy tym jadą o życie. Nie zdobędą złota (a przecież wszystko może się zdarzyć, bo sport jest nieprzewidywalny), to pewnie odejdzie od nich - i tak już zniechęcony - prezes, wielki "Jozin" Dworakowski, co to wyciągnął leszczyński "czarny sport" z bazin, czyli z błota. Tj. z peryferii i długów. A jak odejdzie, wtedy szybko witaj II ligo!

Dla Torunia brąz to porażka. Taki skład stać było na finał. Jeśli zaś w ogóle nie będzie medalu dla "Krzyżaków", to bogacz Karkosik nie zostawi tam kamienia na kamieniu. Na początek poleci głowa Jacka Gajewskiego, wszak ponoć (tak wróble ćwierkają) za drzwiami Unibaksu już się czai supercoach Marek Cieślak. Choć ostatnio nie taki super, bo kilka wpadek zaliczył. I nie chodzi mi tu akurat o to, że rzucał wyrazami po zielonogórskim parku maszyn, a nawet - jak donoszą świadkowie - dał w ucho mechanikowi za przedwczesne wyprowadzenie motoru "Świdra". Niedobrze panie bobrze. Znaczy się, nieładnie Panie Mareczku. Wstyd. Idzie mi raczej o to, że są wrocławscy kibice, a nawet dziennikarze, którzy zarzucają wielkiemu Markowi taktyczne pomyłki w półfinałowych meczach z Falubaziakami, w tym uparte forowanie Maćka Janowskiego, który ostatnio dobrze jedzie wszędzie, tylko jakoś nie w lidze. W lidze jedzie na u,wu,du,1,0. A można było dać szansę nieźle dysponowanemu Anderssonowi. Prawda jest taka, że Cieślak ma prawo czuć się zmęczony i rozkojarzony sytuacją finansową i organizacyjną w WTS-ie.

Dla Sparty-Betardu więc brąz, a nawet miejsce w pierwszej czwórce, to duży sukces, jeśli się weźmie pod uwagę, że ta drużyna przystępowała do rozgrywek z półtoramilionową dziurą budżetową. Sponsorzy, poza błogosławionym Betardem i kilku innymi, nie kwapili się do pomocy. Publika nie dopisywała. Miasto rzuciło jakieś ochłapy, lecz późno. W sam raz na waciki dla Bjerrego. Ten zaś się buntował i strajkował na ważnych meczach. Nie bjerre kasy, to nie jade. Prezes Krysia Kloc w zasadzie została sama z tym ciężarem i tylko ona, Cieślak oraz wrocławscy zawodnicy wiedzą, jakim cudem w tak trudnej sytuacji dojechali aż do pojedynków o medal! Geniusze! Z braku kasy, niektórzy wrocławscy żużlowcy sztukowali ze sprzętem. Na dwóch motorach odjechali cały sezon!

Krysia mówi w mediach, że jej zawodnicy na pewno dostaną zaległą kasę i ona bohatersko myśli już o następnym sezonie, lecz tego jej optymizmu nie widać nawet w kręgach zbliżonych do WTS-u. Nawet w parku maszyn i na trybunach Stadionu Olimpijskiego. Tam trwa prawdziwa giełda nazwisk pt. rozdziobią nas inne kluby. Oto co tzw. zorientowani plotkowali mi do ucha:

"Janowski pójdzie tam, gdzie jego mentor Hancock, czyli do Zielonej Góry, albo przejdzie sam do Torunia. Jak wynika z jego wywiudów dla mediów, Maciek nie mówi "Aniołom" nie. A będzie łakomym kąskiem, gdyż w następnym sezonie w drużynach Ekstraligi - zdaje się - obaj obowiązkowi juniorzy muszą być Polakami.

Bjerre znów ma wylądować w Rzeszowie, skąd poprzednio odszedł przecież w niesławie i w gniewie. Rewelacyjnemu Madsenowi, jak ćwierkają wróble, ponoć także podoba się Marta Półtorak. Jeleniewski do Tarnowa, czy do Rzeszowa? Po tak słabej jeździe jak w tym sezonie? Nie, to chyba jakieś science fiction (inna sprawa, że facet ma ogromny, niewykorzystany potencjał). A może jednak degradacja do macierzystego Lublina? Jason Crump ponoć już złożył swoją ofertę Unii Leszno, lecz zażądał taką kasę, że prezes Jozin spadł z krzesła, a jak wstał, to tylko odparł "Rudemu" (mniej więcej): - Nie ma takiego numeru.

Ale znakomity Crumpie na pewno znajdzie sobie w Polsce pracodawcę. Supercoach Marek Cieślak już zapowiedział w mediach, iż po 10 latach definitywnie odchodzi z WTS-u. Mamy do niego trochę żalu, że ogłosił to jeszcze przed półfinałami play off. To nigdy nie działa dobrze na morale drużyny. Mógł się trochę powstrzymać. Kierunek Toruń?"

No cóż, nawet jeśli to, co mi powiedzieli na trybunach Olimpijskiego (a co powyżej przytoczyłem) ludzie mocno zbliżeni do WTS-u, to w dużej mierze tylko plotki - wydumki, zmyślenia, spekulacje, to i tak jest to obraz pesymistycznych nastrojów i stanu ducha panujących w tym klubie.

Sparta to jednak ambitna ekipa, Cieślak chciałby na zakończenie swej przygody z Wrockiem dać mu medal, przeto "Aniołom" na pewno łatwo nie będzie w tej walce o brąz.

Na zakończenie, żeby nie było za smutno i pokrzepieniu serc, opowiem wam, że ostatnio na drodze do mej ukochanej Bystrzycy Kłodzkiej "wyciągłem" ponad 170 kilosów na godzinę z clio mojej żony. Niestety, "na zakręcie stali, no i mnie złapali". Chłopcy radarowcy. To ja im rzuciłem tekstem z filmu "Job, czyli ostatnia szara komórka":

- Panie władzo wiem, że naraziłem innych uczestników ruchu na niebezpieczeństwo, ale ja lubię sobie tak zapi.......ać.

Policjanci tak się z tego śmiali, że aż im się brzuchy trzęsły. I wiecie co? Puścili mnie bez mandatu!

Tylko, a juści, Falubaz żywemu nie przepuści. Przy zielonym stoliku.

Bartłomiej Czekański

Komentarze (0)