- Upadłem w Lesznie na Lidze Juniorów. Strasznie ucierpiało moje kolano. Skręciłem je i naderwałem więzadła. Po tym upadku zrezygnowałem z dalszej jazdy i udałem się do Częstochowy do szpitala, gdzie ściągnięto mi krew z krwiaka. Ogólnie z dnia na dzień jest coraz lepiej. Pomału zaczynam obciążać tę nogę - opowiedział nam kontuzjowany zawodnik.
Borys Miturski to etatowy junior w talii Jana Krzystyniaka. Z powodu urazu, Borysa zabrakło jednak w składzie Włókniarza w czwartkowym zaległym pojedynku ligowym we Wrocławiu. Miturski jest tym faktem bardzo zasmucony. - Bardzo żałuję, że nie mogłem pojechać do Wrocławia na mecz. A to dlatego, że spasowałem tam świetnie swój silnik. Cóż, chciałbym bardzo pojechać w niedzielę przeciwko Unii Leszno. Ale, aby tak się stało musi jednak nieco ustąpić ból. Czekam i modle się, aby do niedzieli ból chociaż w połowie ustąpił - oznajmił junior Włókniarza.
Czy zatem uraz jest bardzo uciążliwy? Borys nie ukrywa, że tak. - Tak, jest. Najbardziej odczuwam go przy zgięciu i wyprostowaniu nogi na "maksa". Jednak tak jak mówiłem wcześniej, z dnia na dzień jest coraz lepiej. W piątek odstawiłem kule i powoli sobie dreptam. Ostateczną decyzję co do mojego występu w niedzielę podejmę w sobotę wieczorem - stwierdził Miturski.
Młodzieżowiec z Częstochowy nie chce jednak łatwo się poddawać i dlatego zapowiedział, że jeśli zdrowie mu na to pozwoli, to powalczy o miejsce w składzie na pojedynek przeciwko leszczyńskiej Unii. Miturski nie uważa bowiem, żeby występ w niedzielne popołudnie był zbyt dużym ryzykiem. Zapytany o to, czy w takiej sytuacji, kiedy to ból jest odczuwalny, nie lepiej jeszcze nieco wypocząć i zregenerować siły przed kolejnymi spotkaniami odpowiedział krótko i stanowczo: - Zobaczymy, ale wydaję mi się, że nie.