Rafał Kurmański wciąż w naszych sercach

 / Rafał Kurmański
/ Rafał Kurmański

To już szósty rok jak nie ma Go wśród nas. Kariera stała przed nim otworem, niestety jego życie potoczyło się inaczej. "Zielonogórski brylancik", pękł, nim zdążył zaświecić pełnym blaskiem szlachetnego kamienia". Mimo upływu czasu nadal go wspominamy...i wspominać będziemy.

Wszyscy, którzy go znali wspominają go jako młodego człowieka o wielkim, walecznym sercu. Pracowity, zawsze uśmiechnięty, skromny, życzliwy... takim Go pamiętamy. Rafała kochali wszyscy zarówno jako człowieka, jak i zawodnika. Do dzisiaj mamy w pamięci jego akcje na torze, zwłaszcza znakomite ataki "po zewnętrznej". Piął się do góry, z roku na rok zdobywając coraz większe uznanie. Jego talent rozkwitał w oka mgnieniu. Pomimo młodego wieku zyskał miano jednego z najbardziej utalentowanych zawodników tego pokolenia.

Rafał Waldemar Kurmański urodził się 22 sierpnia 1982 roku w Zielonej Górze. Całe swoje krótkie życie związał z tym miastem. Mieszkał na osiedlu Braniborskim, tam uczęszczał też do podstawówki. Ukończył również Zasadniczą Szkołę Budowlaną, zdobywając zawód mechanika pojazdów samochodowych.

Od najmłodszych lat był niezwykle żywym i bardzo ciekawym świata chłopcem. Opowiadał, że na mecze żużlowe od dzieciństwa zabierał go dziadek. Wówczas poczuł bakcyla i zachciał spróbować swych sił w tym sporcie. W 1995 roku udał się więc i zapisał do szkółki, gdzie trenował pod okiem trenera Jana Grabowskiego. Odtąd rozpoczęła się jego przygoda z żużlem. Już w szkółce, mówiło się o nim, że jest wielkim talentem. 11 maja 1999 roku uzyskał w Toruniu licencję "Ż". Dość szybko stał się czołowym juniorem drużyny z Grodu Bachusa i odtąd jego kariera żużlowa potoczyła się w błyskawicznym tempie. Zawodnik świetnie spisywał się w meczach ligowych. Szarże pod płotem stały się jego znakiem rozpoznawczym. Ukryty głęboko za kierownicą, wjeżdżał tam, gdzie inni widzieli już tylko płot. Właśnie tak chłopak z Zielonej Góry przemknął gnieźnieńskiej parze, kiedy w 2002 r. jego drużyna walczyła o miejsce w ekstraklasie. To właśnie on w sezonie 2002 wprowadził swój ukochany zespół do najważniejszej z lig. Zdobył wówczas 15 punktów + bonus.

Gorzej szło mu natomiast w turniejach indywidualnych. Na przeszkodzie stawały kontuzje, choroba bądź zwyczajny pech. Mimo tego może pochwalić się kilkoma sukcesami, bo takimi należy nazwać srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (2001), szóste miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski (2002), szósta pozycja w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów (2002), drugie miejsce w finale Srebrnego Kasku (2002) czy zwycięstwo w Łańcuchu Herbowym Ostrowa Wielkopolskiego (2002). Razem z Dawidem Kujawą i Sebastianem Smoterem w 2001 roku sięgnął po złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. "Kurmanek" ma też na swoim koncie brąz w MMPPK (2002) i brąz w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski (2000). Rosnąca popularność nigdy nie zawróciła mu w głowie. Był niezwykle pracowity, koleżeński i bardzo lubiany w żużlowym światku.

Wiosną 2001 roku przeżył tragedię: na torze w Peterborough upadek wyeliminował go z dalszej walki o najwyższe trofeum w kategorii juniorów. Mimo tych przeciwności losu szybko podniósł się i już rok później był pewnym punktem ZKŻ, kończąc sezon ze średnią biegową 2,12. W roku 2003 wystąpił z dziką kartą w Grand Prix Europy w Chorzowie, zajmując wówczas 19 miejsce. Kolejny sezon 2004 zaczął równie dobrze. W Toruniu zdobył 12 punktów, następnie w meczu przeciwko Atlasowi Wrocław wywalczył 15 "oczek". Później nadszedł kryzys.

Zawodnik związał się w międzyczasie z brytyjskim Swindon Robins, w Szwecji zaś miał podpisany kontrakt z Kaparną Goeteborg. Z czasem notował coraz lepsze występy w Elite League. W pierwszym spotkaniu w Lesznie zdobył 10 punktów wraz z 3 bonusami. Nikt nie przypuszczał jeszcze, że był to niestety jego ostatni występ w lidze polskiej. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, aż do felernej nocy z 29 na 30 maja, w której wszystko się skończyło.

30 maja 2004 roku tragicznie przerwał nić swojego życia, będąc na najlepszej drodze do szczytów kariery. Dzień później przed meczem z Unią Leszno stadion przeszyła właśnie ta straszliwa wiadomość - Rafał Kurmański nie żyje. Do dzisiejszego dnia pamiętam swoją reakcję, płacz i wielki smutek. Strata tak wspaniałego zawodnika, jakim był "Kurman" była wielkim ciosem dla zielonogórskiego klubu, który w tym momencie bardzo go potrzebował. Pozostawił w żałobie rodzinę, najbliższych, a także tysiące fanów, których był idolem.

Dziś bez wątpienia możemy stwierdzić, że był on jednym z najbardziej utalentowanych i nieprzewidywalnych zawodników w Polsce. Po upłynięciu 6 lat od tragicznej śmierci Rafała pamięć o nim jest wciąż żywa, a wspomnienia pozostaną na zawsze w naszych sercach. Na jego grobie wciąż płoną znicze, a fani speedwaya przy okazji zawodów odwiedzają położony nieopodal stadionu cmentarz, na którym pochowano "Kurmanka". Pójdźmy tam i dziś...

Komentarze (0)