Marcin Rempała zasłużył na występ w poniedziałek - rozmowa z Marianem Wardzałą, trenerem Tauron Azotów Tarnów

Przed sezonem Marian Wardzała zastąpił na stanowisku menadżera zespołu Tauron Azotów Tarnów Romana Jankowskiego. Kibice przyjęli tę roszadę zarządu klubu z wielką radością. Oprócz przygotowania nawierzchni do nowego - starego szkoleniowca będą należały także wiążące decyzje, co do składu na poszczególne mecze ligowe. Ten pierwszy już w wielkanocny poniedziałek. Rywal nie byle jaki, bo Drużynowy Mistrz Polski - Falubaz Zielona Góra. Wiadomo już, że kosztem Tomasza Jędrzejaka pojedzie w nim Marcin Rempała. M.in. o tej decyzji, ale również o nastrojach w tarnowskiej ekipie za "pięć dwunasta" przed startem ligi, specjalnie dla SportoweFakty.pl opowiada szkoleniowiec "Jaskółek" - Marian Wardzała.

Kamil Hynek: Panie trenerze jakie nastroje panują w drużynie przed inauguracyjnym meczem z Falubazem Zielona Góra?

Marian Wardzała: Bojowe. Każdy bardzo chciał jechać. Widać to było zwłaszcza na sparingach, bo nikt nie chciał za bardzo oddawać biegu. Każdy do maksimum chciał wykorzystać swoją szansę. Widać w naszych zawodnikach wolę walki, ambicję i chęć rywalizacji. To jest dobry prognostyk, więc ja się cieszę i z optymizmem patrzę w przyszłość.

W czym upatruje pan największą siłę Falubazu Zielona Góra?

- Ten zespół jest bardzo mocny, bo tak naprawdę nie ma słabego punktu. Popatrzmy na nazwiska: Dobrucki, Protasiewicz, Hancock, Lindgren czy młody Dudek to są naprawdę fachowcy. Mimo, że niektórzy z nich są bardzo młodzi, to potrafią jechać na każdym torze. My zrobimy oczywiście wszystko, aby ten tarnowski owal był w tym dniu naszym atutem.

W Tarnowie na Falubazie ciąży prawdziwa klątwa. W 2007 roku miał miejsce wypadek awionetki z Tomaszem Gollobem i Rune Holtą na pokładzie. Rok później na inaugurację ligi zawody storpedowały opady deszczu. Teraz znów prognozy na poniedziałek nie są korzystne i możliwe, że trzeci raz pod rząd mecz zostanie przełożony. Jak w zespole tarnowskim podchodzi się do takiego scenariusza?

- Szkoda by było, żeby ten mecz faktycznie był odwołany, ale prognozy rzeczywiście są fatalne. Chciałbym, aby pogoda była identyczna jak na tych ostatnich sparingach. Jeśli nie, to, żeby chociaż udało się nam tą inaugurację odjechać. To są Święta, ludzie są już spragnieni speedwaya, a dodatkowo przyjeżdża rodzina, którą można zabrać na stadion. Mimo wszystko myślę, że "Jaskółcze Gniazdo" w Lany Poniedziałek się wypełni i bardzo bym sobie życzył, aby te zawody doszły do skutku. Pozytywne myśli to podstawa.

Nie da się ukryć, że ostatni środowy sparing przeciwko Włókniarzowi Częstochowa bardzo rozbił panu taktykę jaka była w głowie na poniedziałkowy mecz z Drużynowym Mistrzem Polski. W ostatniej chwili dokonał pan zmiany w meczowym zestawieniu?

- Oj miałem piękny zgryz mówiąc kolokwialnie. Po tym sparingu pojawił mi się przed oczami duży znak zapytania. Myślę jednak, że wszyscy się ze mną zgodzą. Marcin Rempała zasłużył sobie na udział w poniedziałkowych zawodach. Tu nie ma dwóch zdań. Tym bardziej szkoda mi Tomka Jędrzejaka, który strasznie na tym ucierpiał. Przegrał z Marcinem w klasyfikacji matematycznej dosłownie na ostatniej prostej. Nie można powiedzieć o nim w żadnym wypadku, że się nie starał. Wręcz przeciwnie, robił chłopak co mógł. Dostanie na pewno szansę w innym meczu, ale z "Myszkami Miki" pojedzie Marcin.

Jak pana decyzję przyjął Tomasz Jędrzejak?

- Z wielką goryczą i ze łzami w oczach.

Rozmawiał pan z Marcinem. On zdaje sobie sprawę, że po meczu z Falubazem zamyka sobie drogę do jakiegokolwiek wypożyczenia w szeregi innego zespołu?

- Jestem przekonany o tym, że wie co robi. W moim odczucie jego miejsce jest tutaj.

Myśli pan, że jego mizerny sezon w Rybniku wynikał z tego, że tam się czuł jakby w każdym meczu jechał na wyjeździe. Mimo, że był zawodnikiem RKM-u to kompletnie nie czuł tamtejszego owalu. Wyszedł mu praktycznie tylko jeden mecz. W Tarnowie z kolei wie, że żyje, jeździ tu z zamkniętymi oczami?

- Może coś w tym być, co mówisz. Teraz jest w Tarnowie, bardzo dobrze przygotowywał się pod każdym względem. Zrzucił zbędne kilogramy. Wierzę w to, że nie stracił nic z tego czym radował nas w poprzednich sezonach, a próbkę tego mieliśmy okazję zobaczyć w ostatnią środę.

W czym tkwi problem Tomka Jędrzejaka, zwłaszcza w tych ostatnich dwóch sparingach z Częstochową był niesamowicie wolny na trasie?

- Był źle spasowany. Ja go widziałem w Rzeszowie i to była "rakieta". Inna sprawa, że tam były inne warunki torowe. Widziano go tylko na starcie, pojechał swoje trzy biegi w takim stylu, że nie było sensu go więcej wystawiać. Inna geometria toru, inna przyczepność powoduje, że zawodnik ma przed sobą zupełnie inne realia.

Czyli bierze pan Jędrzejaka na wyjazdy, a Marcina na mecze u siebie i wszyscy są zadowoleni?

- O nie! (śmiech) Wszystko jest możliwe. Ja wiem ,że Tomek jest zawodnikiem, który lubi przyczepne tory, aby pohasać sobie na zewnętrznej...

Nie powiem, ale zaskoczył pan trochę zestawieniem par na poniedziałkowe spotkanie. Marcin Rempała jako prowadzący parę, podczas gdy "mały" komplet z Częstochową wywalczył z numeru dwanaście, a najlepsze szarże miał właśnie z pól zewnętrznych?

- Wszystko jest poparte rozmowami z zawodnikami. Konwersowałem z każdym i pytałem komu jaki numer albo pole startowe pasuje. Stąd ustawienie meczowe nie wzięło się z powietrza, a wszystko było przemyślane. Marcin się określił, że na początek pasuje mu drugi tor, Bjarne, że chce numer dziesięć. Ułamkowi odpowiada "jedenastka", Monbergowi "dwunastka", a Kasprzakowi "trzynastka". Wszystko jest więc okej.

Bardzo zgodna drużyna do prowadzenia się panu trafiła?

- To nie jest tak, żeby coś na kimś wymusić. To jest kwestia dogadania się. Usiąść i zapytać się komu jakie pole startowe pasuje w danej części meczu.

Jak pan oceni formę reszty zawodników po tych czterech sparingach, widać, że rywalizacja jest wciąż bardzo zażarta i wyrównana, a Ci odstawieni od składu w pierwszej kolejce mogą być jeszcze bardziej zdeterminowani do walki?

- Mamy bardzo wyrównany skład z "czarnym koniem" Martinem Vaculikiem. On będzie jeździł jako "piętnastka", ale może zastąpić praktycznie każdego. Ktoś będzie miał słabszy dzień, automatycznie wchodzi Martin i robi swoje. Bardzo się cieszę, że mam w talii kart tego zawodnika, a dodatkowo szybko doszedł do siebie po ciężkiej kontuzji. Oprócz tego cała drużyna trenowała w Gorican, u nas na torze też siedzieliśmy praktycznie do oporu. To powinno owocować.

Wspomniał pan o wyrównanym składzie. Dzieje się tak również za sprawą tego, że zespół Tauron Azotów jako jedyny nie ma w swoich szeregach jeźdźca z elitarnego cyklu Grand Prix. Brak lidera to będzie problem?

- Myślę, że nie. Choć faktycznie jak się tak popatrzy z boku to trochę dziwnie to wygląda, że jako jedyni nie możemy się pochwalić takim zawodnikiem. Uważam jednak, że to może być nasz atut. Tacy zawodnicy jak Krzysztof Kasprzak, Sebastian Ułamek czy Bjarne Pedersen kiedyś tego cyklu zasmakowali i wiedzą o co chodzi w rywalizacji z najlepszymi. Powinniśmy dać sobie radę, bo atmosfera w drużynie także potrafi zrobić swoje, a ta u nas jest doskonała.

Nawiązując do Martina, o którym pan wspomniał nieco wcześniej, to w Tarnowie podczas obu meczów kontrolnych miał pokaźne zdobycze, ale zaliczył też po jednym zerze. Oba miały miejsce podczas startów z pól zewnętrznych. W lidze takie wpadki mogą być kosztowne?

- Tamte pola startowe były nierówno zroszone. Dziś (rozmowa przeprowadzona w piątek – dop. aut) bardzo dużo czasu poświęciliśmy na pracę nad tą nieszczęsną polewaczką. Do tej pory ona w ogóle nie słuchała naszych rozkazów. Zacinał się elektro zawór. Kiedy chcieliśmy "polać" dysza się nie otwierała, albo w ogóle się nie zamykała. Na szczęście uporaliśmy się z tym i myślę, że od tego momentu wszystko będzie funkcjonować w należytym porządku. To oznacza również równomierne polanie pól. Dlatego podkreślę jeszcze raz. To nie była wina polewającego, a po prostu sprzętu.

Martin stara się także o polskie obywatelstwo. Panu jak i tarnowskiej ekipie daje to niesamowite możliwości, ale kiedy możemy się spodziewać takiego dokumentu dla Słowaka?

- Z mojej rozmowy z Martinem wynika, że polski paszport może mieć już koło czerwca – lipca. Wtedy zrobiłoby się bardzo ciasno dla Szymka ponieważ na swoją szansę czeka Hougaard. Dla Kiełbasy Vaculik byłby nieprawdopodobnie ciężkim do rywalizacji zawodnikiem.

Z tym, że Patrick Hougaard póki co w ogóle nie przekonuje formą?

- Początek sezonu ma kiepski, to fakt. On to też zrozumiał, bo dwa razy sześć punktów z Rzeszowem to jest absolutnie za mało. Wiadomo, że to ambitny człowiek i nie do końca taka sytuacja mu pasowała, ale pogodził się z tym, że na razie ląduje na ławce.

Wydaje się, że od szlifowania formy są właśnie sparingi, a tymczasem mimo wolnego terminu nie pojechał do Częstochowy. W Tarnowie dzień później też się nie pojawił choć mógł?

- Nie chciałbym się wypowiadać za niego, bo jakoś na ten temat nie rozmawialiśmy, ale zdał sobie chyba sprawę, że ten początek sezonu nie należy do niego.

Czemu w ostatnich spotkaniach nie mogliśmy zaobserwować na torze Jakuba Jamroga?

- Kuba miał dwa motocykle i jak na złość oba mu padły. To jest rzecz niebywała, ale niestety stało się. Raz urwie się korbowód i skasuje silnik innym razem z kolei urwie się tłok i rozbije całą górę. Przykro strasznie, że chłopak już na starcie sezonu został uziemiony. Ubolewam, ale nie mamy magazynu, aby mechanik mógł sobie wziąć interesującą go część z półki. To trzeba po prostu zamówić, a za nim to przyjedzie, to jesteśmy już po zawodach.

Ostatnio udało się wypożyczyć Tadeusza Kostro do drugoligowego Lublina, to chyba dobra decyzja patrząc na jego małe szanse startu we Ekstralidze?

- Nawet bardzo. Szkoda tylko, że wczoraj nie udało mu się pojechać w Rybniku. Nie rozmawiałem z Tadkiem, ale doszły mnie słuchy, że nie został zgłoszony do tych zawodów przez lubelski klub.

Źródło artykułu: