Czy się stoi, czy się leży, kasa się należy - tak przynajmniej do tego sezonu mogli śmiało myśleć sobie zawodnicy PGE Ekstraligi, a prezesi nie widzieli w tym nic złego. Dopiero zeszłoroczne problemy Krono-Plast Włókniarz Częstochowa mogą wpłynąć na zmianę zachowań działaczy w najlepszej żużlowej lidze świata.
Już tydzień temu informowaliśmy, że prezesi zdali sobie sprawę, że do przywrócenia finansowej równowagi kluczowe będzie przywrócenie nieco mniejszych stawek na przygotowanie do sezonu. Negatywnym przykładem jest w tym przypadku właśnie Włókniarz.
Częstochowianie od lat należeli do najbardziej hojnych działaczy, a kontraktów ze swoimi zawodnikami nie uzależniali od ich postawy na torze. Skończyło się tym, że w tym roku stosunek jakości do ceny mieli zdecydowanie najsłabszy w całej lidze. O ile 1,2 mln złotych wydanych na podpis dla Leona Madsena jeszcze się broni, to już w przypadku kolejnych zawodników można mówić o pieniądzach wyrzuconych w błoto.
Mikkel Michelsen otrzymał 1 mln złotych na przygotowanie do sezonu i choć minionych rozgrywek nie zaliczy do udanych, to i tak otrzymał całość kwoty, a nawet w przypadku awantury z Włókniarzem i zgłoszenia sprawy do Trybunału PZM, może być dość spokojny, że nic nie będzie musiał oddawać.
ZOBACZ WIDEO: Stal czeka kryzys? "Nie będzie nas stać na tak wysokie kontrakty"
Jeszcze bardziej absurdalny jest przypadek Maksyma Drabika, który rozgrywki skończył jako 35. zawodnik rozgrywek, a na jego konto wpłynęło 800 tysięcy złotych z tytułu przygotowania do sezonu, a klub w trakcie rozgrywek i tak musiał dostarczyć podopiecznemu dwa silniki od Briana Kargera.
Włókniarz może się uczyć pod tym względem od Apatora Toruń, bo przedstawiciele tego klubu od lat uzależniają wypłaty dla swoich zawodników od ich postawy na torze. W kontrakcie poszczególni żużlowcy mają zagwarantowane jedynie podstawowe wynagrodzenie, które ma motywować ich do lepszej postawy na torze. Brak spełnienia dodatkowych warunków oznaczać może najsłabszy finansowo rok w ich karierze.
Na takie same warunki zgodził się w ostatnim okresie transferowym Michelsen, który w Toruniu na przygotowanie do sezonu otrzyma aż o 200 tysięcy złotych mniej niż w Częstochowie. Żużlowiec ma jednak o co walczyć, bo jeśli pojedzie znacznie lepszy sezon niż ostatnio, to w bonusach może otrzymać kilkaset tysięcy złotych więcej. Z takich warunków zadowolony jest Apator, bo w razie sportowej klapy, będzie mógł cieszyć się z dobrego wyniku finansowego. A zawodnik i tak jest zadowolony, bo zarobki zależą od jego postawy na torze.
Już teraz słychać, że głośny przypadek Włókniarza jeszcze mocniej spopularyzuje kontrakty motywacyjne w PGE Ekstralidze.