To była wielka tragedia. Arkadiusz Malinger przygotowywał się do zdania egzaminu na licencję żużlową. Nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tak fatalnego w skutkach zdarzenia. Wspominany jako spokojny i ułożony chłopak, stracił panowanie nad motocyklem.
Do wypadku doszło w sierpniu 2011 roku po zderzeniu na treningu z innym zawodnikiem. Malinger jechał na prowadzeniu, ale na wyjściu z pierwszego łuku drugiego okrążenia wpadł w dziurę i upadł. Chwilę później został uderzony w głowę przez motocykl kolegi.
Malinger miał wiele planów na przyszłość. Chciał zdać maturę i zacząć żużlową karierę. Jak wspomina strona sportowegniezno.pl, centymetry zadecydowały o tym, że doznał poważnych obrażeń głowy oraz uszkodzenia kręgosłupa w odcinku szyjnym. Mimo szybkiej pomocy Arek zmarł kilkadziesiąt minut później.
ZOBACZ WIDEO: Brady Kurtz przebierał w ofertach. To dlatego wybrał Betard Spartę
- Na stadionie były karetki pogotowia, więc poszkodowany żużlowiec otrzymał błyskawiczną pomoc, która zresztą została przeprowadzona wzorcowo. Natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie niestety nie udało się go uratować - mówił w 2011 roku "Super Expressowi" ówczesny rzecznik Startu Gniezno Grzegorz Buczkowski.
- Nie mogę dojść do siebie po tej tragedii. Był bardzo lubiany. Do wypadku doszło o 19, a ja o 15 jeszcze z nim rozmawiałem. Był pogodny i szykował się na trening. Spokojny, grzeczny chłopak, chodził do liceum i za rok miał zdawać maturę. Pochodził z bardzo dobrej, szanowanej rodziny. To dla nas wielka strata - dodawał Buczkowski.
Śmierć syna widział jego ojciec. Przygotowywał synowi sprzęt do treningów. Długo nie mógł dojść do siebie po tym, co się stało. Jego syn zmarł w wieku 17 lat.
Gnieźnianie wspominają, że gdyby Malinger inaczej upadł, to najprawdopodobniej nic poważnego by się nie stało. Żużel tym razem pokazał jednak swoją czarną stronę.
Jest widownia bo tu jest ryzyko, nikt nie udaje, tu w każdym biegu jest walka o przeżycie!
Gladiatorzy walczą o pieniądze ryzykując życiem.
Podobno wa Czytaj całość