Niewiarygodne, czego zażądał w zamian za transfer. Dziś wywołałby tylko śmiech

Wikimedia Commons / Autorstwa Monika Towiańska - Praca własna, CC BY-SA 4.0 / Na zdjęciu: Zamek Królewski na Wawelu
Wikimedia Commons / Autorstwa Monika Towiańska - Praca własna, CC BY-SA 4.0 / Na zdjęciu: Zamek Królewski na Wawelu

Maciej Korus nie osiągnął wielkich wyników na żużlowych torach, ale przeszedł do historii jako ten, który w zamian za transfer do Wandy Kraków zażądał ślubu na Wawelu. Działacze się zgodzili, ale tego życzenia nigdy nie spełnili.

W tym artykule dowiesz się o:

W czasach, gdy transfery w sporcie opierają się głównie na pieniądzach, trudno wyobrazić sobie sytuację sprzed ponad 60 lat. Maciej Korus  postawił nietypowy warunek - zgodził się przejść ze Skry Warszawa do Wandy Nowa Huta pod warunkiem zorganizowania ślubu na Wawelu.

Żużel w Polsce lat 50. i 60. różnił się niemal pod każdym względem od tego, co znamy dzisiaj. Rywalizacja odbywała się na torach z minimalnym zabezpieczeniem, często były to lekkoatletyczne bieżnie dostosowane do wyścigów. Motocykle również były inne – przerabiano szosowe maszyny, aby nadawały się do żużlowych zmagań. Niezmienna pozostała jednak sama formuła sportu: czterech zawodników na torze i cztery okrążenia do pokonania.

Transfery w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie. Aby zmienić klub, zawodnik potrzebował zgody działaczy. Odmowa często oznaczała zawieszenie w rozgrywkach. Zdarzały się jednak przypadki, które przełamywały te schematy – tak jak historia Macieja Korusa, urodzonego 13 stycznia 1934 roku.

ZOBACZ WIDEO: "To jest sygnał". Apeluje do władz żużlowych o zmianę regulaminu

Maciej Korus zaczynał swoją karierę w Kielcach, skąd trafił do Skry Warszawa. W stolicy szybko stał się czołowym zawodnikiem II ligi. Jego talent przyciągnął uwagę działaczy Wandy Nowa Huta, którzy widzieli w nim wsparcie dla swoich ambitnych planów. Korus jednak niechętnie podchodził do przeprowadzki z Warszawy do Małopolski.

Przed sezonem 1959 żużlowiec zgodził się na transfer, ale postawił kilka warunków. Jednym z nich był... ślub na Wawelu. Choć działacze nie spełnili tego nietypowego żądania, sytuacja została uwieczniona w filmie "Motodrama", gdzie scenę zagrał Jerzy Dobrowolski jako prezes klubu motorowego.

Maciej Korus był postacią nietuzinkową, o czym po latach wspominał Edward Kozioł w rozmowie z Danielem Ludwińskim, dziennikarzem Nowości i autorem książki o historii toruńskiego żużla.

- Maciej Korus nie miał wielkich osiągnięć, ale wzbudzał podziw swoją osobowością. Jego postura robiła wrażenie, miał prezencję wielkiego pana. Marzył o ślubie na Wawelu, ale to nie doszło do skutku. Ostatecznie zszedł z toru bez spektakularnych wyników, choć w Wandzie należał do czołówki - wspominał Kozioł.

Mimo braku wybitnych sukcesów Korus w Krakowie stał się jednym z liderów zespołu. W 1961 roku poprowadził Wandę do awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej, choć był to jedynie jednoroczny epizod. Po sezonie 1964, będąc wciąż uwielbiany przez nowohuckich kibiców, zakończył karierę. Jego jazda inspirowała młodych fanów, którzy marzyli, by być tacy jak on.

Dziś trudno sobie wyobrazić, by żużlowcy przy transferach stawiali podobne warunki. Obecnie kluczowe są kwestie finansowe, takie jak podpisanie kontraktu, przygotowanie do sezonu czy zapewnienie sponsorów. 60 lat temu sport ten był przede wszystkim formą zabawy.

Komentarze (0)