Erik Riss koncentruje się w tym roku na występach w Polsce, co potwierdza fakt, że Niemca próżno szukać w składach brytyjskich zespołów. Były mistrz świata w rywalizacji na długich torach przyznał, że jeśli miałby podjąć się startów na Wyspach, to wyłącznie w SGB Premiership. Tymczasem oferty, które dostały dotyczyły drugiego szczebla.
To kolidowałoby mu z występami w Krajowej Lidze Żużlowej. A po odejściu Martina Smolinskiego, Noricka Bloedorna i Kaia Huckenbecka, to on zostaje najmocniejszym niemieckim zawodnikiem w kadrze bawarskiego klubu.
- Mogę wskoczyć w rolę, jaką miał w zespole Huckenbeck. Chcę to osiągnąć i odjechać cały sezon w polskiej lidze, czego nie było mi jeszcze dane uczynić. W 2022 roku byłem blisko, to był prawie każdy mecz, ale miałem groźny upadek. Chcę też konsekwetnie punktować dla zespołu - przyznał żużlowiec w rozmowie ze speedweek.com.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Pawlicki, Hansen i Okoniewski
Ważną rolę w życiu Rissa odgrywa także długi tor. Zawodnik nie ukrywa, że liczył na stałą dziką kartę, ale takowej ostatecznie nie otrzymał. Zamierza wobec tego rywalizować o miejsce w gronie najlepszych jeźdźców świata między innymi poprzez Grand Prix Challenge. - Mam nadzieję, że dostanę jedną albo dwie dzikie karty na turnieje w Niemczech - dodał.
Dla 28-latka nowy sezon, to także powrót do ścigania po zawirowaniach zdrowotnych. Zwiększone ciśnienie w mózgu spowodowało u niego obrzęk nerwu za okiem i miał przez to problemy ze wzrokiem. - Od połowy listopada objawy całkowicie ustąpiły. To zupełnie inne uczucie, gdy wsiadasz na motocykl i czujesz się w stu procentach komfortowo. Kiedy zaczynałem leczenie, to doświadczałem poprawy, ale były różne ograniczenia. Ciśnienie nie dawało mi spokoju w życiu codziennym. Przez wiele tygodni codziennie bolała mnie głowa - wyznał.
Czytaj także:
1. Młody sportowiec musiał zmierzyć się z rasizmem
2. Radny nie ma żadnych wątpliwości. "Skromne wsparcie miasta na pewno nie wystarcza"