Dotychczas najgorszy dla Norwegów był bieg na pięćdziesiąt kilometrów w Turynie, gdzie Tord Asle Gjerdalen zajął szesnaste miejsce, a i tak był liderem reprezentacji swojego kraju. W poniedziałek w Whistler ponownie ten sam zawodnik okazał się najlepszy, jednak tym razem zajął dopiero dwudzieste ósme miejsce. Prawdziwą klęskę ponieśli również pozostali Norwegowie, w tym lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Petter Northug oraz Ronny Hafsas, zwycięzca identycznej konkurencji jak ta rozegrana na igrzyskach, w listopadzie w zawodach pucharowych.
W Norwegii, która jest ojczyzną biegów narciarskich, nikt nie spodziewał się tak fatalnego występu swoich zawodników. - Wysiłek przyniósł mizerny efekt. Nie mamy tego jak wyjaśnić. Czasy nie kłamią, jest mi przykro za biegaczy i za to, co dziś pokazali - powiedział Ago Skinstad, szef norweskiej reprezentacji. Biegaczy nieco usprawiedliwiać próbował trener Morten Aa Djupvik. - Ronny Hafsas był chory, Tord Asle Gjerdalen miał po prostu zły dzień. Ale dla Pettera Northuga nie powinno mieć znaczenia czy ma numer 16, czy 46.
Martin Johnsrud Sundby to specjalista od stylu klasycznego, w związku z czym akurat do niego można mieć najmniejsze pretensje. Sam biegacz nie był szczególnie rozczarowany. - Mogę mówić tylko za siebie - dla mnie to trzydzieste trzecie miejsce nie jest wielką katastrofą. Ale myślę, że to dziwne co stało się z Petterem i Ronnym - przyznał Sundby.
- Byłem daleko od początku. Miałem trudności już na pierwszej rundzie i wiedziałem, że różnica będzie duża. W końcówce nie biegłem już więc na maksimum możliwości. Mimo to myślę, że forma nie jest zła. Jestem optymistą przed kolejnymi startami - dodał Petter Northug.