Break point: Pustynny Szlem

Jeden z najbardziej prestiżowych turniejów na świecie ma swoją lokalizację w nietypowym miejscu. Impreza, która zyskała miano "piątego Szlema", corocznie odbywa się w sercu kalifornijskiej pustyni.

Indian Wells to przystań, gdzie amerykańscy emeryci z dala od zgiełku wielkich metropolii mogą spędzić ostatni etap swojego życia. W mieście, które jest prawdziwą oazą spokoju, czas płynie we własnym, leniwym tempie. Idylliczny nastrój, w jakim toczy się egzystencja mieszkańców, rokrocznie ulega przyspieszeniu w pierwszej połowie marca. Właśnie w tym czasie na kalifornijską pustynię przybywają tłumy turystów, znanych osobistości z pierwszych stron nie tylko sportowych gazet, a przede wszystkim najlepsi tenisiści świata - to znak, że lada moment ruszy jeden z najbardziej prestiżowych turniejów tenisowych.

Ranga turnieju, którego pierwsza edycja została rozegrana w 1974 roku w Tucson, rosła błyskawicznie. Kiedy 13 lat później impreza została przeniesiona do Indian Wells, zaczął się dla niej okres prosperity. Wielkie znaczenie zmagań odbywających się w nietypowym miejscu, w samym sercu kalifornijskiej pustyni, nie umknęło czujnemu oku władz ATP. Gdy w 1990 roku organizacja zarządzająca męskimi rozgrywkami postanowiła utworzyć cykl najbardziej ekskluzywnych turniejów, pod nazwą Super 9, nikt nie miał wątpliwości, że Indian Wells musi znaleźć się w tym gronie.

Wspaniały krajobraz Indian Wells urzeka tenisistów (Foto: Twitter)
Wspaniały krajobraz Indian Wells urzeka tenisistów (Foto: Twitter)

Nowy etap mającego już ugruntowaną wysoką markę BNP Paribas Open rozpoczął się od 2010 roku, gdy właścicielem turnieju został Larry Elison. 69-letni genialny matematyk, założyciel firmy Oracle, miłośnik jachtów i odrzutowców, z majątkiem szacowanym na 43 miliardy dolarów jest obecnie piątym najbogatszym człowiekiem na świecie. Obok licznych pasji Elisona, który słynie z wystawnego stylu życia i wpompował miliony w badania nad "eliksirem młodości", a w 2012 roku zakupił 98 proc. powierzchni hawajskiej wyspy Lanai, tenis jest jedną z największych.

Obok Oracle to właśnie BNP Paribas Open jest oczkiem w głowie Elisona. Odkąd został właścicielem tego turnieju, robi wszystko, by jeszcze zwiększyć jego rangę. Amerykańskiemu krezusowi nie wystarcza, że do Indian Wells co roku zjeżdżają największe gwiazdy męskiego i kobiecego Touru, a impreza jest uważana za najważniejszą spośród dziewięciu z grona ATP Masters 1000. Elison, wraz z Charliem Passarellem i Steve'em Simonem, chce by jego "dziecko" było najważniejsze w całym kalendarzu rozgrywek ATP i WTA.

I trzeba oddać, że Elison nie jest tylko "dobrym wujkiem", szalonym miliarderem, dla którego kupno turnieju tenisowego to niewielki wydatek, fanaberia i możliwość zaistnienia również w świecie tenisa, ale robi wiele, by turniej stale się rozwijał. Za sprawą 69-letniego nowojorczyka wybudowany w 2000 roku imponujący kompleks Indian Wells Tennis Garden przeszedł renowację. Mieszczący ponad 16 tys. widzów kort centralny, drugi co do wielkości stadion tenisowy na świecie, został przed tegoroczną edycją odnowiony, natomiast od podstaw, za sumę 70 mln dolarów, zbudowano kort numer 2, na premierę którego pokazowy mecz rozegrali John McEnroe i Jim Courier.

Roger Federer jako jedyny w Indian Wells triumfował czterokrotnie (Foto: Twitter)
Roger Federer jako jedyny w Indian Wells triumfował czterokrotnie (Foto: Twitter)

Elison jest też bardzo hojny dla uczestników turnieju. Wprawdzie pula nagród wynosi 4,720 mln dolarów i jest taka sama, co w odbywającej się tuż po zakończeniu BNP Paribas kolejnej imprezie ATP Masters 1000 w Miami, ale na triumfatora czeka okrągły milion dolarów, a na Florydzie już "tylko" 787 tys. Organizatorzy zadbali również o kibiców licznie odwiedzających obiekt Indian Wells Tennis Garden (w ubiegłym roku turniej odwiedziło ponad 400 tys. miłośników białego sportu). Kompleks tętni życiem od wczesnego poranka do późnych godzin nocnych, organizowane są konkursy dla fanów, w których wygrać można cenne nagrody, a nawet coś dla siebie znajdą tu miłośnicy muzyki, bowiem w Tennis Garden Village każdej turniejowej nocy odbywają się koncerty.

Tenisiści na każdym kroku rozpływają się w zachwytach. Przekonują, iż w Indian Wells czują się znakomicie oraz podkreślają, że organizatorzy nie są głusi na ich nawoływania. Przez lata jak jeden mąż uczestniczy zmagań na kalifornijskiej pustyni psioczyli na poziom sędziowania, szczególnie na arbitrów liniowych, którzy przez bardziej krewkich byli nazywani "niedowidzącymi starcami". Kierownictwo turnieju prężnie zadziałało, podjęło pionierską decyzję i od 2012 roku każdy kort kompleksu Indian Wells Tennis Garden wyposażony jest w system challenge. Zadbano także o otoczeniu pustynnego, nieco jałowego klimatu - choć na terenie samego Indian Wells Tennis Garden cudownej flory nie brakuje - zasadzając 417 palm za 1,251 mln dolarów (trzy tys. za każde drzewko).

O ile blichtr i przepych aż biją po oczach nawet z odległości 10 tys. kilometrów, jakie dzielą Polskę od Kalifornii, to jednak i tak głównym punktem naszego odniesienia, ważniejszym od majątku Elisona, jego jachtów, palm i puli nagród, jest rywalizacja tenisistów, co do której mam dość ambiwalentny stosunek. Choć w minionych latach turniej w Indian Wells przyniósł wiele wspaniałych pojedynków (mam tu na myśli znacznie mi bliższy tenis męski, w mojej opinii zdecydowanie atrakcyjniejszy od kobiecej odmiany tej dyscypliny sportu), to jednak gra toczy się absurdalnie wolnej nawierzchni (choć i tak szybszej niż w Miami), a mecze często przypominają - jak zgrabnie ujął to jeden z moich redakcyjnych kolegów - "zapasy w błocie", promują postawę stricte defensywną i umiejętność przebicia w wymianie o jednej piłki więcej od przeciwnika.

Rafael Nadal - obrońca trofeum i główny faworyt tegorocznej edycji BNP Paribas Open (Foto: Twitter)
Rafael Nadal - obrońca trofeum i główny faworyt tegorocznej edycji BNP Paribas Open (Foto: Twitter)

Niemniej tegoroczna edycja BNP Paribas Open zapowiada się na bardzo otwartą. Novak Djoković gra mało i bez błysku, Andy Murray wciąż dochodzi do pełnej sprawności po operacji kręgosłupa, Juan Martín del Potro ma poważne problemy z nadgarstkiem, Tomas Berdych w tym sezonie imponuje formą, ale z odpornością psychiczną ciągle jest na bakier, postawa Stanislasa Wawrinki to jedna wielka niewiadoma, bowiem po triumfie w Australian Open znikł na miesiąc z wielkiej tenisowej sceny, w bardzo słabej dyspozycji znajduje się Jo-Wilfried Tsonga, ochotę na atak z drugiego szeregu mają świetnie spisujący się w lutowych turniejach Marin Cilić, Ernests Gulbis i Grigor Dimitrow. Roger Federer rozpalił płomień wśród swoich zwolenników wygrywając w Dubaju, ale i tak głównym faworytem jest Rafael Nadal, którego największym oponentem mogą być... bolące plecy.

Pod batutą tria Elison, Simon, Passarell BNP Paribas Open przejął zarezerwowane przez długie lata dla Miami miano cudzysłowiowego "piątego Szlema". Chiny, które marzą o organizacji piątego turnieju wielkoszlemowego i wywierają ogromny nacisk na ITF, mimo ogromnego nakładu, wciąż pozostają daleko w tyle za "Szlemem" rozgrywanym w sercu kalifornijskiej pustyni.

Marcin Motyka

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu: