Światowa Federacja Siatkówki na każdym kroku stara się podkreślać, jak bardzo zależy jej na popularyzacji i rozwoju siatkówki. W zamyśle nie chodzi tylko o samo podbijanie piłki, ale rywalizację na najwyższym poziomie, która mogłaby przyciągnąć nowe rzesze fanów oraz sponsorów, mających realny wpływ na rozwój tej dyscypliny sportu. Niestety działania, jakie przez ostatnich kilka lat podejmują Ary Graca i jego podwładni sprawiają wrażenie, że nie o rozwój, a o jej kompromitację chodzi. Efekt ostatnich decyzji jest bowiem taki, że fani z zażenowaniem, bądź niesmakiem, przyjmują ostatnie doniesienia na temat kolejnych pomysłów dotyczących rozgrywania "wielkich" imprez.
Trudno poważnie traktować działania FIVB z ostatnich lat. Zamykanie z hukiem drzwi do światowej elity maleńkiej Słowenii, która na Starym Kontynencie błyskawicznie przeistoczyła się z kopciuszka w czołowy zespół Europy, to tylko jedna z wielu dziwnych decyzji. Podobnie jak arbitrzy-amatorzy prowadzący najważniejsze turnieje. W tej sytuacji nie jest trudno oprzeć się wrażeniu, że poziom organizowanych rozgrywek nie stanowi priorytetu. Tym są natomiast kolejne kontrakty reklamowe zawierane w Azji i rosnące wpływy finansowe, z których część trafia do kieszeni wybrańców.
Tymczasem Europa, choć bez wątpienia najpotężniejszy ze wszystkich kontynentów, nie tylko w męskiej, ale co pokazał ostatni mundial siatkarek także w żeńskiej siatkówce, traktowany jest jak ubogi krewny. Sytuacja z ogłoszeniem terminu inauguracji rozgrywek o Puchar Świata siatkarzy przelała czarę goryczy. Lista kompromitujących pomysłów FIVB od kilku lat nieustannie się wydłużała. Co gorsza, końca nie widać. Ignorancja, jaką wykazali się w tym wypadku włodarze Światowej Federacji wydaje się jednak przekraczać wszelkie granice. W piłce nożnej coś takiego jest nie do pomyślenia.
Decyzja FIVB o terminie startu Pucharu Świata, i to w Japonii, zbulwersowała europejskie środowisko. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której mistrzowie Starego Kontynentu, kilka godzin po meczu finałowym, wychodzą na parkiet i rozpoczynają udział w turnieju najbardziej wyczerpujących ze wszystkich. Rozegrać 11 spotkań w 14 dni to wysiłek ekstremalny, nawet po dłuższym wypoczynku. Tymczasem zawodnikom zafundowano taki surwiwal dwa dni po jednej z najważniejszych imprez sezonu.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Kurkowi kamień spadł z serca. Smak złota MŚ jest nie do opisania [1/5]
W Polsce błyskawicznie ruszyła dyskusja na temat tego, jak należy występ w Pucharze Świata potraktować. W zaistniałej sytuacji nasuwa się tylko jedna odpowiedź, powołajmy reprezentację B i dajmy szansę zaprezentowania się zawodnikom, którzy aspirują do gry w drużynie narodowej. Szans na eksperymenty i testy w kolejnym sezonie nie będzie zbyt wiele, ze względu na wspomniane mistrzostwa Europy i turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. W tej sytuacji nawet w Lidze Narodów nie będzie czasu na egzaminowanie kandydatów. Warto więc nawiązać do pomysłu, który jeszcze do niedawna funkcjonował.
Przerwa pomiędzy rozgrywkami ligowymi będzie bardzo długa, wszak wymusi to kalendarz reprezentacyjny. Trudno w tej sytuacji zgodzić się na przymusowy urlop fundowany zawodnikom, którzy trafią do szerokiego składu drużyny narodowej. W przypadku ewentualnej niedyspozycji powinni oni być gotowi wejść w trening w każdej chwili, co oznacza, że bez względu na plany, będą musieli być w rytmie treningowym. Dlaczego więc wybranym kandydatom przygotowań do sezonu nie urozmaicić i nie przetestować ich w ogniu rywalizacji międzynarodowej?
Trenerów aspirujących do prowadzenia reprezentacji w minionych latach również nie brakowało. Część z nich znalazła się w sztabie szkoleniowym Vitala Heynena z nadzieją, że w przyszłości obejmą stery biało-czerwonej ekipy. Warto dać szansę pozostałym, którzy nie zrezygnowali z ubiegania się o posadę. W lidze mistrzów świata nie brakuje utalentowanych zawodników i trenerów. Potencjał sportowy w kraju nad Wisłą jest ogromny, co potwierdził ostatni mundial. Wbrew przewidywaniom pesymistów, obroniliśmy złoto wywalczone przed czterema laty. Nie przeszkodził brak Michała Winiarskiego, Mariusza Wlazłego czy Pawła Zagumnego. Warto więc kontynuować obraną drogę i dać szansę ich następcom. Tym bardziej że część złotych chłopców Sebastiana Pawlika nadal czeka na swoją szansę w seniorskiej kadrze. Przy tej okazji można upiec kilka pieczeni na jednym ogniu: etatowi reprezentanci nie byliby eksploatowani do granic możliwości, potencjalni kadrowicze otrzymaliby wymarzoną szansę gry, a FIVB może w końcu zrozumiałoby, że czasami nie jest ważna ilość, ale jakość organizowanych imprez. Wszak wszystko kręci się wokół gwiazd, warto więc je oszczędzać.
Jacek Pawłowski
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)