Przygotowania do tegorocznego mundialu reprezentacja Brazylii rozpoczęła w nie najlepszych nastrojach. Okazało się bowiem, że kontuzje uniemożliwią grę na turnieju dwóm wielkim gwiazdom: Ricardo Lucarelliemu i Mauricio Borgesowi. To mocno pokrzyżowało szyki Renanowi Dal Zotto. Wspomniany duet zawodników występujących na pozycji przyjmującego, w dużej mierze stanowili o sile ofensywnej Canarinhos. Dla mistrzów olimpijskich, celujących w podium, to spory cios. Widać to było w starciu z Egipcjanami, typowanymi do roli grupowego autsajdera.
Środowe spotkanie zapowiadało się dla mistrzów olimpijskich jako łatwa przeprawa, jednak Egipcjanie zaskoczyli rywali, na początku inauguracyjnej odsłony tocząc walkę cios za cios. Dopiero seria zagrywek w wykonaniu Lucasa Saatkampa pozwoliła Canarinhos odskoczyć (9:4). Potomkowie Faraona szybko zrozumieli, jak wiele brakuje im do mistrzów olimpijskich. Po zagrywkach Cadu różnica jeszcze bardziej wzrosła. Abd Elhalim Mohamed Abou, mierzący 210 cm, próbował pojedynczymi akcjami poderwać kolegów do walki, ale kiedy podopieczni Renana Dal Zotto wrzucali wyższy bieg, rywale okazywali się kompletnie bezradni (17:9). Zespół z Afryki w końcówce nieco zmniejszył dystans, bowiem Brazylijczycy nie potrafili bowiem poradzić sobie z zagrywkami Ahmeda Abdelhay'a. W odpowiednim momencie zdołali jednak rozstrzygnąć partię na swoją korzyść.
Druga partia miała bardziej wyrównany przebieg, choć po trzech kolejnych asach serwisowych w wykonaniu Isaca Santosa, Canarinhos przejęli inicjatywę. Egipcjanie szybko się jednak otrząsnęli, na pierwszą przerwę techniczną schodząc z niewielką przewagą (8:7). Grający bardzo ospale Brazylijczycy byli wyraźnie zaskoczeni oporem, jaki stawiał im przeciwnik. W ich grze szwankował właściwie każdy element, począwszy od serwisu, skończywszy na niedokładności w ataku. Zupełnie bez pomysłu rozdzielał piłki Bruno Rezende. W końcówce podopiecznym Renana Dal Zotto zajrzało w oczy widmo porażki. To najwyraźniej zmotywowało faworyta, który w kiepskim stylu przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Wygrana w trzech setach to plan minimum Brazylijczyków na to spotkanie. Styl, jaki Canarinhos prezentowali, nie gwarantował im jednak łatwego triumfu. Trzecia odsłona to ciąg dalszy męczarni ekipy z Ameryki Południowej, która nie potrafiła wypracować bezpiecznej przewagi (12:12). Egipcjanie z kolei korzystali z doskonałej dyspozycji Omara Hassana, przejmując inicjatywę (15:13). Dopiero przerwa na życzenie szkoleniowca z Kraju Kawy obudziła jego podopiecznych. Kilka skutecznych bloków i ataki Wallace'a de Souzy pozwoliło Canarinhos dojść do głosu. Siatkarze z Afryki do końca wierzyli, że uda im się sprawić niespodziankę i urwać choćby seta wyżej notowanym rywalom. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Faworyt zwyciężył, choć zdecydowała o tym różnica doświadczenia, nie umiejętności.
Brazylia - Egipt 3:0 (25:17, 25:22, 25:20)
Brazylia: Bruno, Wallace, Lucas, Cadu, Douglas, Isac, Tales (libero) oraz William, Evandro, Mauricio, Lucas Loh.
Egipt: Bekhit, Abou, Abdelhay, Masoud, Shafik, Abdelrahman, Abdelaal (libero) oraz Hassan, Mohamed.
Miejsce | Zespół | Mecze | Z-P | Sety | Punkty |
---|---|---|---|---|---|
1. | Brazylia | 5 | 4-1 | 13:6 | 11 |
2. | Holandia | 5 | 4-1 | 12:8 | 11 |
3. | Francja | 5 | 3-2 | 13:7 | 11 |
4. | Kanada | 5 | 3-2 | 11:7 | 9 |
5. | Egipt | 5 | 1-4 | 4:13 | 3 |
6. | Chiny | 5 | 0-5 | 3:15 | 0 |
ZOBACZ WIDEO: WP Express: Tenis dla najmłodszych