Rozpad Galacticos. Wilfredo Leon zrobił siatkówce przysługę

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon

Nie ma już siatkarskich Galacticos. Szefowie Zenitu Kazań nie chcieli zapłacić Wilfredo Leonowi pieniędzy, jakich zażądał za nowy kontrakt. Ale to nie dlatego siatkarz odchodzi do Włoch. To najlepsze, co spotkało klubową siatkówkę w ostatnim czasie.

Cristiano Ronaldo czy Lionel Messi? Roger Federer czy Rafael Nadal? Michael Jordan czy LeBron James? Kibice na całym świecie zadają sobie to pytanie i nigdy nikt nie jest w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. W przypadku Wilfredo Leona wszystko jest jasne: nie ma obecnie siatkarza lepszego od niego. Jest bezsprzecznie numerem jeden. Marzy o nim każdy trener, wyciągają po niego ręce wszyscy prezesi. Nikt nie skacze tak wysoko. Nikt nie bije tak mocno w pomarańczowe. Nikt nie celuje tak regularnie zagrywką w przyjmujących po drugiej stronie siatki. I nikomu w siatkówce tyle nie płacą za boiskowe popisy.

Przez cztery lata Leona podziwiali rosyjscy kibice i wzdychali do niego prezesi wszystkich klubów na świecie. Od przyszłego sezonu zazdrościć go będą wszyscy Perugii, a od 2019 reprezentacji Polski. W dzień finału tegorocznej Ligi Mistrzów minęło dokładnie 18 lat od powstania Zenitu Kazań. Od tego czasu klub wywalczył 32 trofea, z czego połowę z Wilfredo Leonem w składzie.

A przecież do stolicy Tatarstanu trafił niespełna 4 lata temu. Od tego czasu Zenit Kazań stał się nietykalny. Przez pewien okres tylko Sada Cruizero była w stanie stawić mu czoła, ale w 2017 pod naporem kazańskiej armady padł i ten bastion. Zenit miażdżył i rozjeżdżał rywali, robił z nimi co chciał, ale nigdy się nie bawił z przeciwnikiem. W każdym meczu siatkarze dawali z siebie wszystko. Pełen szacunek i profesjonalizm. Tego nauczył Wilfredo Leona Władimir Alekno. - To dla mnie więcej niż trener - powiedział Leon, kiedy było już jasne, że to jego ostatnie tygodnie pod wodzą słynnego szkoleniowca. - Ufam mu całkowicie. Możemy ze sobą rozmawiać o wszystkim.

Tuż przed końcem 2017 Leon powiedział Aleknie, że poważnie myśli o wyjeździe z Kazania. Na prezesów klubów padł blady strach: ich as, największa gwiazda i siatkarz - maszyna odchodzi. Wpadł we włoskie sidła i już nie dało się go z nich wyciągnąć. Przez kilka miesięcy wszyscy co prawda udawali, że negocjacje się toczą, ale było jasne, że klamka zapadła.

Jednym z powodów był fakt, że ze strony siatkarza nikt nie chciał iść na finansowe ustępstwa. Kiedy Leon trafił w 2014 do Zenitu, po okresie karencji i roztrenowania, jego cena był znaczenie niższa w porównaniu do obecnej. Przez te cztery lata nie tylko urósł mentalnie, nie tylko poprawił przyjęcie, nauczył się kiwać i grać z blokiem. W ciągu tego czasu niewyobrażalnie wzrosła też jego cena. Hokeiści czy piłkarze w Rosji pewnie by się tylko uśmiechnęli pod wąsem, ale w siatkarskich realiach takie kwoty robią wrażenie.

Wg kazańskiego dziennika Biznes Online w 2014 Leon miał podpisać Zenitem Kazań kontrakt wart ok. 500 tys euro. Dwa lata później na umowie była już kwota dwa razy wyższa - milion euro za sezon. Od tego sezonu siatkarz i jego agent zażądali znacznej podwyżki. Prezesi Zenitu Kazań pokiwali głowami, sprawdzili wartość nowej umowy z Gazpromem, wykonali kilka telefonów i powiedzieli "niet". Takiej podwyżki Leon nie dostanie nawet w Kazaniu.

A pieniądze by się znalazły. W grudniu 2017 oficjalnie ukazała się informacja, że Gazprom Transgaz Kazań podpisał nową umowę z siatkarskim klubem wartą miliard 112 milionów rubli, czyli ponad 15 milionów euro. Szefowie Zenitu uznali jednak, że nie spełnią nowych warunków finansowych swojego najlepszego gracza. Ich zdaniem spowolniłoby to rynek transferowy i nie byłoby w porządku wobec innych zawodników. Postanowili więc ściągnąć w jego miejsce Earvina Ngapetha, którego pensja jest na poziomie tej obecnej Leona.

Oczywiście nie tylko finanse przesądziły o odejściu Leona. Nikt w Europie nie zapłaci mu przecież takich pieniędzy, a kontrakt z Perugią prawdopodobnie będzie oscylował wokół tego, jaki miał w Kazaniu. Zawodnik zdał sobie jednak sprawę, że pora zamknąć te drzwi. Bez demonstracyjnego trzaskania, bo obie strony rozstają się w zgodzie i przyjaźni, deklarując chęć współpracy w przyszłości.

Po zakończonym finale Ligi Mistrzów siatkarz obiecał kibicom, że wróci kiedyś do Kazania. Obecnie wydaje się to jednak mrzonką, bo czego jeszcze miałby szukać w Rosji? Bić własne rekordy? Po raz piąty wygrać Superligę? Po raz szósty Puchar Rosji? Czy może czwarty raz zostać najlepszym siatkarzem sezonu? Przed nim kolejne wyzwania: gra w nowej lidze i nowej...reprezentacji.

Jesienią założy koszulkę Perugii i będzie się mógł przekonać się, czy to przyjmujący w Rosji tacy słabi, czy jego zagrywka taka rewelacyjna. W lidze włoskiej do tego elementu przywiązuje się o wiele większą wagę, grają tam lepiej wyszkoleni technicznie zawodnicy. Inaczej wygląda gra blok - obrona. Patrząc na to, jakimi możliwościami fizycznymi dysponuje Leon, wydaje się, że nic nie jest w stanie go zastopować.

Trzeba jednak brać pod uwagę nie tylko to, ale również warunki, w jakich przez ostatnie cztery lata trenował. Z kim pracował. Od kogo się uczył. Kto był jego partnerem na przyjęciu, kto pomagał w ataku. Już w tym sezonie siatkarz przyjedzie na zgrupowanie reprezentacji polskiej, chociaż pełne treningi i występy formalnie możliwe dopiero w roku przyszłym.

Wtedy Leon rozpocznie z polską kadrą nowy cykl olimpijski. Jeśli ktoś myśli, że wystarczy mu rzucić piłkę go góry i "pajechali" to szybko przekona się, że tak nie jest. Matthew Anderson czy Maksim Michajłow Anderson to nie są tylko jakieś "dodatki" do Leona. Żeby tak nasi przyjmujący potrafili trzymać przyjęcie jak ten pierwszy, a atakujący umieli grać z szybkiej i sytuacyjnej wystawy jak ten drugi. Albo rozgrywający tak konsekwentnie i pewnie prowadzić grę jak Aleksander Butko.

Leon ma zamiar szybko "wtopić się" w kadrowe towarzystwo. Matt Anderson gra w Kazaniu od 2012 i do tej pory rozmawia z kasjerkami w sklepie na migi. Leon szybko nauczył się rosyjskiego, potrafi całkiem nieźle posługiwać się tym językiem. Z kolegami z reprezentacji Polski też nie ma zamiaru dyskutować po angielsku, a opanowanie języka polskiego to tylko kwestia czasu. Podstawy zresztą już zna. Można się było o tym przekonać słuchając jego kilku wywiadów albo słów jakie wyrzucał z siebie zdenerwowany, kiedy w finale przeciwko Cucine Lube Civitanova psuł kolejną zagrywkę.

Leon przez cztery lata był w Kazaniu królem. Niemal po każdym meczu komplementowany przez media, szanowany i bardzo lubiany przez kolegów. Spokojny, sympatyczny i skromny chłopak. Kibice oszaleli na jego punkcie, nigdy nikomu nie odmawiał wywiadu, nigdy nie powiedział fanom, że nie stanie do zdjęcia, bo czeka na niego żona albo mama. To są również elementy, które Leon wniesie ze sobą do polskiej kadry, gdzie czasem brakuje nie tylko ataku z lewego skrzydła i zabójczej zagrywki.

Odchodzi z najlepszego klubu na świecie w glorii herosa. Będzie jednak występował z lidze, gdzie znajdzie w końcu zainteresowanie i publiczność proporcjonalną do jego siatkarskiego geniuszu. Symboliczne, że dopiero w swoim ostatnim występie oklaskiwała go pełna hala, bo przez cztery lata nie mógł na to liczyć w Kazaniu, poza jednym czy dwoma wyjątkami.

Odejście Leona to ogromna strata dla Zenitu Kazań. Porównywalna do rozstania z Lloyem Ballem w 2012. To cios nie tylko dla kibiców tego klubu, ale i wizerunkowa strata dla całej rosyjskiej Superligi, gdzie jednak od czterech lat od października do maja wszyscy grają o drugie miejsce. Komu chciałoby się to oglądać? A w sporcie najważniejsze są przecież emocji. Tych od kilku sezonów brakuje nie tylko w Rosji, ale w całej klubowej siatkówce.

Jej najlepszym podsumowanie jest obrazek, gdy prezes Zenitu Kazań ziewał na trybunie honorowej w końcówce trzeciego seta półfinału z Perugią. Jego gracze kończyli dobijać bez litości najgroźniejszego przeciwnika. Pewnie połowa kibiców w hali i widzów przed telewizorami miała identyczną minę. Dopiero finał z Lube poderwał ich na nogi. Miał rację Iwan Zajcew, kiedy rok temu mówił, że Zenit Kazań zabija siatkówkę i w Rosji, i w Europie. Rozpad siatkarskiego Galacticos i koniec rosyjskiej sagi Wilfredo Leona to najlepsze, co mogło obecnie spotkać klubową siatkówkę.

ZOBACZ WIDEO Polscy siatkarze pokonają 60 tysięcy kilometrów. "Będzie okazja zobaczyć kawałek świata"

Źródło artykułu: