Czwarty zespół tegorocznego World Grand Prix nie mógł być zadowolony ze startu we włoskim czempionacie. Turczynki uległy 1:3 kadrze Serbii, która wcale nie prezentowała zapierającego dech w piersiach poziomu siatkówki. Ponadto trener Massimo Barbolini narzekał na pomeczowej konferencji na dramatycznie niską skuteczność ataku w swojej ekipie, wynoszącą zaledwie 35 procent. Starcie z Kanadą miało być dla drużyny znad Bosforu okazją do lepszego wejścia w turniej.
[ad=rectangle]
I tak się też stało; sympatyczne zawodniczki z Kraju Klonowego Liścia nie miały najmniejszych szans w starciu z turecką maszyną do wygrywania. Kanadyjki przy kiepskim przyjęciu zagrywki rzadko miały okazję do wyprowadzenia skutecznej kontry, z czego pewnie korzystały ich rywalki. Ogromna przewaga ofensywna (47:21) Turczynek w ataku mówi chyba wszystko o poziomie spotkania; jedynie trzeci set przyniósł lepszą postawę ekipy Tabithy Love, po okresie gry punkt za punkt i kilku przyzwoitych zagraniach podopiecznych Ludwiga Arnda na siatce do głosu doszła Neriman Ozsoy (autorka 16 oczek w całym spotkaniu) i rozstrzygnęła najważniejszy fragment seta na korzyść swojej reprezentacji. Tym samym Kanadyjki jeszcze poczekają na pierwsze od... 1978 roku zwycięstwo na siatkarskim mundialu.
Poza była siatkarką sopockiego Atomu z dobrej strony pokazała się Seda Tokatlioglu (15 pkt.), natomiast z całej drużyny Kanady najwięcej dobrego można było powiedzieć o Lucille Charuk (9 pkt).
Turcja - Kanada 3:0 (25:10, 25:12, 25:17)
Turcja: Ozsoy, Tokatliolgu, Akman, Sonsirma, Toksoy-Guidetti, Aydemir, Karadyai (libero) oraz Ismailoglu, Karakoyun
Kanada: Charuk, Richey, Love, Pavan, Marcelle, Lundquist, Guimond (libero) oraz Page, Syr, Cranston, Andrew-Wasylik (libero)