Podobnie jak w kilku ostatnich starciach obu ekip Azoty toczyły wyrównaną walkę z Orlenem Wisłą przez z górą trzydzieści minut. W środowym meczu jeszcze po trzydziestu siedmiu, remisowały 16:16. Na kolejne trafienie puławian trzeba było jednak czekać sześć długich minut, w czasie których Nafciarze rzucili celnie trzy razy. Bufor kilku bramek straty, powiększony z czasem do sześciu, okazał się nie odrobienia.
Po przerwie obrona przeciwników była bardziej agresywna. - Zamiast przeciwstawić się temu grając zespołowo, zaczęliśmy szukać indywidualnych akcji. Rywale tylko na to czekali. Przerywali nasze akcje faulami, zmuszając do oddawania rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Orlen Wisła ma bardzo dobrych bramkarzy. Z takimi rzutami łatwo sobie radzili. Tu był nasz największy problem. Poza tym w naszych akcjach ofensywnych brak było odpowiedniego tempa - ocenił główne przyczyny porażki, szkoleniowiec z Puław, Marcin Kurowski.
Przed meczem z płocczanami z obsady pozycji bramkarza w jego drużynie wypadło bardzo ważne ogniwo. - Brakowało nam Wadima Bogdanowa. W pierwszej połowie Walik Koszowy bronił całkiem dobrze, ale po przerwie było już z tym trochę gorzej - przyznał Kurowski. Trzeci golkiper Azotów - Sebastian Zapora, odegrał w tym meczu marginalną rolę.
Na pomeczowej konferencji nie zabrakło też słów kurtuazji pod adresem Orlenu Wisły, ze strony trenera puławian. - Gratuluję rywalowi zwycięstwa i życzę powodzenia w kolejnych meczach Ligi Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji