Marcin Ziach: Porażkę z Azotami Puławy odchorowaliście czy raczej pobudziła was ona do wzmożonej pracy przed rewanżem?
Mariusz Jurasik: Pierwsze dwa dni były ciężkie, bo każdy miał po tym meczu jakiegoś moralniaka. Przegraliśmy pierwszy mecz w tym sezonie z drużyną inną niż Vive Kielce czy Wisła Płock, ale było to - niestety - najważniejsze spotkanie. Teraz jesteśmy pod ścianą i musimy w Puławach wygrać, by wrócić do Zabrza na trzeci mecz.
Sportowa złość dominowała?
- Na pewno, zwłaszcza do czasu analizy tego meczu. Pogadaliśmy w szatni i powiedzieliśmy sobie kilka mocnych słów. Mam nadzieję, że to wszystko zadziała na nas motywująco i chłopcy się otrząsną, bo jeszcze niczego nie przegraliśmy. Na treningu wygląda to nieźle i na pewno moc będzie.
[ad=rectangle]
Patrik Liljestrand po meczu nie ukrywał rozczarowania waszą postawą. Zwłaszcza pod względem cech wolicjonalnych. Mówił, że zabrakło wam... jaj.
- Trener ma prawo do takiej oceny. Po analizie nasunęło się też kilka aspektów sportowych, zwłaszcza to, że zagraliśmy słabo w ataku. Może wynik nie był najgorszy, bo jednak trzydzieści bramek rzuciliśmy, ale w końcówce sezonu regularnie ten wynik przekraczaliśmy i mogliśmy tam zagrać bardziej zespołowo. W samej obronie nie było źle, ale to co szwankowało, to powrót do obrony i szybka organizacja. Wydawało się, że niby już wróciliśmy i stoimy murem, a Azoty rzucały nam bramkę z kontry w drugie czy trzecie tempo. Nad tym i nad taktyką na mecz w Puławach trochę popracowaliśmy i na pewno będzie lepiej. Wiemy czego nam zabrakło i co musimy jeszcze dołożyć, by ten mecz wygrać.
Zadanie wygląda na bardzo trudne, bo Azoty pod wodzą trenera Ryszarda Skutnika to już nie ekipa chłopców do bicia.
- Mimo to uważam, że my w dalszym ciągu jesteśmy faworytem tego meczu. Hala w Puławach jest specyficzna, bo bardzo mała i głośna. Wierzę jednak, że stawimy temu czoła i wyjdziemy na parkiet, by pozostać w grze o medal. To my zajęliśmy trzecie miejsce na koniec fazy zasadniczej i chcemy to udowodnić, że nie było to dziełem przypadku.
Wielu kibiców zadaje sobie pytanie czy Górnik Zabrze z kilkoma zawodnikami w kadrze, którzy z klubu odejdą po sezonie - chce dalej o medal walczyć.
- Mój kontrakt też się kończy, ale ja chcę ten brąz zdobyć. Zrobię wszystko, by Górnik - czyli mój pracodawca, który mi płacił przez cały sezon - zakończył ten sezon sukcesem. Nie chcę mówić za kolegów, ale z całą świadomością mogę to powiedzieć za siebie. Dodam też, że trochę już w piłkę ręczną gram i nie spotkałem się z zawodnikami, którzy odchodząc z klubu chcieliby zostawić po sobie w pamięci to, że odpuścili końcówkę i stracili szansę na sukces. Każdy wychodzi na parkiet, żeby wygrywać i sprzedać się jak najlepiej. Wierzę, że tak będzie z nami i każdy z nas odda całe swoje umiejętności i zostawi serce na boisku za Górnika.
Jaki ma sens wyeliminowanie z gry w europejskich pucharach potencjalnego nowego pracodawcy?
- Raczej sens ma to, by wyjść na boisko i pokazać charakter, by udowodnić aktualnemu pracodawcy, że skreślając tego czy innego zawodnika popełnił błąd. Ja jestem pełny optymizmu i wierzę, że każdy wyjdzie i będzie dawał z siebie na boisku 100 procent.
Wielki znak zapytania, to także twoja przyszłość. Mówi się, że opcji nie brakuje. Możesz i grać, i trenować...
- I dobrze się mówi, bo te oferty faktycznie mam. Ja bym chciał jednak zostać w Zabrzu. Rozmowy na ten temat cały czas trwają. Są też inne oferty, ale pierwszeństwo ma prezes Bogdan Kmiecik i Górnik Zabrze. Może jeszcze w tym tygodniu siądziemy do ostatecznych rozmów i się dogadamy. Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciał. Tutaj jednak nie ma wielkiej presji czasu. Czeka nas mecz w Puławach i - miejmy nadzieję - kolejny z Azotami w Zabrzu, więc jeśli przez to będzie trzeba negocjacje przełożyć, to nikt nie będzie narzekał. Jestem z prezesem w stałym kontakcie i rozmawiamy na różne tematy. Mamy dżentelmeńską umowę, że do rozmów wrócimy jak przyjdzie odpowiedni czas, a teraz liczą się cele sportowe, które mamy do zrealizowania.
Wizja prezesa Bogdana Kmiecika zakłada podobno zmianę strategii i przebudowę drużyny na zespół głodny sukcesu, ale bez tak wielu gwiazd.
- Zobaczymy czy tak faktycznie będzie. Ja na razie nie jestem w te szczegóły wtajemniczany, bo sam cały czas rozmawiam o swojej przyszłości i mój status w klubie nie jest do końca jasny. Dlatego też ja sam nie chcę wiedzieć za dużo, a prezes nie ma obowiązku mnie w szczegóły wtajemniczać, bo nie o to chodzi.
[nextpage]
Bez takich zawodników jak Michał Kubisztal, Patryk Kuchczyński czy Robert Orzechowski Górnik straci dużo na jakości czy dublerów uda się odnaleźć?
- Jeśli tylko będą na to fundusze i prezes Bogdan Kmiecik będzie chciał, żeby ta drużyna była silna i zechce zastąpić zawodników, którzy od nas odchodzą minimum tak samo dobrymi czy nawet lepszymi - to szanse są zawsze. Wszystko uzależnione jest od finansów i wizji prezesa, który pewnie po meczach z Azotami będzie wiedział, w którą stronę chce klub poprowadzić. Możemy zespół odmłodzić i walczyć o miejsca 3-6 lub dalej się wzmacniać i starać się równać do Vive Kielce i Wisły Płock.
Która z tych opcji byłaby twoim zdaniem dla Górnika lepsza?
- Chciałbym kontynuować budowę silnej drużyny i klubu, który na dobre zagości w ścisłej trójce. Dlatego też - gdybym to ja miał wybierać - to życzyłbym sobie, żeby do klubu w miejsce zawodników, którzy odejdą przyszli pełnowartościowi zmiennicy. Nie wiem jak to będzie, bo o wszystkim decyduje nasz guru Bogdan Kmiecik. Szkoda byłoby jednak zaprzepaścić nasz wysiłek z ostatnich 2-3 lat. Sam prezes w klubie jest jeszcze dłużej i wie, jaką ma wizję. Ja chciałbym, by Górnik był dalej klubem ze ścisłej czołówki.
Powodzenie negocjacji warunkujesz w jakimś stopniu od wizji drużyny na nowy sezon prezesa Bogdana Kmiecika?
-
Nie będę prowadził takich gierek. Ja chciałbym przede wszystkim zostać w Zabrzu. Dobrze się czuję w tym klubie, jestem zadowolony z dotychczasowej współpracy z prezesem Bogdanem Kmiecikiem i chciałbym tę współpracę kontynuować. Czy to będzie odmładzanie zespołu czy też budowanie jeszcze silniejszej ekipy - każdy wariant mi odpowiada. Chciałbym jednak najpierw usiąść i porozmawiać, w jakim kierunku ma iść klub i zespół.
Swoją przyszłość w Zabrzu widzisz tylko jako zawodnik czy także jako trener?
- Ciężko powiedzieć (śmiech). Nie ukrywam jednak, że tę nieco dalszą przyszłość widzę przede wszystkim jako trener, a nie czynny zawodnik. Może nie wygląda to jeszcze źle, ale jednak wiek robi swoje. W kwietniu czy maju z natury notuję słabsze okresy, bo trudy sezonu już w kościach czuję. Potem jednak przychodzi urlop i tych dwóch tygodni już nie potrafię wytrzymać w spokoju, bo ciągnie, by złapać za piłkę i znów zacząć rzucać. To trochę niepoważne, bo za 2-3 tygodnie kończę 39 lat...
Ale jak rzucasz jedenaście bramek Azotom, to tego w ogóle nie widać.
- (śmiech) Bo głód i wola walki cały czas jest. I to nie ma znaczenia czy grę skończę po tym sezonie, za rok, dwa czy za dziesięć - zawsze będzie mnie na ten parkiet ciągnąć. To jest jednak normalne i zawsze trzeba się przestawić na właściwe tory i zmienić priorytety na takie, które będą przed tym ponownym wbiegnięciem na boisko w jakimś stopniu hamować.