Wybronione zwycięstwo - relacja z meczu Azoty Puławy - RK Bjelovar

Prawdziwe męczarnie przechodzili kibice i szczypiorniści Azotów Puławy w meczu trzeciej rundy Challenge Cup z chorwackim RK Bjelovar. Podopieczni Marcina Kurowskiego wygrali ostatecznie 20:19, w kontekście rewanżu jest to jednak zaliczka nikła.

W tym artykule dowiesz się o:

Puławianie do sobotniego spotkanie przystąpili ze sporymi nadziejami, ubiegłoroczna przygoda z Challenge Cup zakończyła się bowiem sukcesem, a zespół prowadzony przez Bogdana Kowalczyka zatrzymany został dopiero w ćwierćfinale przez późniejszego triumfatora, Cimos Koper. Dla gości, którzy w przeszłości wygrywali nawet Ligę Mistrzów, mecz z Azotami był pierwszym spotkaniem na europejskiej arenie od sezonu 2003/04, gdy w trzeciej rundzie Pucharu EHF z rozgrywek wyeliminowała ich Warszawianka.

Do Puław Chorwaci przyjechali z nowym szkoleniowcem, Miroslavem Pribaniciem, który na stanowisku zastąpił zwolnionego kilka dni wcześniej Żelijko Vidakovicia. Mistrz olimpijski z Monachium przywiózł do Polski zespół młody i ambitny, z 18-letnim Ivanem Horvatem, 17-letnim Tonim Egzegetą, czy 16-letnim (!) Romario Fialą. Pierwsze skrzypce na parkiecie grali wprawdzie inni, nawet oni na tle doświadczonych Grzegorza Gowina, Dmytro Zinczuka i Macieja Stęczniewskiego wyglądali jednak na nieopierzonych młodziaków, najstarszy Mario Sarić na świecie pojawił się bowiem w roku 1984.

W przekonaniu o tym, że metryką sugerować się nie można, utwierdził wszystkich początek meczu. Gospodarze zaprezentowali się katastrofalnie, w pewnym momencie przegrywali już 0:3, na pierwsze trafienie kibice gospodarzy musieli czekać blisko dziesięć minut. Po raz kolejny beznadziejnie wyglądał puławski atak, na ławkę błyskawicznie odesłany został słabiutko prezentujący się na tle rywali z Bałkanów Michał Szyba, kłopoty ze skutecznością miał Wojciech Zydroń, pozytywny impuls do gry zespołu wniosło dopiero pojawienie się na parkiecie Krzysztofa Łyżwy.

Były gracz Karviny był jednym z czołowych aktorów sobotniego meczu. Rzucał, efektownie dogrywał do koła i gdyby nie on, gospodarze mieliby gigantyczne problemy z uzbieraniem nawet dziesięciu trafień. Lepiej zespół Kurowskiego wyglądał w obronie, ze świetnej strony pokazali się Stęczniewski i Piotr Wyszomirski, każdy z nich swój występ okrasił obronionym rzutem karnym i kilkoma efektownymi interwencjami.

Żadna z drużyn nie była w stanie zbudować większej przewagi i spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 20:19, który stawia rywali w sytuacji przyzwoitej. W poprzednim sezonie puławianie w Challenge Cup na wyjazdach radzili sobie jednak nieźle, wygrywali i w Norwegii, i w Macedonii. Teraz zwyciężać nie trzeba, remis wystarczy, grając tak, jak w pierwszym meczu z Bjelovarem, nawet o to będzie jednak szalenie ciężko.

Azoty Puławy - RK Bjelovar 20:19 (10:9)

Azoty: Stęczniewski, Wyszomirski - Zinczuk 4, Łyżwa 3, Płaczkowski 2, Masłowski 2, Bałwas 2, Kus 2, Gowin 1, Zydroń 1, Grzelak 1, Tylutki, Szyba, Afanasjev

Źródło artykułu: