Wspaniałe wyniki drużyny ze centralnej Chorwacji to odległa przeszłość, RK Bjelovar (jeszcze pod szyldem Partizana) w Europie królował bowiem na przełomie lat 60. i 70., a jego barw bronili wówczas między innymi obecny selekcjoner reprezentacji Słowenii Zvonimir Serdarusić oraz złoci medaliści Igrzysk Olimpijskich w Monachium: Hrvoje Horvat, Albin Vidović i Miroslav Pribanić. Co ciekawe, ten ostatni kilka dni temu został nowym trenerem sobotniego rywala Azotów po tym, jak do dymisji podał się dotychczasowy szkoleniowiec, Żelijko Vidaković.
Bjelovar do Challenge Cup awansował jako trzeci zespół chorwackiej ekstraklasy, trwające rozgrywki rozpoczął jednak marniutko i po dziesięciu seriach spotkań plasuje się w środkowej części ligowej tabeli. Na wynikach odbiła się letnia wyprzedaż, w trakcie której klub opuścili między innymi Antonio Pribanić, Mario Vuglać, Josip Vidović, Domagoj Sršen, Dejan Turković i Filip Gavranović, przez co zespół wciąż nie może złapać odpowiedniego rytmu.
W poprzednim sezonie puławianie w Challenge Cup dotarli do ćwierćfinału
Do małej rewolucji doszło także w Puławach, szkielet zespołu pozostał jednak niezmieniony. Azoty pierwszej porażki doznały dopiero w siódmej kolejce, do mety pierwszej rundy dotarły na trzecim miejscu, a na początku października potrafiły urwać oczko mistrzom Polski z Płocka. Po listopadowej przerwie przeznaczonej na mecze drużyn narodowych puławianie wpadli jednak w dołek: najpierw we własnej hali zebrali cięgi od Vive, tydzień później dali sobie wyrwać zwycięstwo w Lubinie, a w środę wyraźnie ulegli Stali Mielec.
Kurowski ma powody do zmartwień: w tryby jego maszyny wpadło sporo piachu, zespół ma ogromne problemy ze złapaniem odpowiedniego rytmu w ofensywie, a nikłą porażkę w Mielcu zawdzięcza przede wszystkim fantastycznej formie Macieja Stęczniewskiego. To właśnie od doświadczonego bramkarza w sobotę zależeć będzie bardzo dużo, jak na razie w lidze słabo radzi sobie bowiem pozyskany przed kilkoma tygodniami Kirilowi Kolevowi, a formy z meczów reprezentacji na postawę w klubie nie potrafi przełożyć Piotr Wyszomirski.
Szyba gra tej jesieni w kratkę. Jak spisze się na europejskiej arenie?
W meczu ze Stalą problemy ze skutecznością mieli skrzydłowi, a rozgrywający nie radzili sobie z agresywną obroną rywali. - To było w naszym wykonaniu bardzo słabe spotkanie - nie krył po ostatnim gwizdku Kurowski. W sobotę ma być zupełnie inaczej, ubiegłosezonowy ćwierćfinał rozbudził bowiem w Puławach nadzieje na dobrą grę w Challenge Cup. - Musimy wspiąć się na wyżyny i pokonać Chorwatów - nie ma wątpliwości Krzysztof Tylutki, przepytywany przez Radio Lublin.
Bjelovar jawi się jako rywal niewygodny, drużyna jest jednak w wyraźnym kryzysie, a swój ostatni występ na europejskiej arenie zakończyła... właśnie w Polsce. Przed ośmioma laty, w trzeciej rundzie Pucharu EHF, z Chorwatami mierzyła się Warszawianka. Oba mecze kończyły się remisami, a stołeczny klub awansował do kolejnej rundy dzięki większej liczbie bramek zdobytych na wyjeździe. Teraz zapewne wynik także będzie na styku, lecz doświadczeni puławianie w poprzednim sezonie na macedońskim gruncie mieli już okazję pokazać, że w takich warunkach grać potrafią.
Wyniki meczu będzie można śledzić "na żywo" na łamach portalu SportoweFakty.pl RELACJE LIVE Z PIŁKI RĘCZNEJ - KLIKNIJ TUTAJ