Dariusz Tuzimek: Awans z pierwszego miejsca był możliwy (OPINIA)

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Paulo Sousa
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Paulo Sousa

Brawa dla reprezentacji i selekcjonera za zwycięstwo w Tiranie. Chwalmy Paulo Sousę, ale nie zagłaskajmy go. Ma do dyspozycji grupę piłkarzy, która nie zasługiwała na to, by tak sromotnie przegrać Euro 2020. A teraz realizuje cel minimum.

Sousa ma własny, autorski pomysł na naszą kadrę. Chce, żeby jego drużyna utrzymywała się przy piłce, posiadała ją, prowadziła grę. To jest u nas nowe i to nam się podoba. Jeśli w parze z tym stylem pójdą wyniki, to tylko bić Portugalczykowi brawo. Wygrana w Tiranie była ważna. Odniesiona w specyficznych okolicznościach, gdzie stadionowa tłuszcza sama chciała być częścią meczu. Takie zwycięstwa dodają wiary drużynie, cementują ją, jednoczą.

Nie mniej istotne było to, że w tych trudnych warunkach Polacy zagrali bez straty bramki, konsekwentnie w obronie, jako cały zespół. Bo często zapominamy, że szansa na sukces w defensywie jest tylko wtedy, gdy pracuje na niego cała drużyna. Tak właśnie było w meczu z Albanią. Gorzej, że nie pokazaliśmy zbyt wiele w kreowaniu akcji, w ofensywie, ale... coś za coś. Liczyło się to, żeby przede wszystkim nie przegrać, wygranie meczu było jedynie opcją. Do zwycięstwa w Tiranie wystarczyły nam raptem dwa celne strzały w bramkę i gol zdobyty po akcji tak prostej, że prościej się już nie da.

Co było o tyle istotne, że nasz specjalista od finezji - Robert Lewandowski - ma akurat słabszy moment, bo cztery kolejne mecze (licząc Bundesligę i spotkania kadry) bez gola to w jego przypadku już seria. Ale o "Lewego" nie ma się co martwić, bo po chwilowej frustracji wróci silniejszy, on ma niebywałą zdolność naprawiania się.

ZOBACZ WIDEO: Łukasz Fabiański żegna się z reprezentacją Polski. Prezes PZPN wskazał ulubioną interwencję bramkarza

Będzie potrzebny w formie w marcu przyszłego roku na mecze barażowe. I wtedy reprezentacja Polski będzie musiała pokazać więcej, dużo więcej niż teraz, bo trafimy na dwóch rywali z najwyższej półki. Na pewno nie będą słabsi od naszej kadry, niezależnie od tego, kto to będzie.

Dlatego, zanim wpadniemy w euforię (u nas nastroje są zawsze od ściany do ściany), trzeba sobie powiedzieć kilka oczywistości, żeby wygrana z Albanią nie poszła na marne. Otóż warto przypomnieć, że zajęcie tego drugiego miejsca w grupie było przed eliminacjami absolutnym minimum. Zestawienie drużyn, jakie wylosowaliśmy, wskazywało na to, że reprezentacja Polski ma drugi po Anglii potencjał i niżej zejść nie powinna.

Tak, "brykali" w tej grupie nierówni Węgrzy. Tak, Albania pokazała, że potrafi grać w piłkę, ale akurat w Tiranie to był inny zespół niż w Warszawie. Poszatkowany nieobecnościami kluczowych czterech piłkarzy nie był w stanie zagrać u siebie z Polską tak, jak zagrał na wyjeździe. Bądźmy szczerzy, poszło nam łatwiej, niż przypuszczaliśmy.

Z tej grupy należało wyjść na przynajmniej drugim miejscu, ale... warto też było powalczyć z Anglią, która akurat w eliminacjach do mundialu kompletnie nie przypominała drużyny z tegorocznego turnieju mistrzostw Europy. Wcale nie musieliśmy przegrać w marcu na Wembley, gdzie - przypominam - pojechaliśmy bez Lewandowskiego. Gdyby Sousa inaczej zestawił środek obrony, mogliśmy - i powinniśmy - w Londynie zremisować. Zyskalibyśmy punkt, zabierając Anglikom dwa.

Doliczając dwa punkty, które zgubiliśmy w Budapeszcie - bo selekcjoner Sousa nie wiedział (chyba jako jedyny w Polsce), jak ważny jest Kamil Glik w obronie - bylibyśmy dzisiaj... przed Anglią. Wcale nie było to takie niemożliwe, wystarczyło, żeby selekcjoner już w marcu znał piłkarzy.

Dziś zna ich dużo lepiej, ale też potencjał tej drużyny jest większy niż kiedykolwiek w ostatnich latach. Bo kiedy - nie mając na boisku Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka - mogliśmy powiedzieć, że poza "Lewym" mamy dwóch świetnych napastników (Buksę i Świderskiego)?

Zanim zacznę zachwycać się tym słynnym trafianiem przez Sousę ze zmianami, zapytam: który polski selekcjoner miał taki komfort, że za jednego świetnego pomocnika z Premier League (Jakuba Modera) wchodzi inny świetny pomocnik z Premier League (Mateusz Klich)? Podpowiem: nigdy!

Chwaląc więc Sousę za zwycięstwo przywiezione z Tirany, doceniajmy potencjał tej kadry. I zastanówmy się, jak z niej wycisnąć jeszcze więcej. Na przykład warto się zastanowić nad dziwnym przypadkiem Bartosza Bereszyńskiego, który świetnie sobie radzi w Serie A, ale w reprezentacji zdaje się być piątym kołem u wozu. Takich piłkarzy nie wolno nam gubić. W marcu ta drużyna będzie miała bardzo wymagających rywali i musi się wznieść ponad poziom tego, co pokazywała w eliminacjach.

Chwalmy Sousę, ale też nie zagłaskujmy go. Wymagajmy awansu, bo taki był cel zatrudnienia Portugalczyka.

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: