Krzysztof Zalewski przed śmiercią spełnił największe marzenie

Instagram / Na zdjęciu: Nicola Zalewski z tatą Krzysztofem
Instagram / Na zdjęciu: Nicola Zalewski z tatą Krzysztofem

- Nie przeżyję, jeżeli nie zobaczę Nicoli na żywo w koszulce kadry - mówił Krzysztof Zalewski. Ojciec piłkarza zmarł niespełna miesiąc po debiucie syna w seniorskiej reprezentacji Polski. Chorował na nowotwór.

W tym artykule dowiesz się o:

Od lat ojciec zawodnika AS Roma miał poważne kłopoty ze zdrowiem. W połowie sierpnia opowiadał nam o tym ze szczegółami. - Mam najcięższą formę raka. Niestety, to nowotwór galopujący, z przerzutami - wyjaśniał. - Po sześciu miesiącach chemioterapii było dobrze, później miałem zapaść i w ostatniej chwili mnie "wyciągnęli". Niedawno po prostu przestałem oddychać i było naprawdę groźnie. Ja się nie poddaję. Teraz jest trochę lepiej i zamierzam jechać na dwa mecze syna. Trzy lata temu pożyczkę brałem, żebyśmy do Kataru polecieli, to do Warszawy nie przylecę? Ha! Nie przeżyję, jeżeli nie zobaczę Nicoli na żywo w koszulce kadry - zapewniał.

Łzy wzruszenia

Krzysztof Zalewski spełnił swoje marzenie i zobaczył na żywo syna w Biało-Czerwonych barwach. Był na trzech wrześniowych meczach reprezentacji. Dwukrotnie przyleciał do Warszawy na spotkania z Albanią (4:1) i Anglią (1:1). Debiut Nicoli Zalewskiego w reprezentacji oglądał na stadionie w San Marino. Gdy 19-latek wchodził na boisko, Zalewski senior zdjął okulary, żeby wytrzeć oczy. Wzruszył się, czego nie krył po meczu.

- Łezka zakręciła mi się w oku, nawet dwie i trzeciej kawałek. Przeżyłem emocje, których nie da się opisać. Czekaliśmy na to. Byliśmy na stadionie z żoną i córką. Babcia śledziła debiut syna w Polsce - opowiada Zalewski senior. Piłkarz AS Roma wszedł na boisko w drugiej połowie, pokazał kilka bardzo dobrych zagrań i miał asystę w wygranym 7:1 spotkaniu. - Dziękuję panu Sousie, że dał synowi szansę. Cała nasza rodzina jest w ogromnej euforii. Dotknęliśmy nieba - mówił.

Godziny w furgonie 

Zalewski senior od zawsze wspierał pasję syna. - Przez pięć lat codziennie dowoziłem Nicolę na treningi 60 kilometrów w jedną stronę - z Poli, wsi pod Rzymem. Zostawiałem syna pod bramą ośrodka treningowego i czekałem w furgonie. W zimę, bez ogrzewania. Czasem wstyd było nawet wysiadać z auta, bo jeździłem prosto z pracy, piachem ubrudzony - opowiadał nam.

Ojciec zawodnika emigrował do Włoch w 1989 roku. Wykupił wycieczkę do dawnej Jugosławii i już nie wrócił do Polski. Był wtedy po technikum budowlanym i rozpoczął dwuletnie studium geodezyjne. We wsi Stare Modzele, szesnaście kilometrów pod Łomżą, układał sobie życie, ale wezwanie do wojska zmieniło plany. Usłyszał: "To rozkaz, bo studium to nie studia". Mama Krzysztofa miała znajomości w Wojskowej Komendzie Uzupełnień i pomogła załatwić pieczątkę w paszporcie. Krzysztof mógł wyjechać z kraju. Ojciec obecnego piłkarza AS Roma ruszył samolotem do Rzymu, do siostry mamy.

Początkowo mieszkali w Poli. Zalewski junior urodził się Tivoli - pięćdziesiąt kilometrów od stadionu AS Roma. W mniejszej włoskiej drużynie juniorskiej Nicolę Zalewskiego dostrzegł skaut klubu. Chłopakiem zaopiekował się później Bruno Conti - legenda Romy i mistrz świata z Włochami z 1982 roku.

Zalewski senior po przyjeździe do Italii działał w swoim zawodzie - jako pracownik fizyczny. Po dziesięciu latach otworzył własną firmę. - Robiliśmy przy remontach, kładliśmy głównie glazurę - opowiada nam.

Z pensji trudno było jednak opłacić wszystkie wydatki, choćby codzienne na paliwo i przejazdy autostradą. Później doszły jeszcze problemy zdrowotne Krzysztofa Zalewskiego. Pieniądze z Polski wysyłała babcia zawodnika. Poświęciła rodzinny majątek, by Nicola mógł trenować w Romie. - Mama stwierdziła: "My w kraju dobrze stoimy. Sprzedamy lasy po dziadku i będzie dla was" - opowiadał Krzysztof Zalewski. - Dziś te ziemie odkupujemy - mówił.

Roma pomogła

Nicola przeszedł wszystkie szczeble juniorskie w Romie, a w zeszłym sezonie zadebiutował w pierwszej drużynie. Wcześniej grał na mistrzostwach świata w młodzieżowej kadrze Polski do lat 20, ma już jeden występ w seniorskiej drużynie, a w obecnych rozgrywkach został włączony na stałe do pierwszego zespołu Romy przez Jose Mourinho.

Roma nie tylko zadbała o młodego piłkarza, ale również o jego ojca. Krzysztof Zalewski po dwunastu latach zamknął firmę, poważnie podupadł na zdrowiu. Miał zaawansowaną cukrzycę i problemy ze wzrokiem.

- Kilka lat temu zostałem zaproszony do klubu i od następnego dnia stałem się pracownikiem Romy - wspominał Zalewski senior - Usłyszałem tylko, żebym dbał o syna i swoje zdrowie. Zostałem legalnie zatrudniony: podpisałem z Romą umowę i otrzymałem jeszcze pokaźny bonus finansowy od klubu na przywitanie. Byłem zatrudniony cztery lata. Przez kolejne dwa otrzymywałem jeszcze zasiłek - jako człowiek ze stwierdzonym inwalidztwem - relacjonował.

Poczuł spokój

Był ogromnym patriotą, nie wyobrażał sobie, by Nicola Zalewski występował dla innej kadry niż Polska. Wspierał syna w karierze do swoich ostatnich dni. W wakacje był już spokojny o jego losy.

- Z moim zdrowiem jest krucho, ale teraz mam spokój ducha. Syn jest w Romie, dostał powołanie i jego sytuacja jest stabilna. To dla mnie największa radość - zapewniał Krzysztof Zalewski. O śmierci ojca piłkarza poinformował w piątek były prezes PZPN, Zbigniew Boniek. Zalewski senior od dawna utrzymywał z Bońkiem przyjacielskie relacje.

Nie żyje Krzysztof Zalewski. Trzy tygodnie temu był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie

Źródło artykułu: