FIFA Best. Dariusz Tuzimek: Wszyscy jesteśmy Robertami [KOMENTARZ]

Getty Images / Marco Donato-FC Bayern / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Marco Donato-FC Bayern / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

W końcu jakaś pozytywna wiadomość w tym beznadziejnym 2020 roku. Polak został wybrany najlepszym piłkarzem świata. Ale triumf Roberta Lewandowskiego wcale nie kończy dyskusji o tym, kto jest najlepszym graczem w historii polskiego futbolu.

Pytanie, czy Robert jest polskim piłkarzem wszech czasów, jest jak najbardziej na czasie. Bo może na to miano zasłużył Zbigniew Boniek? Albo Kazimierz Deyna? A może jednak Grzegorz Lato, który nie dość, że dwa razy wywalczył z reprezentacją trzecie miejsce na mistrzostwach świata, to jeszcze został królem strzelców mundialu w 1974?

Takie porównania są oczywiście karkołomne. Niektórzy powiedzą nawet, że to dziecinada. Porównywanie piłkarzy z różnych epok futbolu ma rzeczywiście mały sens, ale wiem, że ludzie i tak to będą robić. Bo zawsze robili. To zresztą idealny temat na gorące dyskusje przy świątecznych stołach. Na pewno lepszy niż gadanie o polityce i pandemii. Choć nie mam wątpliwości, że temat, czy lepszy był Lewandowski, Boniek albo Deyna też potrafi ludzi poróżnić. W ostatnim czasie widać wyraźnie, jak bardzo lubimy się dzielić. Pod każdym względem.

Ale te spory o najlepszego polskiego piłkarza mogą mieć też swój urok. Starszemu pokoleniu szarże Bońka, podania Deyny czy gole Laty miło się kojarzą. Dojrzałym kibicom przypomina to ich młodość albo dzieciństwo. Dla moich rówieśników mundial '82 w Hiszpanii stał się wydarzeniem pokoleniowym, wręcz kultowym. Minęły całe dekady, a ja pamiętam każdy z meczów drużyny Antoniego Piechniczka, jakby to było wczoraj.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski ma groźnego rywala. Popis piłkarza Bayernu

Niestety, współczesny futbol tak napakował kalendarz imprez, że dziś mieszają się mecze, zacierają ludzie i wydarzania. Niby każde z nich jest ważne, jest dobrze opakowane, pokazane, wyeksponowane, otacza je cały medialny cyrk, a jednak nie potrafią tak się wryć w pamięć, jak te ważne mecze sprzed lat. Tamci bohaterowie (Deyna, Boniek, Lubański, Lato) są trochę pomnikowi. Są odlegli, schowani za legendą i mgłą historii. Ma to swój urok, ale też mocno czujemy dystans, który nas od tych postaci dzieli.

Roberta Lewandowskiego to nie dotyczy. On jest dzisiejszy, żyje w naszej epoce, w naszych czasach. Zwielokrotniony poprzez media i reklamy stale nas otacza, "sprzedaje" nam szampony, telefony i sto innych rzeczy. Jest w pewnym sensie "domownikiem" - wylewa się z Internetu i z telewizora. Także dlatego czujemy, że bardziej jest nasz. Całe lata posuchy piłkarskiej musieliśmy się cieszyć z - co tu ukrywać - przeciętności, którą co jakiś czas rozświetlił na przykład gol Euzebiusza Smolarka, jakaś "bomba" Jacka Krzynówka, wyczyny ligowe pary Maciej Żurawski-Tomasz Frankowski czy dobry występ któregoś z bramkarzy.

To jednak była inna skala niż Lewandowski. Dziś stać nas na tytuł najlepszego piłkarza świata. Cholera! Jaka duma! Dziś możemy więcej, niż mogliśmy przez całe dekady. A dokładniej to on, Robert, może więcej. Ale przecież dzisiaj wszyscy jesteśmy Robertami.

Spór o to, kto był najlepszym polskim piłkarzem w historii, pozostanie nierozstrzygnięty. Nie szkodzi. Każde pokolenie ma swoje wartości, każdy czas ma swoich bohaterów. Jednak w ocenie historii liczy się nie tylko to, jak kto grał na boisku, ale także jakim był człowiekiem.

Lucjan Brychczy ma szacunek kibiców Legii po wsze czasy. Uczciwie na niego zapracował niespotykaną wręcz skromnością. Idealny portret piłkarza Grzegorza Laty zarysowała jego prezesura w PZPN, choć przecież dla oceny boiskowych dokonań nie powinno to mieć żadnego znaczenia. Zbigniewa Bońka też uczciwie ocenią dopiero historycy, gdy minie czas panegiryków i hagiografii. Ale przecież trzy gole strzelone Belgii na mundialu '82 pozostaną na zawsze arcydziełem futbolu.

Kazimierz Deyna stał mi się bliski, dopiero gdy przeczytałem jego biografię autorstwa Stefana Szczepłka. Gole, podania, strzały i słynne kółeczka "Kaki" były dla mnie jak ciut wyblakła pocztówka z przeszłości. Za to w fotel wbił mnie "mecz", jaki Deyna stoczył już po zejściu z boiska. Jak walczył z własnymi słabościami, z nałogami, z nieustanną presją codzienności. Jak starał się układać życie i ciągle mu się ono rozpadało na kawałki. Przegrał tę walkę, ale już na zawsze pozostanie legendą.

W realnym świecie nie ma postaci idealnych, choć taki obraz bohaterów funduje nam otaczająca cyfrowa rzeczywistość. W wykreowanych wizerunkach Cristiano Ronaldo jest perfekcyjny, a Lionel Messi genialny. To fałszywy obraz. Reklama szuka herosów, żeby sprzedawać, i nie zwraca uwagi, że grubo rozmija się z rzeczywistością. Coraz trudniej rozróżnić, co jest realne, a co wirtualne. Co jest prawdą, a co tylko kreacją.

Nie kupuję cukierkowych opakowań, w które są "zawijani" dzisiejsi bohaterowie stadionów. Oni przecież też mają swoje słabości i też mierzą się ze swoimi demonami. Dokładnie tak samo, jak musiał stawiać im czoło Deyna. Różnica jest tylko taka, że o jego demonach już wiemy.

Nie wierzę w jednowymiarowych herosów, zweryfikują ich historia i ich rzetelnie napisane biografie. Dla mnie dużo bardziej pasjonujące niż wszystkie tytuły świata. W prawdziwej biografii Roberta będzie miejsce zarówno na gole, zwycięstwa, tytuły, zaszczyty, ale i na porażki. Na przykład na szczerą opowieść o przyczynach niepowodzenia reprezentacji na mundialu 2018 w Rosji, na historię konfliktu z Jakubem Błaszczykowskim, może nawet na uczciwą opowieść o sporze na śmierć i życie ze swoim byłym menedżerem.

Nadmuchany blichtr gali FIFA w ogóle mnie nie rusza. Za to prawdziwa historia Roberta to coś ekscytującego, pasjonującego, na co warto czekać nawet latami. Chcę poznawać bohaterów z krwi i kości. Lukrowane figurki nie mają w sobie życia.

Dariusz Tuzimek

Zobacz także:
Robert Lewandowski dorobił się kolejnego nowego pseudonimu
Juergen Klopp zaskoczony. Myślał, że z innego powodu zaprosili go na galę

Źródło artykułu: