Powstanie Warszawskie. Z boisk na barykady

Materiały prasowe / nac.gov.pl / Na zdjęciu: mecz w czasie okupacji
Materiały prasowe / nac.gov.pl / Na zdjęciu: mecz w czasie okupacji

W czasie Powstania Warszawskiego piłkarze przenieśli się z boisk na barykady. Wielu z nich zginęło, zostało rannych. Jerzy Szularz z odłamkiem w nodze w 1946 roku zdobył nawet mistrzostwo Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypominamy wywiad z dr. Robertem Gawkowskim na temat Powstania Warszawskiego i piłki nożnej.

***

Bardzo wielu piłkarzy brało udział w Powstaniu Warszawskim. Niektórzy z nich po wojnie sięgali z Polonią Warszawa nawet po mistrzostwo Polski.

- Opisywałem kiedyś historię Jerzego Szularza. Jako żołnierz AK został ranny w nogę przy ulicy Kopernika. Ranę opatrzono w powstańczym szpitalu, ale odłamek pocisku został w kości. Szularz od jesieni 1945 r. grał w Polonii i zdobył pierwsze powojenne mistrzostwo Polski. Dla swej drużyny strzelał gole mając ten niemiecki odłamek w nodze - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty dr Robert Gawkowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty: Czy piłka nożna była najpopularniejszym sportem w czasie II wojny światowej?

Dr Robert Gawkowski: Z całą pewnością. Gdyby pan spytał przed drugą wojną światową, to też pewnie piłka nożna. Wówczas miała jednak szereg rywali. Natomiast w czasie wojny, w konspiracyjnych rozgrywkach, najłatwiej było grać w piłkę nożną. Ustawić zaimprowizowane bramki i kopać futbolówkę. W Warszawie w latach 1941-43 w konspiracyjnych rozgrywkach wzięło udział prawie 40 drużyn! Stąd ta moja pewność.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Oskarżyła Świątek o nieszczerość. "Collins miała problem sama ze sobą"

Grano jedenastu na jedenastu czy ze względu na okoliczności drużyny miały inną liczebność?

Bardzo różnie. Szczytem marzeń było, że zebrało się jedenastu i boisko było pełnowymiarowe. Kłopot w tym, że najlepsze boiska zostały zarekwirowane przez Niemców. I tak reprezentacyjny stadion Wojska Polskiego został zamieniony na "Wehrmacht stadion", stadion Polonii na "obiekt sportowy SS Polizei".

Takie, powiedziałbym, drugorzędne stadiony, też były w jakimś stopniu wykorzystywane przez Niemców lub rozparcelowane na ogródki działkowe. Z łaski okupanta warszawiacy uprawiali tam pomidorki czy inne warzywa. Taki los spotkał obiekt Makabi Warszawa. Całkiem niezły stadion - tam gdzie dzisiaj mniej więcej jest Stadion Narodowy. Ale to był stadion żydowski, więc nazistom zależało na tym, żeby nawet ślad po tym obiekcie nie istniał.

Gdzie zatem grano?

To były boiska podwarszawskie lub w ogródkach jordanowskich. Albo trzeciorzędne stadiony, jak choćby ten przy ulicy Podskarbińskiej 10. Przed wojną to był stadion Orła - tylko nie mylić z tym dzisiejszym Orłem, bo on jest kilkaset metrów dalej. Ale to właśnie na Podskarbińskiej 10 między blokami grano potajemne rozgrywki. Młodzież współpracująca z konspiracją siedziała na dachach okolicznych domów i miała ostrzegać, gdyby zbliżali się Niemcy.

Niemcy mocno interesowali się takimi rozgrywkami?

Chyba niezbyt mocno, bo uprawianie sportu w sposób zorganizowany - podkreślam słowo zorganizowany - było zabronione. Ale jeśli grupa chłopców zebrała się na boisku, a jedni grali w koszulach zielonych, drudzy w czarnych, to Niemcy machali ręką na to. Niech sobie kopią piłkę! Nie mieli pojęcia, że są to konspiracyjne rozgrywki. Że w czarnych koszulach grała sławna przedwojenna "Polonia", a w zielonych rewelacja rozgrywek konspiracyjnych "Okęcie". I to był fenomen na skalę europejską!

Niemcy ledwie parę razy organizowali łapanki podczas meczów, ale robili je też w miejscach, gdzie było po prostu dużo ludzi: na bazarach, na stacjach kolejowych. Szukano tych ze "złym ausweisem"- patrzono kto jest bez pracy, albo ma jakieś zatrudnienie dla Niemców niezbyt pomocne. To wtedy taki ktoś znikał na rok, dwa. Wyjeżdżał przymusowo do pracy w Niemczech. To był wariant optymistyczny, bo mógł też trafić do obozu koncentracyjnego.

Wiosną roku 1944 Niemcy dawali ciche przyzwolenie na rozgrywanie meczów piłkarskich, w których grali polscy piłkarze. Pod warunkiem że grano pod szyldem fabrycznej drużyny, a każda fabryka znajdowała się przecież pod zarządem niemieckim. W teorii więc podlegały pewnej kontroli. Ostatnie takie mecze rozegrano na początku lata 1944 r.

W czasie Powstania Warszawskiego odbywały się jeszcze jakieś mecze?

Nie, nie. Dzielnice, które były w naszym posiadaniu, były stosunkowo niewielkie, gęsto zabudowane i podlegały niemal stałemu ostrzałowi. Parki czy wolne place były przerabiane na cmentarze. Nikt nie myślał o piłce nożnej. Poza tym trzeba pamiętać, że Powstanie Warszawskie wybuchło z myślą, że zakończy się szybko i zwycięsko. A tutaj trwało, trwało i trwało. We wrześniu to był już właściwie sam gruz, a nad głowami latały pociski.

Są jakieś szacunki, ilu piłkarzy mogło zginąć podczas Powstania Warszawskiego?

Są one trudne do określenia, bo piłkarzy w Warszawie mogło być nawet 50 tysięcy. Cała masa. Możemy wychwycić najbardziej znane nazwiska, ale któż by miał pamiętać o piłkarzach A czy B klasy, albo o jakiś juniorach. Taka A-klasowa drużyna przedwojennego AZS Warszawa, tylko jednego dnia - 6 września 1944 r. - straciła aż czterech swoich piłkarzy, wtedy żołnierzy AK.

Dużo więcej możemy powiedzieć o dwukrotnym konspiracyjnym mistrzu Warszawy - Polonii?

Tak. Łatwo możemy wskazać kilku zawodników, którzy walczyli w powstaniu. Opisywałem kiedyś historię Jerzego Szularza. Jako żołnierz AK został ranny w nogę przy ulicy Kopernika. Ranę opatrzono w powstańczym szpitalu, ale odłamek pocisku został w kości. Szularz od jesieni 1945 r. grał w Polonii i zdobył pierwsze powojenne mistrzostwo Polski. Dla swej drużyny strzelał gole mając ten niemiecki odłamek w nodze. Piłkarz konspiracyjnej "Polonii" Stanisław Wolańczyk w powstaniu stracił rękę. Po zakończeniu wojny budził zadziwienie, ale i szacunek, bo nadal chciał grać w piłkę. Nawet z protezą rozegrał w barwach Czarnych Koszul kilka gier towarzyskich.

Powojenni kibice pierwszego powojennego piłkarskiego mistrza Polski też byli naznaczeni powstańczymi stygmatami. Jak wspomina autor książek o powstaniu (i wierny kibic Polonii) Juliusz Kulesza, w drugiej połowie lat czterdziestych wielu było inwalidami wojennymi, często mówili do siebie pseudonimami powstańczymi i dyskretnie w klapach marynarek nosili miniaturki wojennych odznaczeń. Byli też odporni na coraz to większą propagandę komunistyczną.

***
Dr Robert Gawkowski jest absolwentem historii na Uniwersytecie Warszawskim, tutaj też obronił pracę doktorską. Przedmiotem jego badań jest historia sportu i turystyki ze szczególnym naciskiem na czasy 20-lecia międzywojennego i okres okupacji. Napisał wiele książek z tej tematyki, m.in. nagrodzoną w konkursie na najlepsze Varsaviana (2008 r.) Encyklopedię klubów sportowych Warszawy i najbliższych okolic w latach 1918-39 oraz Futbol dawnej Warszawy, a także popularną Sport w II RP.

Komentarze (1)
avatar
Sebastian Kalinowski
1.08.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Zaraz się dowiemy z tych nie polskich mediów że to Polska napadła na niemcy.