Robert Lewandowski po meczu z Austrią przestrzegał przed wpadaniem w przesadny optymizm, bo polska kadra w poprzednich, eliminacyjnych cyklach miała problemy z rozegraniem dwóch solidnych meczów z rzędu. Jak się w niedzielę okazało, "Lewy" znów miał rację, jego obawy okazały się uzasadnione. Nie brakowało wcale wiele, byśmy po niedzielnym meczu mogli żonglować określeniami: blamaż, kompromitacja, dramat.
El. Euro 2020. Polska - Łotwa. Jan Tomaszewski: Brzęczek to marionetka w rękach dziennikarzy
Można oczywiście klepać teraz formułki, że spodziewaliśmy się przecież trudnego meczu. Można nawijać makaron, że w eliminacjach styl nie jest ważny, bo za styl punktów nie dają. A kadra Brzęczka nie dość, że w dwóch marcowych spotkaniach wywalczyła komplet "oczek" i jest liderem grupy, to na dodatek nie straciła ani jednego gola! Sukces! Takie stawianie sprawy to jednak minimalizm w najczystszym wydaniu.
Jeśli nie możemy wymagać solidności i pewnego zwycięstwa od zespołu, który na piłkarzy Riga FC czy Termaliki Bruk-Bet rzuca gwiazdy Serie A czy Bundesligi, to już nie wiem, od kogo można tego wymagać. I nie wiem, przy okazji potyczki z jakim rywalem kibic trzymający kciuki za kadrę mógłby mieć nieśmiałą prośbę o dominację i pokaz siły swoich ulubieńców. Kibice na stadion przychodzą nie tylko po to, żeby napchać związkowi kabzę, ale także po to, by zobaczyć dobrą, atrakcyjną grę. Poczuć radość ze spędzanego z piłką czasu. Niedzielny mecz, szczególnie pierwsza połowa, to było zarzynanie futbolu brzeszczotem do grubego drewna.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski o współpracy z Piątkiem. "Będzie coraz lepiej. Mamy trochę inny sposób grania"
Napychanie kabzy to zresztą bardzo ciekawy temat. Od dłuższego czasu słychać wśród kibiców głosy, że ceny biletów ustanowione przez PZPN na domowe mecze są po prostu kosmicznie wysokie. Najdroższe bilety pierwszej kategorii na sektory wzdłuż linii bocznych, to koszt 180 złotych za sztukę. Druga kategoria - na łukach - to 140 zł za sztukę. Trzecia, najgorsza kategoria, z łącznie ośmioma niedużymi sektorami za bramkami, to 80 zł. Bilet rodzinny to kwestia marginalna, bo dotyczy tylko czterech małych sektorów.
Nietrudno policzyć, że dla dziadka, ojca i 14-letniego syna - na przykład z Zielonej Góry, wyprawa na mecz Polska - Łotwa do Warszawy to koszt niesamowicie obciążający domowy budżet. Za same wejściówki trzeba zapłacić 420 złotych. A gdzie tu jeszcze dojazd? Gdzie jedzenie na wyjeździe, generujące zazwyczaj wyższe koszty niż w domu?
Jasne, można teraz rzucać argumentami, że dla oszczędności można przyjechać na mecz pociągiem (a nocleg?), że można spakować w plecak kanapkę z żółtym serem i barwioną oranżadę, a na bilet przez jakiś czas odkładać w śwince-skarbonce. Ale na Boga! Szanujmy siebie samych! Mówmy o ludzkich warunkach, a nie bawienie się w pracowników biedaszybów chcących liznąć salonu. Piłka w wydaniu reprezentacyjnym stała się zabawą dla bogatych, teoretycznym produktem premium. Szkoda że nie idzie za tym jeszcze jakość widowiska.
Na niedzielnym meczu pojawiło się 51 112 kibiców, kilka tysięcy krzesełek zostało wolnych. To najgorszy wynik frekwencyjny od lat. Podczas meczu, w którym od pierwszej minuty po boisku biegał duet Lewandowski - Piątek. Trudno się jednak spodziewać, że ceny biletów zostaną obniżone. Łączy nas przecież (złota) piłka.