Reprezentacja Polski przyzwyczaiła nas do wysokiej jakości, do dobrej organizacji gry, do zwycięstw. Do sukcesów - szczerze mówiąc - ponad stan naszej piłki. Dziś jesteśmy rozczarowani, że przegrywamy z Portugalią, mistrzem Europy. Bo przecież chcemy więcej, czujemy, że ta drużyna ma większy potencjał, wciąż widzimy w tych chłopakach zespół, który zadziwił Europę w 2016 roku.
A jednak w meczu z Portugalią reprezentacja była jedynie tłem dla rywali. To po ich stronie była jakość, mądrość, piłkarskie szlachectwo. U nas zbyt dużo przeciętności, niedokładności, niepewności. Stadion Śląski nazywany kiedyś "Kotłem Czarownic" w czwartek kłuł w uszy przerażającą ciszą.
Źródłem porażki był zły pomysł taktyczny selekcjonera na pierwsze kilkadziesiąt minut: gra bez klasycznych skrzydłowych. Tu zdziwił mnie Jerzy Brzęczek swoją niekonsekwencją. Gdy pół Polski oszalałych hejterów "cisnęło" selekcjonerowi, że powołuje Kubę Błaszczykowskiego, bo to jego siostrzeniec, to trener nie dawał za wygraną. "Powołuję Kubę, bo jest tej drużynie potrzebny" - przekonywał Brzęczek. Ale gdy przyszło do meczu z Portugalią, gdy przydałaby się konsekwencja i charakterystyczny dla Brzęczka upór, Kubę posadził na ławce rezerwowych wystawiając bardzo przeciętnego Rafała Kurzawę. A przecież Kuba to serducho tej drużyny, co pokazał tuż po wejściu na boisko. I nie chodzi jedynie o gola, ale i o pazerność, z jaką walczy o piłkę.
Drugie skrzydło i druga niekonsekwencja Jerzego Brzęczka. O Kamilu Grosickim na konferencji przed meczem mówił: "Dużo wnosi do drużyny, na treningach prezentował się dobrze, jest gotowy do gry". I selekcjoner mówił to z przekonaniem. A później, z tym samym przekonaniem posadził "Grosika" na ławce. A gdy tylko skrzydłowy Hull City wszedł na boisko, pokazał, że właśnie jego nam brakowało. I takich akcji przy linii, w jego stylu. Z trochę szaloną ułańską szarżą.
ZOBACZ WIDEO Polska - Portugalia. Robert Lewandowski: Po jednym meczu nie wszystko będzie wyglądało tak jak trzeba
Zupełnie jakby Brzęczek przy powołaniach był Brzęczkiem, a potem przy układaniu składu kłębiło mu się tysiąc myśli w głowie i się trochę pogubił. Jakiś diabeł złośliwy szeptał mu do ucha i przekonywał: postaw na tego, weź tamtego, graj tym, graj tamtym. To szachy w głowie, w które można grać całą noc. I to bez szansy na zwycięstwo. Zawsze po dobrej myśli przyjdzie jeszcze lepsza. A jak wiadomo lepsze jest wrogiem dobrego.
A przed meczem w Chorzowie było tym trudniej, że wszyscy selekcjonerowi podpowiadali. Nie mógł się od podszeptów opędzić. Najwięcej dotyczyło Krzysztofa Piątka. Były napastnik Cracovii i Zagłębia Lubin jest odkryciem i rewelacją Serie A, gdzie wali gola za golem. Na jego punkcie zrobiło się w naszych mediach szaleństwo. I to takie, że jakby spytać zarówno małej dziewczynki w przedszkolu, jak i staruszki przechodzącej przez pasy, to zgodnie by odpowiedziały: "Piątek musi grać". No dobra, głos ludu, głosem ludu, ale jak ktoś ma grać, to kto inny musi nie grać. Tylko kto? Przecież nie Robert Lewandowski, chodząca legenda polskiego futbolu. No i nie wolno rezygnować z Piotrka Zielińskiego, o którego co rano przy mojej porannej kawie biją się europejscy potentaci. Na razie jedynie w krzykliwych nagłówkach w internecie. Ale to tylko kwestia czasu, gdy medialne doniesienia staną się rzeczywistością. Jedno magiczne zagranie piłki piętą przez "Ziela" wzbudziło aplauz na trybunach w Chorzowie, choć nie skończyło się niczym groźnym. Nie szkodzi. Na takich jak "Zielu" przychodzi się na stadiony, tacy podrywają ludzi z krzesełek.
To z kogo miałby ten Brzęczek zrezygnować? Bo przecież nie z Mateusza Klicha, który jest nową siłą w tej reprezentacji, dobrze pokazał się w Bolonii w meczu z Włochami.
Brzęczek stał się trochę zakładnikiem dobrej formy Krzysztofa Piątka. Nie chcąc wyjść na jedynego głupka w Polsce, który nie wystawiłby przeciwko Portugalii napastnika Genoi, musiał na niego postawić. I jeszcze pomieścić tych wszystkich, o których mowa powyżej. No to nie zmieścili mu się Błaszczykowski i Grosicki.
Piątek, którego do dzisiaj mało kto rozpoznaje na ulicy (nie reklamuje ani chipsów, ani napoju energetycznego, ani nawet dezodorantu) swoje zrobił. Przymierzył z głowy i potwierdził, że jak napastnikowi idzie to idzie. Szkoda, że to taki jednorazowy przebłysk. On i Robert Lewandowski mieli mało sytuacji. Rywale odcięli ich od podań, co o tyle zaskakujące, że przecież w drugiej linii mieliśmy wielu kreatywnych piłkarzy. Jakoś to musi Brzęczek inaczej poukładać, bo przegraliśmy walkę o środek pola. W defensywie też było bardzo przeciętnie. Chwalimy Jana Bednarka, liczymy, że rośnie nam obrońca światowej klasy. A ja mam wrażenie, że jego dojrzewanie jeszcze trochę potrwa. Nie wiem, czy szybciej do formy nie wróci Michał Pazdan, bo ten chłopak – gdy był w formie - dawał więcej jakości naszej defensywie.
Przy golach dla Portugalii zawiniło kilku zawodników. Najpierw Rafał Kurzawa dał się "kupić" na prosty zwód Pizziemu, który go bujnął w kierunku środka boiska i poszedł do końca boiska, a potem stoperzy pobiegli w kierunku innym niż piłka. Taki Kamil Glik to nie ma najlepszego momentu w karierze. W klubie masakra, w kadrze niewiele lepiej.
Ale największy problem mam z Kurzawą. Pan Rafał ma taką precyzję podania, że – jak powiedział kiedyś garnizonowym językiem jeden z bohaterów książki, którą czytałem - ze stu metrów trafia muchę w dupsko. I to jest super. Ale jednocześnie Kurzawa ma problem z motoryką. Nie biega tak jak skrzydłowi, mimo że gra przy linii. Ma pewne predyspozycje do gry na pozycji numer 10, no ale w to miejsce boiska mamy lepszych. W sumie nie do końca wiem, gdzie mógłby grać. Wydaje mi się, że w silnej drużynie to... nigdzie.
Cienki jak wąż był Krychowiak, o którym wcześniej mówiono jedynie pozytywnie, bo ponoć się w Lokomotiwie Moskwa odbudował. W kadrze tego kompletnie nie potwierdził. Biegał słabo, patrzył na czubki własnych butów, jakby nie miał sił. Przy trzecim golu "zabiegł się" gdzieś za plecy rywala, zamiast przejąć we własnej strefie przeciwnika, za którym nie nadążał Kurzawa.
Jeśli do tego dodać, że wielkim nieobecnym był - w setnym swoim meczu - Robert Lewandowski, to nie mogło być dobrze. Cały kręgosłup kadry mieliśmy przetrącony: "Lewy" przeciętny, Krychowiak słaby, Glik niepewny, a Fabiański też umoczył paluszki przy drugim i trzecim golu. Zupełnie jak nie on.
Jerzy Brzęczek zrobił eksperyment, który mu nie wyszedł. Niestety, robił go niepotrzebnie, bo to był eksperyment, który nie miał prawa wyjść.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl
Żona ci nie dała, że siedzisz wieczorem i piszesz swoje brednie?