- Czy podobają wam się polskie dziewczyny? - wypalił nagle jeden z polskich dziennikarzy, wywołując zdziwienie na twarzach piłkarzy reprezentacji Portugalii. Lekka konsternacja, aż w końcu napastnik Nuno Gomes zebrał się do odpowiedzi. Nie chciał dyskutować o wyższości blondynek nad brunetkami. Albo odwrotnie. - Wolę rozmawiać o futbolu, przyjechaliśmy tu na mecz - napastnik reprezentacji Portugalii stanowczo uciął temat podczas konferencji na Stadionie Śląskim w Chorzowie przed spotkaniem z Polską.
Do Chorzowa przyjechali jak po swoje. Ledwie trzy miesiące wcześniej zostali czwartą drużyną mistrzostw świata w Niemczech. Kadra Portugalii stanowiła mieszankę rutyny (Deco, Ricardo Carvalho, Nuno Gomes czy bramkarz Ricardo) z młodością. Drugą grupę reprezentował ten, który mając 21 lat już był uznawany za największą gwiazdę zespołu - Cristiano Ronaldo. Z ławki zespołem dyrygował brazylijski strateg Luiz Felipe Scolari.
Bilet za trzy "dychy"
Po drugiej stronie stała drużyna, której budowa dopiero się rozpoczęła. Leo Beenhakker przejął stery po Pawle Janasie i nieudanym mundialu w Niemczech. Holender zaczął pracę w kiepskim stylu, od porażki w meczu towarzyskim w Danii (0:2), a następnie Polacy przegrali w Bydgoszczy z Finlandią (1:3), na inaugurację eliminacji do Euro 2008. Wynik uznano za kompromitację. Remis z Serbią (1:1) i wymęczone zwycięstwo 1:0 w Kazachstanie nie poprawiły nastrojów w narodzie. Doszło do sytuacji, jaką dziś mimo wszystko trudno sobie wyobrazić.
Na mecz z Portugalią - rozegrany równo dwanaście lat temu, 11 października 2006 r. - Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował się obniżyć ceny biletów. Początkowo wejściówki miały kosztować od 50 zł do 400 zł. Dla porównania - płaca minimalna w 2006 r. wynosiła 899,10 zł brutto. Jednak po słabym początku eliminacji ME 2008 w wykonaniu Polaków pojawiła się obawa, że Śląski może świecić pustkami na najbardziej prestiżowym meczu całych eliminacji. Po przecenie najtańszy bilet kosztował 30 zł, zaś najdroższy - 200 zł.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Błaszczykowski wrócił do gry. Wolfsburg znów bez wygranej [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Pierwsze mecze pod wodzą Leo Beenhakkera były po prostu kiepskie. Pamiętam tamtą atmosferę. Wszyscy byli pełni obaw, jak to wyjdzie - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Adam Pawlicki, kierownik działu komunikacji społecznej Stadionu Śląskiego.
Obawy polskich piłkarzy dotyczyły głównie tego, jak zatrzymać Cristiano Ronaldo - zawodnika wówczas 21-letniego, ale już otrzaskanego w meczach reprezentacji (wicemistrz Europy z 2004 r.), świetnie rozwijającego się w Manchesterze United.
Błąd, którego nie da się naprawić
Ronaldo wzbudzał nie tylko przerażenie, ale i... wielkie zainteresowanie płci pięknej. Pod katowickim hotelem Monopol, w którym zatrzymała się portugalska kadra, czatowały polskie fanki, licząc na autograf czy zdjęcie przystojnego gwiazdora. Prośby o pamiątkową fotkę Ronaldo usłyszał także na Stadionie Śląskim.
- Moja córka raczej nie lubi zdjęć, ale wtedy - mając osiem czy dziewięć lat - fajnie zapozowała z Ronaldo - mówi nam Marek Szczerbowski, ówczesny dyrektor chorzowskiego stadionu. - W perspektywie tego, co pisze się i mówi obecnie o Cristiano Ronaldo w mediach, to zdjęcie jest już... "niebezpieczne" - dodaje, nawiązując do problemów piłkarza, który jest oskarżany przez pewną Amerykankę o gwałt w 2009 r.
O zdjęcie córki z Ronaldo starał się także Henryk Bąk, wieloletni pracownik Stadionu Śląskiego, w 2006 r. kierownik działu organizacji imprez i marketingu. Wszystko szło doskonale.
- Udało mi się wyciągnąć Ronaldo z szatni. Pamiętam, że Nuno Gomes zażartował, dlaczego nie chcę zdjęcia z nim, tylko z Cristiano. Ronaldo grzecznie poczekał, przyprowadziłem córkę. Później, trochę egoistycznie, poprosiłem jednego z kolegów, żeby także mnie zrobił zdjęcie - relacjonuje Henryk Bąk.
Zadowoleni z cennej pamiątki chcieli zobaczyć fotografie. Przeżyli wówczas mały szok. - Okazało się, że w aparacie były ustawienia do zdjęć w ruchu. Córa do dziś nie może mi wybaczyć, że zdjęcia wyszły totalnie zamazane. Obiecałem jej, że stanę na uszach, żeby naprawić ten błąd. Gdy pojawiła się informacja, że mecz z Portugalią w Lidze Narodów odbędzie się na Stadionie Śląskim, skontaktowałem się z zaprzyjaźnionym przedstawicielem federacji portugalskiej. Niestety Cristiano do Chorzowa nie przyjechał. Córka - dziś już dojrzała, piękna kobieta - zrozumiała to, ale żal w jej sercu pozostaje - uśmiecha się Bąk.
Brylanciki Cristiano, paluszki Deco
Skoro mowa o Ronaldo, Portugalczyk stał się inspiracją do wprowadzenia pewnego rozwiązania na Stadionie Śląskim, który był wówczas w trakcie modernizacji. Na meczu z 2006 r. piłkarze obu drużyn przebierali się jeszcze w szatniach w części hotelowej. Jesienią 2007 r. - przed meczem z Belgią, kończącym eliminacje Euro 2008 - do użytku zostały oddane nowoczesne szatnie. Każdy zawodnik ma w niej szafkę zamykaną na klucz. - Taki sejfik - mówi Henryk Bąk, precyzując, jaki udział ma w tym Ronaldo.
Portugalczyk na początku kariery nosił kolczyki. Założył je nawet podczas treningu na Stadionie Śląskim. - Cristiano błyszczał wtedy brylancikami w uszach. Wiadomo było jednak, że nie będzie mógł w nich zagrać, bo nie pozwalają na to przepisy. Padło hasło, że na przyszłość piłkarze muszą mieć sejfy, w których skryją posiadane przez nich dobra. I tak zaprojektowano ten fragment szatni - dodaje były kierownik działu organizacji imprez i marketingu Stadionu Śląskiego.
Marek Szczerbowski przywołuje inne obrazki sprzed pamiętnego spotkania w "Kotle Czarownic". - Pamiętam trenera Scolariego, chodzącego po Stadionie Śląskim w zielonym dresie i szukającego sali konferencyjnej. Z kolei Deco, pomocnik reprezentacji Portugalii, wyszedł na przedmeczowy trening z... paczką paluszków w plastikowym kubku. Zamiast trenować, zajadał te paluszki - śmieje się Szczerbowski.
Być może Deco sądził, że na drugi dzień schrupie także Polaków. Ale to, co wydarzyło się 11 października 2006 r., do dziś wywołuje ogromne emocje. Drużyna Beenhakkera w pełni zasłużenie pokonała czwarty zespół świata, po dwóch golach Euzebiusza Smolarka. Wygrała 2:1, choć równie dobrze mogło być 3:0 czy 4:0. A wszystko to przy fantastycznym dopingu ponad 40-tysięcznej widowni.
Debiut przed duże D
- Gdybyśmy mieli przeanalizować ponad 60 lat Stadionu Śląskiego i wybrać najlepsze mecze, to ten bezwzględnie musiałby się znaleźć w takim zestawieniu. Był to mecz o punkty, a nie towarzyski. I przede wszystkim mecz niezwykły. Kibice stworzyli niepowtarzalną atmosferę - przypomina Adam Pawlicki.
Dla niego był to wieczór pełen stresu. Debiutował w roli spikera na meczu reprezentacji Polski w Chorzowie. Odpowiedzialność spoczywała na jego barkach. - Wcześniej miałem okazję pomagać starszym kolegom, m.in. Jerzemu Górze. Mecz z Portugalią był pierwszym, kiedy sam tym wszystkim dowodziłem. To było duże wyzwanie. We dwójkę z Wojciechem Krzystankiem układaliśmy cały scenariusz, który dziś na meczach kadry przygotowuje cały sztab. Musieliśmy zagospodarować czas już na dwie godziny przed meczem. Złapać kontakt z ludźmi i się z nimi bawić - wspomina.
Satysfakcja ze spikerskiego debiutu była jednak ogromna. - Trafiło mi się coś wielkiego. Po pierwsze, jubileuszowy, 50. mecz reprezentacji na Stadionie Śląskim. Po drugie, wspaniała wygrana. Wymieniałem imię Smolarka. Ryk stadionu, niepowtarzalne uczucie. Każdemu spikerowi życzę, żeby miał okazję przeżyć coś takiego - dodaje Pawlicki, obecnie kierownik działu komunikacji społecznej Stadionu Śląskiego.
- Pamiętam, że zaraz po meczu miałem udzielić wywiadu dla telewizji. Portugalczycy w doliczonym czasie gry strzelili gola. Nie wiedziałem, co mam zrobić: czy oglądać końcówkę, czy iść na ten wywiad. Przeszły mi ciarki po tym meczu. Przeżyliśmy coś w rodzaju euforii - wspomina Marek Szczerbowski, ówczesny dyrektor stadionu w Chorzowie.
W zupełnie innym nastroju byli piłkarze Luiza Felipe Scolariego. Maciej Żurawski przypomniał niedawno, że Portugalczycy nie chcieli się wymienić koszulkami z Polakami. Henryk Bąk, który jest kolekcjonerem piłkarskich trykotów, zdołał jednak powiększyć swoje zbiory. - Dogadaliśmy się z dyrektorem technicznym reprezentacji Portugalii, który także ma duszę kolekcjonerską. Dostałem od niego koszulkę z wymalowaną czy wydrukowaną datą oraz flagami, więc niezaprzeczalnie jest ona przypisana do tego spotkania. Nie będę jednak mówił, że ją z kogoś ściągnąłem. Nie zapachniała potem. Prawdopodobnie była z puli koszulek rezerwowych - wyjaśnia Henryk Bąk.
Równo dwanaście lat po tamtych wydarzeniach obie ekipy ponownie spotkają się na Stadionie Śląskim. - Znowu 2:1? Bierzemy w ciemno! - zgodnie podkreślają na koniec moi rozmówcy związani z chorzowską areną.
Przegrali 2-3.