Korona Kielce - lepiej nie chodzić w klapkach

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Gino Lettieri
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Gino Lettieri
zdjęcie autora artykułu

Rewelacja. Tak należy określić, to co na obecnym etapie sezonu pokazuje Korona Kielce. Budowniczy świetnych wyników? Gino Lettieri. Ten sam, który wszedł do klubu niczym słoń do składu porcelany.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy Włoch pojawił się w stolicy woj. świętokrzyskiego, nie było dnia bez sensacyjnych doniesień z Kielc. Znacznie bliżej było mu wtedy do napisania poradnika "Jak rozwalić piłkarską szatnię w 7 dni" niż do 6. miejsca w tabeli Lotto Ekstraklasy. No bo przecież wszyscy pamiętamy, jak bardzo nie po drodze było jego metodom szkoleniowym z oczekiwaniami piłkarzy. Do tego wszystkiego klapki. Wtedy nieszczęsne, bo to właśnie w związku z "aferą obuwniczą" z Koroną pożegnał się jeden z jej najlepszych graczy, Miguel Palanca. Dziś już jednak wiemy, że klapki stały się symbolem zmian. I to zmian na lepsze.

Mylili się wszyscy. Eksperci, niektórzy kibice, dziennikarze. W tym również ja. Rewolucja w szatni, zmiany własnościowe, sprowadzenie grupy nieznanych zawodników i fatalna atmosfera, z rozbitym w drobny mak zaufaniem do Gino Lettieriego - to wszystko przypominało idealny przepis na katastrofę.

Zamiast bicia na alarm, jest ogromny szok. Kielczanie mają w swoim dorobku 22 punkty, plasują się w górnej połówce i z każdym kolejnym występem udowadniają, że o przypadku nie może być mowy. Gdy podczas przedsezonowych przygotowań zawodnicy nabijali kolejne kilometry, biegając po lasach, wielu zastanawiało się do czego to doprowadzi. Odpowiedź przyszła szybko. Do zbudowania najbardziej wybieganej drużyny w lidze. Nikt nie przemierza tylu kilometrów podczas meczów, co koroniarze. Gdy inni oddychają rękawami, "gang Gino" doskakuje i robi swoje; wymienia masę podań, oddaje niespotykaną wcześniej liczbę strzałów. I zaskakuje. Podobnie jak trener Lettieri.

Gdy pytano o niego niemieckich dziennikarzy, ich opinie można było określić krótko: nie była to laurka. 50-latek zdawał sobie sprawę, że wejście do Korony miał bardzo złe. Ale z czasem zaczął pokazywać prawdziwą twarz. Zyskał szacunek podopiecznych i nie tylko. Teraz już wiemy, że to człowiek skupiony na obowiązkach, nastawiony, jak sam często podkreśla, na wygrywanie każdego spotkania, lecz przede wszystkim facet z dystansem do siebie - dowód na poniższym "tweecie".

Korona za swoje wyniki chwalona jest praktycznie co roku. Tak samo jak co roku jest skazywana na spadek. Obecnie bardziej zasadne pytanie brzmi, czy i kiedy scyzoryki wskoczą na podium? Bo przecież jest to jak najbardziej możliwe. I to już w najbliższy piątek (domowy mecz ze Śląskiem Wrocław). Seria czterech zwycięstw z rzędu na własnym stadionie, odwrócenie rezultatu w Zabrzu (z 1:3 na 3:3), pokonanie Zagłębia Lubin w pierwszym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski (w mocno okrojonym składzie) i w końcu poniedziałkowa demolka w Gdańsku. 5:0! To po prostu musi budzić szacunek.

Jedni powiedzą, że to wpływ szczęścia, dramatycznej postawy Lechii. Zgoda. Ale nie byłoby tego, gdyby nie determinacja Korony. Ten zespół nie obawia się wyjazdu poza własny obiekt, jak bywało przez lata. Teraz jest pomysł, dokładna realizacja i sensacyjny efekt. I przede wszystkim odpowiedni wykonawcy: Bartosz Rymaniak - kiedyś obśmiewany, a teraz przez wielu coraz mocniej wpychany do reprezentacji - Jakub Żubrowski - bodaj największy talent klubu - Goran Cvijanović - potrafiący poderwać kolegów i zaskoczyć groźnym uderzeniem z dystansu - Mateusz Możdżeń - straszący rzutami wolnymi - czy Maciej Gostomski - cierpliwie czekał na swoją szansę i udowadnia, że można na mim polegać.

Korona Kielce to w tym sezonie już nie tylko niepowtarzalna atmosfera, to też jakość i gwarant emocji, bardzo nieprzewidywalnych w kontekście tego zespołu, ale to już przecież norma.

I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od klapków...

Sebastian Najman

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: