Był 13 października 2007 roku. Jesienna pogoda dawała się już we znaki. Mimo wszystko 13 tysięcy kibiców pojawiło się na starym obiekcie Legii przy Łazienkowskiej, by dopingować piłkarzy Leo Beenhakkera w walce o awans do Euro 2008.
Mecz z Kazachstanem miał być łatwą przeprawą, ale od początku spotkania gra Biało-Czerwonych się nie kleiła. Jakby tego było mało, w 20 minucie niepilnowany Dmitrij Biakow dał gościom sensacyjnie prowadzenie. W grze Polaków widać było sporą nerwowość. Brakowało dokładności, narzucenia rywalom swojego stylu gry, kombinacyjnych akcji. W efekcie schodzących do szatni piłkarzy żegnały gwizdy.
Kibice nie tracili nadziei, ale pierwsza połowa nie zwiastowała dobrego rezultatu. W 48 minucie doszło do niespotykanej sytuacji. Jednocześnie zgasły wszystkie cztery jupitery i na stadionie Legii zapanowały egipskie ciemności.
Jak się okazało, winny takiej sytuacji był przepalony kabel, pamiętający jeszcze lata 60. XX wieku. Awaria nastąpiła w jednej rozdzielni, ale odcięła dopływ energii do obu. Pracownicy techniczni przystąpili do wyścigu z czasem. Wymieniono uszkodzony kabel zasilający. Później trzeba było jeszcze poczekać aż lampy na masztach się ochłodzą. Dopiero wówczas można było ponownie włączyć zasilanie.
ZOBACZ WIDEO Adam Nawałka: Dobrze, że gramy szybko. Nie ma czasu na rozmyślanie
UEFA ma wypracowane procedury na tego typu zdarzenia. Organizatorzy mieli pół godziny na opanowanie sytuacji. Gdyby im się nie udało, spotkanie zostałoby przełożone na kolejny dzień. Zdążyli. Prace zajęły 27 minut.
Przez niespełna pół godziny oczekiwania kibice dość mocno zmarzli, a w tych czasach na stadionie przy Łazienkowskiej nie było możliwości kupienia choćby ciepłej herbaty. Jeszcze trudniejsze zadanie czekało piłkarzy, którzy musieli być cały czas rozgrzani, by ograniczyć ryzyko ewentualnego urazu i być w stanie kontynuować grę na najwyższych obrotach. Z tym zadaniem zdecydowanie lepiej poradzili sobie Polacy.
W 55 minucie, siedem minut po wznowieniu gry, po jednej z kontr piłkę dostał niepilnowany Euzebiusz Smolarek i technicznym strzałem zza pola karnego przelobował Dawida Loriję. Dziewięć minut później Ebi wykorzystał złe ustawienie Kazachów i po rzucie rożnym dał Polakom prowadzenie.
Kibice ledwo zdążyli skandować nazwisko Smolarka, a ten po kolejnym kontrataku gospodarzy skompletował hat-tricka. Biało-Czerwoni wywalczyli niezwykle cenne trzy punkty, a ponad miesiąc później w obecności 47 tys. widzów na Stadionie Śląskim w Chorzowie pokonali Belgię 2:0 (po dwóch golach Smolarka) i zapewnili sobie awans na Euro 2008. Polacy wygrali rywalizację w grupie A z 28 punktami. Drugie miejsce zajęła Portugalia, która wywalczyła jeden punkt mniej.
Jednym z kluczowych momentów eliminacji była niespodziewana awaria na Łazienkowskiej. - To była zwykła awaria, którą można określić jedynie jako złośliwość przedmiotów martwych. Jaki byłby wynik, gdyby światło nie zgasło? Tego się nigdy nie dowiemy - mówił tuż po tym spotkaniu ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz.
Od meczu z 2007 roku w polskiej piłce zmieniło się wiele. Na Łazienkowskiej stoi zupełnie nowy obiekt, reprezentacja Polski zagrała po raz pierwszy na Euro (2008), cztery lata później była współgospodarzem mistrzostw Starego Kontynentu, a przed rokiem na boiskach we Francji po raz pierwszy w historii osiągnęła ćwierćfinał imprezy.
Po dziesięciu latach Polska ponownie podejmie Kazachstan. Tym razem uczyni to na nowoczesnym PGE Narodowym, na którym zasiądzie kilkadziesiąt tysięcy widzów. Przystąpi do tego meczu w roli lidera grupy E, jako piąta drużyna rankingu FIFA i z kapitanem Robertem Lewandowskim, jednym z najlepszych napastników świata. Awarii na pewno nie będzie. Rzecznik prasowy PZPN Jakub Kwiatkowski zapewnił, że na arenie poniedziałkowego meczu eliminacji MŚ 2018 funkcjonuje zaawansowany system zasilania, który nie dopuści do powtórki sytuacji z października 2007 roku. Polska piłka przez ostatnie dziesięć lat przeszła naprawdę długą drogę.