Wywalczenie trzech punktów w konfrontacji z "Niebieskimi" pozwoli piłkarzom Korony pozostać w grze o grupę mistrzowską. W kieleckiej szatni panuje mobilizacja, ale Ilijan Micanski stara się nie podgrzewać atmosfery. - W poprzednim tygodniu też był najważniejszy mecz, za tydzień też będzie, dla nas każde spotkanie jest najważniejsze - przekonuje.
Zawodnicy Macieja Bartoszka znajdowaliby się w jeszcze lepszej sytuacji, gdyby udało im się wywalczyć chociaż remis we Wrocławiu. Skończyło się jednak porażką 0:3 i zmarnowaną "setką" Micanskiego. Gdyby Bułgar trafił do pustej bramki, mecz z pewnością potoczyłby się inaczej. - Życie się nie skończyło, dalej myślę pozytywnie, tak jak cały zespół. Wiadomo, że było ciężko tak mnie, jak i całej drużynie. Myślę, że potrzebuje trochę więcej klasy, żeby strzelić taką bramkę. Tak to jest czasami w piłce. Każdy w drużynie musi pokazać więcej i będziemy wyglądali lepiej.
Przed tygodniem były gracz KGHM Zagłębia opuścił boisko w 65. minucie. Pojawiły się wówczas głosy, że nie wytrzymał fizycznie. Jak w takim razie jest z jego formą? - Jest nas 25 chłopaków, więc musi też ktoś inny grać. Fizycznie czuję się dużo lepiej i nie mam z tym problemów - wyjaśnia.
Trochę inaczej sytuacja wygląda ze wspomnianą już wcześniej skutecznością. Po dobrym otwarciu roku i zdobyciu trzech goli, teraz cierpliwość Micanskiego została wystawiona na próbę. - Napastnikowi po meczu, w którym nie strzelił nie jest dobrze. Najważniejsze jest jednak pozytywne myślenie, że za tydzień też jest mecz.
Koronę czeka w poniedziałek wymagający pojedynek z rywalem, który łatwo nie odpuści. 31-latek liczy, że pomoże swojej drużynie. Doskonale wie także, co pozwoli osiągnąć korzystny rezultat. - Jakby była taka jakość jak przeciwko Wiśle Płock (4:2 - przyp. red.), to nie będę się martwił - kończy.
ZOBACZ WIDEO Stracona szansa i sensacyjna porażka Barcelony - zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]