Przeglądając fora internetowe kibiców Swansea City, nie sposób nie odnieść wrażenia, że tworzy się obraz drużyny z hukiem spadającej do The Championship. W całej tej zawierusze znajduje się Łukasz Fabiański. Szkoda mi "Fabiana", ponieważ on ze swojej pracy wywiązuje się bardzo dobrze, ale obrona Swansea w tym sezonie nie jest jak szwajcarski ser, ale jak wyrwa w tamie, której nie da się już załatać
Chociaż jest grudzień i do końca sezonu pozostało jeszcze wiele meczów do rozegrania, a casus Leicester City sprzed dwóch lat nakazuje zachowywać wiarę, spokój i rozsądek, to na Liberty Stadium coś się zburzyło. Drużyna, którą tak świetnie operowała piłką za kadencji Brendana Rodgersa czy później Michela Laudrupa, regularnie zaczyna pikować w czarną otchłań.
Punktem zwrotnym było zwolnienie Gary'ego Monka, który doskonale rozumiał klimat tego klubu, a kilka potknięć nie powinno decydować o jego losie. Od tamtego czasu zaczęły się problemy i chaos w szeregach Swansea.
ZOBACZ WIDEO Zobacz fenomenalną bramkę Grosickiego! Gol sezonu? [ZDJĘCIA ELEVEN]
Te rozgrywki są kumulacją nieszczęść. Fatalne wejście w sezon i kiepska seria zaprowadziła Łabędzie na dół tabeli. O ile jeszcze Francesco Guidolin był w stanie wykrzesać coś z drużyny, tak jego zmiennik Bob Bradley powinien dostać bilet do USA tylko w jedną stronę - tak twierdzą kibice Swansea, którzy po kilku tygodniach pracy Amerykanina nie dają mu żadnego wsparcia. Nie da się znaleźć choćby jednego wpisu: "dajmy mu więcej czasu".
Sytuacja jest patowa. Właścicielami Swansea są Amerykanie, a Bradley miał być wizytówką. Zwolnić go po dwóch miesiącach pracy w Premier League to strzał w stopę własnej filozofii.
Niestety, za 2-3 lata nikt nie będzie pamiętał, że najgorszy bilans w lidze pod względem straconych goli to nie była wina Fabiańskiego. Polak za mecz z Tottenhamem Hotspur zebrał najlepszą ocenę (wśród piłkarzy Swansea) od dziennikarzy Sky Sports - "siódemkę" (skala 1-10). Szczerze to nie pamiętam, żeby którykolwiek bramkarz zebrał tak dobrą notę w momencie, gdy traci w jednym meczu aż pięć goli.
Bartosz Zimkowski