Jagiellonia - Legia: kanonada w doliczonym czasie! Dojrzałość mistrza wzięła górę.

PAP / Artur Reszko
PAP / Artur Reszko

Hit 16. kolejki Lotto Ekstraklasy dla Legii Warszawa. Mistrz Polski wygrał na boisku liderującej Jagiellonii Białystok 4:1. Aż 3 gole padły w doliczonym czasie gry.

Po raz pierwszy w tym sezonie grając przed własną publicznością Jagiellonia nie rzuciła się na rywala. Legia to Legia. Był respekt. Mistrz również go czuł. Kiedy naprzeciwko siebie stają lider i najlepszy zespół minionego sezonu nie ma mowy o grze hurra do przodu. To nie miejsce na wesoły futbol. Z obu stron mieliśmy więc badanie sił.

Pierwszy raz groźniej zrobiło się dopiero po faulu Jacka Góralskiego. Świeżo upieczony reprezentant Polski dość lekkomyślnie przewrócił przeciwnika przed własnym polem karnym. Guilherme uderzył dobrze, nad murem, w prawy górny róg, ale Marian Kelemen w widowiskowy sposób odbił piłkę na rzut rożny.

Jagiellonia szukała gola po dośrodkowaniach ze skrzydeł. Dwukrotnie była nawet bliska powodzenia, ale za każdym razem prowadzący zawody sędzia z Torunia odgwizdywał faule na bramkarzu. Nie mylił się. Nieomylny był również Michał Pazdan. Wystąpił przy Słonecznej pierwszy raz odkąd odszedł do Legii. Nie został mile powitany, ale nie speszył się. "Czyścił" wszystko co było w jego zasięgu. Grał swoje.

W pierwszej połowie żadna ze stron nie zasłużyła na prowadzenie. Gol jednak padł. Obrońcy gospodarzy przysnęli po krótko rozegranym rzucie rożnym i stało się. Vadis Odjidja-Ofoe do Miroslava Radovicia, a ten odszukał w polu karnym Guilherme. Brazylijczyk huknął bez przyjęcia, a piłka po rękach bramkarza ugrzęzła w siatce. Legia zdobyła przed przerwą to co chciała.

ZOBACZ WIDEO Świetny rok Nawałki. "Dobrze, że to Polak, w końcu nie musimy mieć kompleksów"

Po przerwie białostoczanie pojawili się na murawie jako pierwsi. Wbiegli na nią z animuszem, zapewne mając jeszcze w uszach mobilizujące słowa Michała Probierza. Strata jednego gola to przecież nie tragedia. Chęci były, ale Jagiellonia nie miała tego dnia pomysłu na grę. Cieniem samego siebie był Konstantin Vassiljev, zmieniony już w 57. minucie. Wiele strat notował Fiodor Cernych. Przemysław Frankowski nie był tym dynamicznym skrzydłowym, który w każdym meczu daje w kość rywalom. Legia rozbijała ataki "Jagi" jeden po drugim. To był dojrzały futbol.

W 62. minucie białostocki stadion zamilkł po raz drugi. Książkowa akcja Legii rozegrana prawym skrzydłem. Michał Kopczyński idealnie zagrał na 13. metr, gdzie strzałem nie do obrony popisał się Odjidja-Ofoe.

Kolejny cios nie zwalił Jagiellonii z nóg. Nadal ambitnie próbowała, ale brakowało jakości. Piłkarze walczyli, Michał Probierz wychodził z siebie przy linii bocznej, ale piłka do stołecznej bramki wpadać nie chciała. W doliczonym czasie padły jednak aż 3 gole! Najpierw Aleksandar Prijović, później Taras Romanczuk, a na koniec Michał Kucharczyk. Oj działo się tuż przed końcowym gwizdkiem.

Lider został rozbity. Legia udowodniła, że trudny czas to przeszłość. Nikt już nie ma wątpliwości, że pościg za czołówką trwa w najlepsze.

Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa 1:4 (0:1)
0:1 - Guilherme 39'
0:2 - Vadis Odjidja-Ofoe 62'
0:3 - Aleksandar Prijović 90'
1:3 - Taras Romanczuk 90+2'
1:4 - Michał Kucharczyk 90+3'

Składy:

Jagiellonia Białystok: Marian Kelemen - Rafał Grzyb, Ivan Runje, Gutieri Tomelin, Piotr Tomasik, Jacek Góralski (57' Damian Szymański), Taras Romanczuk, Przemysław Frankowski (74' Przemysław Mystkowski), Dmytro Chomczenowskyj, Konstantin Vassiljev (57' Karol Świderski), Fiodor Cernych.

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Jakub Rzeźniczak, Michał Pazdan, Adam Hlousek, Waleri Kazaiszwili (65' Michał Kucharczyk), Michał Kopczyński, Vadis Odjidja-Ofoe, Guilherme, Miroslav Radović (86' Kasper Hamalainen), Nemanja Nikolić (76' Aleksandar Prijović).

Żółte kartki: Góralski, Mystkowski (Jagiellonia) oraz Kopczyński (Legia).

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).

Widzów: 18 765.

Dominik Polesiński z Białegostoku

Źródło artykułu: