Czytaj w "PN": Jak Valencia szukała nowego trenera. Chcieć, umieć i móc

PAP/EPA / EPA/Juan Carlos Cardenas
PAP/EPA / EPA/Juan Carlos Cardenas

- I to ma być, do diabła, raj mój dobry Boże? Ten nie chce, ten nie umie, a tamten nie może! - żaliła się Ewa w sztuce Jana Sztaudyngera. "Jak zwykle wszystko winą jest Amora". - dokładnie tak było ostatnio z trenerami w Valencii.

W tym artykule dowiesz się o:

Inni, a są ich tysiące, marzą o takiej propozycji po nocach, a on, Salvador Gonzalez - Voro, proszony, błagany, zachęcany, lekko nawet przymuszany, za nic w świecie nie chciał zostać na stałe trenerem Valencii. - Mam swoje powody - mówił i więcej niczego nie wyjaśniał. Taka sytuacja mogła zdarzyć się tylko w tym szalonym klubie, w którym zawsze wszystko jest inaczej niż gdzie indziej.

Paco nie umie

Zastanawiające jest, jak znikomy procent wieloletnich drugich trenerów robi potem karierę jako samodzielni szkoleniowcy. Większość nawet nie próbuje, wiedząc, że choć różnica wydaje się mała, to w istocie rzeczy jest olbrzymia. Co innego podpowiadać, nawet trafnie, pierwszemu, a co innego samodzielnie selekcjonować swoje pomysły i wybrane kierować do realizacji. Niektórzy jednak uważają, że dadzą radę, zwłaszcza jeżeli mają świetny kontakt z piłkarzami, czują ich poparcie. Potem jednak okazuje się, że brakuje im kwalifikacji menedżerskich, a może także intelektualnych, by samodzielnie dowodzić projektem. I robi on klapę.

To jest właśnie przypadek Paco Ayestarana, który objął zespół Che po jeszcze bardziej nieudacznym Garym Neville'u. Z początku poprawił wyniki, ale do obecnego sezonu wystartował fatalnie, a dodatkowo po każdej z czterech porażek powtarzał, że gra była lepsza od wyniku. Tymczasem wręcz przeciwnie - była ona coraz gorsza. Piłkarze go cały czas lubili, ale przestawali cenić, bo na pytania: dlaczego przegrywamy, nie potrafił wydusić odpowiedzi. No więc w końcu mu podziękowano.

Voro nie chce

Voro to ikona Valencii, kierownik drużyny - choć obowiązki hiszpańskiego delegado są znacznie szersze niż te, jakie w Polsce pełni kiero. Jako dziecko chodził na Mestalla kibicować drużynie, potem spędził w niej większość piłkarskiej kariery, grając na pozycji stopera, a następnie trenował młodzież i rezerwy. Ale ten fach mu nie odpowiadał, więc w 2005 roku osiadł na stanowisku delegado. Trzykrotnie obejmował zespół w sytuacji kryzysowej, za każdym razem wyprowadzając na prostą (patrz ramka), a teraz przyszło to zrobić po raz czwarty. - Otrzymałem takie polecenie służbowe i musiałem się mu podporządkować - wyjaśnił.

ZOBACZ WIDEO: Legia chciała zatrudnić Piotra Nowaka. "Nie da się go podkupić"

Najpierw miał to być jeden mecz, potem dwa, a kiedy wygrał oba, szefowie zadecydowali, że musi poprowadzić zespół jeszcze raz, w spotkaniu przeciwko Atletico. Nie ma bowiem sensu zatrudniać w pośpiechu nowego trenera przed przerwą na mecze reprezentacji.

Bilans Voro w Primera Division jest znakomity: sześć zwycięstw, jeden remis i jedna porażka (nie wliczając potyczki z Atleti). Tak punktując Valencia grałaby co roku w Lidze Mistrzów. No ale Voro nie chce i już.

(…)

Leszek Orłowski

Źródło artykułu: