Rozwój: Nie ma tygodnia, by Arek nie przesyłał do klubu sprzętu dla dzieciaków

Materiały prasowe / Fot. Samsung Galaxy S7 Edge
Materiały prasowe / Fot. Samsung Galaxy S7 Edge

Kładąc stopy na neapolitańskiej ziemi, Arkadiusz Milik podjął wyzwanie z kategorii naj. W mieście pełnym ekstremistycznych fanów i wygórowanych ambicji będzie walczył o wymazanie ze społecznej świadomości Gonzalo Higuaina.

Kibicują mu wszyscy. Zwłaszcza przyjaciele z Rozwoju Katowice. To pierwszy klub reprezentanta Polski i największy po Ajaksie Amsterdam beneficjent rekordowego transferu. - Jesteśmy szczęśliwi, bo otrzymamy około trzech milionów złotych. To suma przekraczająca nasz roczny budżet. Dzięki niej będziemy mogli istnieć - zdradza w rozmowie z WP SportoweFakty Zbigniew Waśkiewicz, prezes klubu. - Wstyd mówić, ale nasze potrzeby są podstawowe. Nie myślimy o fanaberiach i planach na przebudowę stadionu czy boisk treningowych. Potrzebujemy pieniędzy na sprzęt dla zawodników i wodę do picia - dodaje Marcin Nowak, kierownik Rozwoju. - Bez transferu Arka nie wiedzielibyśmy co robić.

Fot. Samsung Galaxy S7 Edge (więcej o Galaxy S7)

Klub wpadł w tarapaty finansowe po wycofaniu się ze sponsoringu Katowickiego Holdingu Węglowego. Skromne są też miejskie dotacje, bo z publicznych pieniędzy korzysta głownie GKS. W styczniu dla pierwszoligowego wówczas Rozwoju (w czerwcu beniaminek spadł do II ligi) władze Katowic przekazały 500 tys zł. 170 tys. dołożono na szkolenie młodzieży. Dla porównania wyszkolenie zaledwie jednego piłkarza od 6 do 17 roku życia to koszy około 100 tys zł. Tak twierdzą w Rozwoju. W Barcelonie oszacowano tą sumę na kilka milionów euro.

O kwocie blisko trzech milionów złotych, która zasili konto II-ligowca decydują przepisy FIFA. - Uważanie je analizowałem. To zaplanowane posunięcie, które ratuje wiele małych klubów w różnych częściach świata. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że wyszkolenie światowej klasy piłkarza wymaga jednoczesnego trenowania dziesiątek, setek, a może nawet tysięcy innych dzieci. Tylko jednostki przebijają się do potężnych klubów i rozbitą wielkie kariery. Czasami w kilku pokoleniach nie trafia się ani jedna perła. FIFA to rozumie i jasno określa jaki procent z transferu powinien trafić na konta wcześniejszych klubów - mówi Marcin Nowak, który w Rozwoju ma opinię człowieka-instytucji. Zgodnie z przepisami drużyny, w których zawodnik zarejestrowany był między 12 a 23 rokiem życia, otrzymują określony procent z transferu. Między 12 a 15 to 0.25 proc. sumy za każdy sezon i 0,5 proc w kolejnych latach. Rozwój otrzyma 2 proc. (4 razy 0,25 proc. oraz 2 razy 0,5 proc.). Na przenosinach Milika do Neapolu zarobią także Górnik Zabrze i Bayer Leverkusen. Dla porównania Piast Gliwice zarobił na transferze Kamila Glika do AS Monaco 500 tys. zł.

"Uwielbiał Ronaldo, naśladował jego ruchy"

Milik trafił do klubu Kopalni Wujek, bo był niesfornym dzieckiem i sprawiał problemy wychowawcze. Nikt dziś głośno o tym nie mówi, ale jego szczeniacka zabawa w piromana omal nie skończyła się tragicznie. - Arek miał mnóstwo energii i musieliśmy ją jakoś spożytkować. Futbol był najrozsądniejszym i najprostszym wyjściem - wspomina Łukasz, brat reprezentanta Polski. To dzięki jego znajomości ze Sławomirem Mogilanem, trenerem grup młodzieżowych w Rozwoju Katowice, 7 - latek dotarł na stadion na ulicy Zgody w Katowicach - Wcześniej grywał z nami w piłkę na tyskim osiedlu "N". Był młodszy o kilka lat i bawił się w piaskownicy, ale kiedy brakowało nam jednego do składu, nigdy nie odmawiał. Dorastał w środowisku na wskroś piłkarskim, pełnym pasjonatów. Podobnie jak ja kibicował Manchesterowi United i uwielbiał Cristiano Ronaldo. Do dziś mam malutką koszulkę MU, w której biegał po osiedlu - mówi Łukasz Milik.

Fot. Samsung Galaxy S7 Edge (więcej o Galaxy S7)

Arek dojrzewał wokół kochających go ludzi, ale bez biologicznego taty. - Mój brat był jeszcze dzieckiem, kiedy ojciec nas opuścił. Wybrał towarzystwo kolegów. Potem raz się spotkaliśmy. "Cześć, co słychać" i tyle - wspominał Łukasz Milik w rozmowie z Markiem Wawrzynowskim, dziennikarzem WP SportoweFakty. Przyszły reprezentant Polski przeszedł błyskawiczny kurs dojrzewania. Otaczał się starszymi kolegami, z nimi kopał piłkę, z nimi oglądał mecze i marzył o wielkiej karierze. W Rozwoju trafił do grupy starszej o trzy lata, ale nie miał problemów z przebiciem się do wyjściowego składu, dokopaniem piłki z narożnika boiska w pole karne czy celnymi strzałami z dystansu. Był wyrośniętym, silnym chłopcem. Nie biegał szybciej od innych, nie miał wybitnej techniki, ale parł do przodu nie bacząc na przeciwności losu i szyderstwa ze strony innych ludzi. Kiedy w Rozwoju stworzono grupę rocznika 1994, Mogilan wiedział, że Milik zostanie numerem jeden, a cała drużyna postrachem juniorskich turniejów w Polsce i za granicą. Gdzie się nie pojawiali, nie było na nich mocnych.

"Skorża go nie chciał, Nawałka widział w nim drugiego Lubańskiego"

Z Rozwoju Milik trafił do Górnika Zabrze, choć biły się o niego angielskie kluby, gdzie wyjeżdżał na testy i Legia Warszawa, w której dyrektorem był Marek Jóźwiak. Po latach "Beret" wspominał, że gdyby nie sceptyczne podejście Macieja Skorży, Milik trafiłby do stolicy i został gwiazdą przyszłego mistrza Polski. - Maciek go nie chciał, nie był przekonany. W Zabrzu wszyscy w napięciu czekali tylko, aż powie tak. Adam Nawałka chciał go mieć u siebie za wszelką cenę. Był zachwycony jego warunkami fizycznymi i skalą talentu. Poza tym urodził się w tym samym dniu i miesiącu co Włodek Lubański, a selekcjoner jest chorobliwie przesądny. Czuł, że to jest materiał na wielkiego gracza.

O przeprowadzce do Zabrza zadecydowały względy lokalne i siła perswazji Tomasza Wałdocha, który krótko pracował jako dyrektor Górnika. Milik wybrał 14 - krotnego mistrza Polski i zderzył się z presją porównań do Włodzimierza Lubańskiego. Był wyszydzany, bo długo nie mógł strzelić debiutanckiego gola w Ekstraklasie. Przełamał się dopiero w 18 meczu z Koroną Kielce. To było decydujące starcie. Już nikt nigdy nie krzyknął na stadionie Górnika, by schodził z boiska i się nie kompromitował.

Fot. Samsung Galaxy S7 Edge (więcej o Galaxy S7)

Odkąd Milik trafił do Zabrza, presja i walka o pierwszy skład stały się jego codzienną rutyną. W Bayerze Leverksuen przeżył brutalne zderzenie z inną rzeczywistością piłkarską, trafił też do klubu, w którym nikt nie miał dla niego czasu. Dopiero w Ajaxie Amsterdam zawładnął sercami kibiców, zaczął regularnie grać i strzelać gole. Osiągał lepsze wyniki niż Zlatan Ibrahimović i był statystycznie lepszy nawet od Luisa Suareza. Nic więc dziwnego, że poszedł ich śladami i zmienił klub na zdecydowanie mocniejszy.

W Neapolu Milik trafia w sam środek tygla. Ma ukoić pełne nienawiści serca kibiców wicemistrza Włoch, którzy z pianą na ustach przyjęli transfer Gonzalo Higuaina do Juventusu. Znów zderzy się z tysiącami porównań, ale jest już zaprawiony w bojach i doświadczony na tyle, by udźwignąć presję wielkich oczekiwań. Choć Neapol to miasto, w którym można zapomnieć o całym świecie, to reprezentant Polski na pewno nie wymaże z pamięci czasów spędzonych w Rozwoju Katowice i odpowiedzialności za kolejną generację wychowanków. - Nie ma tygodnia, by Arek nie przesyłam nam pudełek ze sprzętem piłkarskim, butami i strojami dla chłopaków. Odwiedza nas bardzo często, zabiera najzdolniejszych na treningi do klubów, w których występuje, zaprasza na międzynarodowe turnieje. Jest naszym, śląskim synkiem i wzorem dla wszystkich, że można. Jesteśmy dumny, że mogliśmy go trenować - kończy Marcin Nowak, kierownik Rozwoju Katowice.

Źródło artykułu: