LM: Derby Madrytu w finale! Real skromny, ale bezdyskusyjnie lepszy od Manchesteru City!

PAP/EPA / EPA/JUAN CARLOS HIDALGO
PAP/EPA / EPA/JUAN CARLOS HIDALGO

W finale Ligi Mistrzów czekają nas derby Madrytu! Real pokonał Manchester City 1:0 i choć nie grzeszył skutecznością, a o jego awansie zdecydował gol samobójczy, to i tak był bezdyskusyjnie lepszy od wicemistrza Anglii, który zawiódł na całej linii.

W pierwszym spotkaniu ekipa Manuela Pellegriniego sprawiała wrażenie zadowolonej z bezbramkowego remisu, co zdaniem wielu obserwatorów było zwyczajnym minimalizmem. Rewanż udowodnił prawdziwość tych słów, bo na Santiago Bernabeu Real był już zdecydowanie groźniejszy, a przede wszystkim nieco konkretniejszy niż w Anglii, gdzie zabrakło mu skuteczności.

Plan taktyczny The Citizens częściowo posypał się już w 9. minucie, gdy kontuzji doznał filar zespołu, Vincent Kompany. Bez Belga defensywa Manchesteru City nie była szczelna i z każdą chwilą Królewscy napędzali jej coraz więcej strachu. Goście "pękli" ostatecznie po 20 minutach gry, choć nie do końca w wyniku własnego błędu, a odważnej decyzji Garetha Bale'a. Walijczyk - mając bardzo ostry kąt - postanowił uderzyć, piłka po drodze musnęła o nogę Fernando i wyszło idealnie, bo przeleciała nad Joe Hartem, wpadając do siatki przy spojeniu słupka z poprzeczką.

Jeden gol nie zadowolił ekipy Zinedine'a Zidane'a, która chciała pójść za ciosem i atakowała nadal. Jej akcjom nie brakowało rozmachu, szwankowało natomiast wykończenie. Real był jednak lepszy i zdecydowanie dominował nad wicemistrzem Anglii. O jego sile w tym spotkaniu najlepiej świadczył fakt, że pierwszoplanową postacią na boisku wcale nie był Cristiano Ronaldo, a to przecież jego powrót po kontuzji był najbardziej oczekiwanym wydarzeniem rewanżu. Dużo częściej w akcjach Królewskich pokazywał się Bale.

Manchester City był w ofensywnie nad wyraz oszczędny. Keylor Navas nie miał wiele pracy, a przed przerwą wyrównaniem zapachniało zaledwie raz - po płaskim strzale Fernandinho z linii pola karnego. Piłka trafiła wtedy w zewnętrzną część słupka, a trybuny Santiago Bernabeu na chwilę zamarły.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Real atakował częściej, groźniej, lecz nie potrafił zadać drugiego ciosu. W znakomitych sytuacjach pojedynki z Hartem przegrywali Luka Modrić i Ronaldo, zaś w 64. minucie w słupek trafił Bale.

Królewscy razili nieskutecznością, a Obywatele... czekali z podjęciem ryzyka lub byli zwyczajnie bezradni. Po przerwie Manuel Pellegrini wpuścił na boisko Raheema Sterlinga i Kelechiego Iheanacho. Ani oni jednak, ani ci, na których liczono najbardziej, czyli Kevin De Bruyne i Sergio Aguero nie potrafili poważniej zagrozić przeciwnikowi, choć Argentyńczyk mógł w końcówce zostać bohaterem. Widząc bezowocne próby rozegrania w swojej drużynie, oddał strzał z dystansu i do szczęścia zabrakło mu niewiele, bo piłka zatrzymała się na górnej siatce.

Największym problemem gospodarzy było zbyt niskie prowadzenie. Podopieczni Zinedine'a Zidane'a - będąc zespołem bezdyskusyjnie lepszym - cały czas prowadzili tylko 1:0 i najmniejszy błąd mogli przypłacić brakiem awansu do finału. Mimo niepewności do samego końca ten awans jednak wywalczyli i jest to rozstrzygnięcie jak najbardziej sprawiedliwe.

Wicemistrz Anglii - dysponując przecież bardzo dużym potencjałem w ofensywie - zarówno u siebie, jak i w rewanżu pokazał niewiele i na finał nie zasłużył, choć i tak osiągnął historyczny wynik, bo do tej pory nigdy nie udało mu się znaleźć w najlepszej czwórce Champions League.

Real tymczasem 28 maja zmierzy się na San Siro z Atletico Madryt. Czeka nas zatem powtórka z edycji 2013/2014. Wtedy w Lizbonie Królewscy zwyciężyli po dogrywce 4:1.

Real Madryt - Manchester City 1:0 (1:0)
1:0 - Fernando (sam.) 20'
pierwszy mecz: 0:0, awans: Real Madryt

Składy:

Real Madryt: Keylor Navas - Daniel Carvajal, Sergio Ramos, Pepe, Marcelo, Toni Kroos, Luka Modrić (88' Mateo Kovavić), Isco (67' James Rodriguez), Gareth Bale, Jese Rodriguez (56' Lucas Vazquez), Cristiano Ronaldo.

Manchester City: Joe Hart - Bacary Sagna, Vincent Kompany (10' Eliaquim Mangala), Nicolas Otamendi, Gael Clichy, Fernando, Fernandinho, Kevin De Bruyne, Yaya Toure (61' Raheem Sterling), Jesus Navas (69' Kelechi Iheanacho), Sergio Aguero.

Żółte kartki: Lucas Vazquez (Real Madryt) oraz Kevin De Bruyne, Fernando, Nicolas Otamendi (Manchester City).

Sędzia: Damir Skomina (Słowenia).

ZOBACZ WIDEO Jan Urban: Nawet kibic Legii nie może powiedzieć, że Lech był słabszy (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: