Przy całej sympatii dla zespołu Bernda Storcka nie da się ukryć, że będzie to prawdopodobnie jedna z najsłabszych ekip Euro 2016, a mecz z nią w pierwszej fazie to marzenie każdego uczestnika imprezy, w tym Polski.
Na zwiększenie stawki w mistrzostwach Starego Kontynentu można patrzeć dwojako. Awans takich drużyn jak Islandia, Albania, Walia czy wspomniane Węgry to powiew świeżości i odskocznia od oglądania stale tych samych reprezentacji. Kilka nowych zespołów na pewno jednak nie podniesie poziomu rywalizacji, a raczej go obniży.
Oglądając baraż Norwegów z Węgrami, polscy kibice i dziennikarze szybko doszli do wniosku, że ktokolwiek z tej pary wywalczy awans, będzie wymarzonym rywalem Biało-Czerwonych. Obie ekipy nie pokazały poziomu godnego Euro, lecz przeraźliwie schematyczny i toporny futbol. Skandynawowie starali się wprawdzie prowadzić grę, ale robili to tak bezproduktywnie, że mocno przeciętny rywal - dysponujący niewieloma atutami - bezlitośnie ich wypunktował.
Przez najbliższe pół roku węgierska ekipa prochu już nie wymyśli i nie będzie lepsza niż dziś. Trudno zatem liczyć, by dostosowała się poziomem do większości uczestników mistrzostw Europy.
Są też jednak pozytywne strony. Na tle takich rywali reprezentacja Polski jawi się jako stosunkowo mocna i w nowym, szerszym gronie nikt już raczej nie potraktuje jej jako outsidera. Wzrosną natomiast oczekiwania. Trudno sobie wyobrazić, byśmy powtórzyli klapę z Euro 2012 i nie wygrali ani jednego spotkania. W tym towarzystwie już po prostu nie wypada.
Szymon Mierzyński
#dziejesiewsporcie: bolesna kontuzja zawodnika
Red. Mierzyński... Też bym chciał Węgrów, ale pogodziłem się z tym, że nie zagramy z nimi w grupie. Panu też to radzę. A jeśli n Czytaj całość