Śpiączka w Bełchatowie - relacja z meczu PGE GKS Bełchatów - Podbeskidzie Bielsko-Biała

Podopieczni Marka Zuba przegrali na własnym terenie z ekipą spod Klimczoka i są na najlepszej drodze do spadku z T-Mobile Ekstraklasy.

Gospodarze, którzy w tym roku wygrali zaledwie jeden mecz ligowy (w lutym u siebie z Wisłą Kraków), przystąpili do sobotniego meczu bardzo zdeterminowani, z mocnym nastawieniem przełamania czarnej passy (dziewięć kolejnych meczów bez zwycięstwa i tylko dwa zdobyte w tym czasie punkty).
[ad=rectangle]
Od samego początku spotkania podopieczni Marka Zuba próbowali przejęć inicjatywę i niepokoić defensywę Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale to goście jako pierwsi, już w siódmej minucie, mieli dogodną sytuację i powinni wyjść na prowadzenie. W zamieszaniu po rzucie różnym z najbliższej odległości Dariusza Treli nie był jednak w stanie pokonać Bartosz Śpiączka.

Nie upłynął kwadrans meczu, a ten sam zawodnik ponownie znalazł się sam przed golkiperem Brunatnych i tym razem już się nie pomylił, choć do wyprowadzenia swojego zespołu na prowadzenie potrzebował dwóch strzałów. Najpierw, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Macieja Iwańskiego, uderzył głową, a po chwili wepchnął do bramki niepewnie odbitą przez Trelę piłkę.

Cios okazał się na tyle mocny, że do końca pierwszej połowy piłkarze PGE GKS-u nie byli w stanie się podnieść, choć ruszać do ataku próbowali kilkakrotnie. Żadna z ich akcji nie spowodowała jednak poważnego zagrożenia pod bramką Richarda Zajaca. Większe niebezpieczeństwo stwarzali szybciej operujący piłką przyjezdni. Oba zespoły przede wszystkim grały jednak zbyt nerwowo, co przekładało się na sporo niedokładności i niski poziom widowiska.

Bartosz Śpiączka szybko ostudził zapał gospodarzy
Bartosz Śpiączka szybko ostudził zapał gospodarzy

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Akcje, zwłaszcza skrzydłami, konstruować próbowali miejscowi, w których szeregach pojawił się kreatywny Kamil Wacławczyk, ale to drużyna spod Klimczoka oddawała strzały, sprawdzając refleks Treli.

Bełchatowianie problemy mieli już z pokonywaniem drugiej linii Podbeskidzia, nie wspominając o forsowaniu bardzo szczelnej defensywy rywali, choć z minuty na minutę napór podopiecznych Zuba faktycznie rósł. Ani jednak poszczególne akcje, ani kolejne zmiany (ostatnia w 64. minucie) w zespole z województwa łódzkiego wciąż nie zwiastowały wyrównującej bramki.

Dariusz Kubicki pierwszego rezerwowego do gry wprowadził dopiero na niewiele ponad kwadrans przed końcem, ale manewr ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Dariusz Kołodziej podwyższył bowiem prowadzenie gości już pięć minut po wejściu na boisko, popisując się pięknym, płaskim uderzeniem sprzed pola karnego. Warto dodać, że zawodnik ten zmienił strzelca pierwszej bramki...

Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie, dzięki czemu Podbeskidzie zainkasowało trzy cenne punkty i wróciło na prowadzenie w grupie "spadkowej", a bełchatowianie osunęli się w tej kolejce na ostatnie miejsce w tabeli i będzie im piekielnie trudno uratować ligowy byt.

PGE GKS Bełchatów - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:2 (0:1)
0:1 - Bartosz Śpiączka 13'
0:2 - Dariusz Kołodziej 77'

Składy:

PGE GKS Bełchatów:
Dariusz Trela - Damian Zbozień, Błażej Telichowski, Paweł Baranowski, Mateusz Szymorek - Maciej Małkowski, Damian Szymański, Patryk Rachwał (46' Kamil Wacławczyk), Michał Mak (64' Łukasz Wroński) - Sebastian Olszar (55' Paweł Komołow), Arkadiusz Piech.

Podbeskidzie Bielsko-Biała:
Richard Zajac - Frank Adu, Bartłomiej Konieczny, Kristian Kolcak, Tomasz Górkiewicz - Adam Deja - Damian Chmiel 89' Robert Mazań), Maciej Iwański, Bartosz Śpiączka (73' Dariusz Kołodziej), Marek Sokołowski - Robert Demjan (90+1' Idrissa Cisse).

Żółte kartki: Patryk Rachwał, Damian Szymański, Damian Zbozień (PGE GKS Bełchatów) oraz Bartosz Śpiączka, Bartłomiej Konieczny, Adam Deja (Podbeskidzie Bielsko-Biała).

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).
[event_poll=52055]

Źródło artykułu: