Derbowa batalia przy Bukowej nie była meczem o pietruszkę. Pewna utrzymania GieKSa po serii słabych wyników walczyła o zwycięstwo i honor. GKS Tychy z kolei wciąż poważnie zamieszany był w walkę o utrzymanie w I lidze i tylko zwycięstwo dawało drużynie Jana Żurka spokój przed ostatnią kolejką. Obie ekipy realizacji celu były blisko, ale ostatecznie musiały zadowolić się podziałem punktów.
[ad=rectangle]
Początek meczu nie wskazywał, że w drugim kwadransie pierwszej połowy kibice mogą obejrzeć aż cztery bramki w ciągu nieco ponad dziesięciu minut. Z marazmu pierwsi wyszli katowiczanie, którzy za sprawą kuriozalnego trafienia Kamil Cholerzyński objęli prowadzenie.
Jak padła bramka? Piłkę przejął na lewym skrzydle Krzysztof Wołkowicz, dryblingiem minął dwóch obrońców - jednemu z nich przepuszczając piłkę między nogami - i płasko dograł przed pole karne, gdzie futbolówki dopadł Cholerzyński i lewą nogą technicznie uderzył na bramkę. Piłka nabrała dziwnej rotacji i gdy wydawało się, że przeleci wysoko nad bramką... wpadła za kołnierz Piotrowi Misztalowi.
Niespełna dwie minuty później golkiper tyszan musiał wyciągać piłkę z siatki po raz kolejny. Tym razem do siatki dograną z lewego skrzydła piłkę głową skierował Alan Czerwiński, a rozbity po pierwszym trafieniu Misztal mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem.
Wydawało się wówczas, że mecz zakończy się wysokim zwycięstwem gospodarzy. Nic jednak z tych rzeczy. Równie nieporadny co swój vis a vis okazał się być żegnający się w tym meczu z kibicami z Bukowej Łukasz Budziłek.
W pierwszej kolejności bramkarz, który latem przenosi się do Legia Warszawa dał się pokonać Tomasow Docekalowi, wcześniej nieporadnie interweniując przy dośrodkowaniu Damiana Szczęsnego, a chwilę później Denis Popović zmusił "Budziła" do kapitulacji... strzałem bezpośrednio z rzutu rożnego.
Taki obrót boiskowych wydarzeń dodał gościom skrzydeł. Co prawda ci nie posiadali wyraźnej przewagi, ale nie ustępowali niczym katowiczanom i umieli wykorzystać błędy rywala w defensywie.
Po jednym z nich po nieco ponad godzinie gry GKS Tychy wyszedł na prowadzenie. Piłkę otrzymał wówczas wbiegający w pole karne Mateusz Mączyński, który na placu gry pojawił się raptem kilka chwil wcześniej i w sytuacji sam na sam z Budziłkiem podcinką skierował piłkę do pustej bramki.
Wydawało się, że wówczas, że GieKSa nie zdoła już się podnieść. Uczyniła to niespełna kwadrans przed końcowym gwizdkiem sędziego. Wtenczas po dograniu Czerwińskiego z prawego skrzydła piłka spadła wprost na głowę Tomasza Wróbla, a ten kontrującym do ruchu bramkarza strzałem doprowadził do wyrównania.
Krótko po trafieniu wyrównującym o losach spotkania przesądzić mógł Docekal, ale piłka po jego strzale z pola karnego zatrzymała się na górnej części poprzeczki katowickiej bramki.
GKS Katowice - GKS Tychy 3:3 (2:2)
1:0 - Kamil Cholerzyński 19'
2:0 - Alan Czerwiński 21'
2:1 - Tomas Docekal 24'
2:2 - Denis Popović 30'
2:3 - Mateusz Mączyński 63'
3:3 - Tomasz Wróbel 77'
Skład
:
GKS Katowice: Łukasz Budziłek - Alan Czerwiński (87' Kamil Bętkowski), Adrian Napierała, Mateusz Kamiński, Rafał Pietrzak, Kamil Cholerzyński, Sławomir Duda, Krzysztof Wołkowicz, Dominik Sadzawicki, Rafał Figiel (67' Tomasz Wróbel), Michał Zieliński (72' Paweł Szołtys).
GKS Tychy: Piotr Misztal, Mateusz Grzybek (82' Marcel Gąsior), Tomasz Balul, Mariusz Masternak, Adrian Chomiuk, Damian Szczęsny, Mariusz Zganiacz, Ivica Zunic, Marcin Wodecki (36' Mateusz Mączyński), Denis Popović, Tomas Docekal (85' Pavol Ruskovsky).
Żółte kartki: Adrian Napierała, Mateusz Kamiński (Katowice) - Ivica Żunić, Tomasz Balul (Tychy).
Sędzia
: Paweł Pskit (Łódź).
Widzów: 4500.